Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą. Na to Jezus rzekł do niego: Szymonie, mam ci coś powiedzieć (Łk 7,39 - 40).
Wszyscy ją znali. Gardzili nią, ale korzystali też z jej usług.
Nawet porządni ludzie potrzebowali jej, nawet faryzeusz Szymon jej potrzebował, aby sobie przed lustrem powiedzieć: nie upadłem tak nisko jak ona.
Ich grzechy były zakryte przed ludzkim wzrokiem, cieszyli się szacunkiem, poważaniem, a ona zasługiwała na pogardę. Chociaż to oni zakładali maski, udawali – wielu z mieszkańców miasta znała – tych, którzy do niej przychodzili, widząc tylko jej ciało, którzy traktowali ją jak przedmiot dający im przyjemność.
Przyszło jej żyć na marginesie miasta. I mimo całego upodlenia, w jakim żyć jej przyszło, przychodzi do domu Szymona, słysząc, że tam przebywa Jezus. Słyszała o nim. Tliła się w jej sercu nadzieja, że On jeden nie zobaczy w niej tylko ciała, że On jeden zobaczy jej serce.
Szymon nie wypowiada głośno swojej opinii – On powinien wiedzieć, co to za jedna, wszyscy ją znają. Ale tak jak Jezus widzi serce owej kobiety, tak samo widzi serce Szymona. Czyta jego myśli.
Jezus czyta także nasze myśli. Widzi nasze serca. Gdyby ludzkie myśli pachniały, to na świecie roznosiłby się nieopisany odór, tak że wszyscy zostalibyśmy przezeń zatruci (F. Dostojewski).
Jezus czyta w naszych sercach jak w otwartej księdze. I każdemu z nas mówi: mam ci coś do powiedzenia…
1. Czy nie wydaję zbył łatwych sądów o bliźnich?
2. Czy nie potrzebuję grzechu drugiego człowieka, by usprawiedliwiać siebie?