zachód słońca

zachód słońca

niedziela, 18 czerwca 2017

XI Niedziela Zwykła

        Będziecie szczególną moją własnością pośród narodów… (Wj 19,5b)
A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi… (Mt 9,36)

        Wyszli z niewoli. Zrzucili kajdany, porzucili lepiącą się do stóp glinę i słomę, która stopy raniła, kiedy pod batem faraona wyrabiali cegły do budowy wielkiego miasta. Wolność wydawała się celem, który się realizował na ich oczach. Ale to nie był cel sam w sobie. To było zbyt mało, by wyjść tłumem, wielką rzeszą i iść przez pustynię. 

     Bóg nie pragnie wielkiej rzeszy ludzi, która jest nierozpoznawalna w swoim błąkaniu się po pustkowiu. Bóg pragnie z owego bezimiennego wielkiego tłumu uczynić lud, swój lud – nadać mu imię. Proponuje przymierze i niezwykłą relację, która do dziś może budzić zazdrość. 

    Oni, bezimienni, tłumni i obcy jednocześnie dla siebie nawzajem i dla innych, stają się ludem, stają się wspólnotą. Odtąd będą przechowywać pamięć wyzwolenia, staną się królestwem kapłanów i ludem świętym. To żywy organizm, wspólnota odpowiedzialna za swoje dzieje i jednocześnie wspólnota, która może rozmawiać z Bogiem. 

     Każdy z nas ma to doświadczenie bezosobowego tłumu: w ścisku w tramwaju czy autobusie, w kolejce czy na placu, czasem w wielkim korku na autostradzie czy na zakopiance, w supermarkecie, kiedy wszyscy tłoczą się przy kasach, a pomiędzy regałami jest tak ciasno, że ciężko przejechać wózkiem. Można wreszcie być w wielkim tłumie w szkole, niby pośród innych, a jednak samemu. 

     Z takiego tłumu chcemy się wydostać. Tym, co przeszkadza, to poczucie bycia obcym pośród obcych. Pojawia się lęk. Nie wiem, co myśli ten, który stoi tuż za mną i którego oddech czuję na plecach. 

     Tłum może wydawać się bezpieczny – można się w nim ukryć, schować to, co może jest wstydliwe.

    Coraz bardziej wyobcowani. Ocieramy się o innych, w windzie, na korytarzach, ulicach, w autobusie i tramwaju, ale nie komunikujemy się ze sobą, pozostajemy nieznani, pozostajemy obcy.
     Jezus lituje się nad nami, bo nie chce tłumu. Nie chce byśmy pozostali tłumem, chce uzdrowić z choroby, która nas deformuje, która czyni nas nierozpoznawalnymi. Zaprasza nas do wspólnoty Bożego ludu, w którym nikt nie jest obcy, w którym każdy ma imię.

1. Czy mam poczucie przynależności do Ludu Bożego?

2 komentarze:

  1. Tylko niektórzy w tłumie słyszą wezwanie Boga, bo tłum zagłusza to wołanie. Tylko niewielu odpowie na zaproszenie Pana i pójdzie. Dlaczego? Bo to kosztuje. Pójście pod prąd, wyjście z tłumu, obranie innej drogi, wyrażenie innego poglądu i oceny sytuacji zwykle robi się samotnie albo w zdecydowanej mniejszości osób - chociaż w wielkim tłumie ludzi, np. w miejscu pracy- to jest ogromnie trudne. Wymaga odwagi, bo to ryzyko utraty: znajomości, relacji, pracy, kariery, poczucia bezpieczeństwa i komfortu, spokoju, poukładanego życia.... Wyłamując się z tłumu odkrywasz się, już nie jesteś w nim schowany. I czasem ten tłum miłych dotąd ludzi, nagle zaczyna reagować wściekle i agresywnie, albo z odrazą milczy.... maski opadają.
    Tracę czy zyskuję? "Jeśli pilnie słuchać będziecie głosu mego i strzec mojego przymierza, będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich narodów". Jezu, ufam Tobie.

    OdpowiedzUsuń
  2. rzeczywiście można pozazdrościć, przede wszystkim: WSPÓLNOTY oraz możliwości rozmowy z Bogiem.
    Do przedmówcy: odwaga charakteryzowała ten tłum, poszli w nieznane, pustynia obnażała i pokazywała prawdziwe oblicza; czasami niezrozumiałe zachowanie innych wynika z tego, że patrząc na to samo każdy widzi co innego. Na to patrzenie ma wpływ wiele czynników. To dobra Modlitwa: Jezu ufam Tobie. Gratuluję odwagi.(EN)

    OdpowiedzUsuń