zachód słońca

zachód słońca

czwartek, 21 września 2023

Czwartek 24. Tygodnia Zwykłego, Święto św. Mateusza, apostoła

    Jezus, wychodząc z Kafarnaum, ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: "Pójdź za Mną!" A on wstał i poszedł za Nim (Mt 9,9).


    Ewangelia przypomina nam powołanie św. Mateusza. Siedział przy stole w komorze celnej. Był kimś, kto swoje życie poświęcił zdzieraniu pieniędzy i brudnym zyskom, na dodatek w części w imieniu okupanta. Uważany za nikczemnika, oszusta i złodzieja. 

    Ale Jezus nie minął tego stołu, przy którym Mateusz siedział, zatrzymał się i spojrzał na niego, a potem wezwał do pozostawienia tego znienawidzonego miejsca, pieniędzy, porzucenia wszystkiego, co Mateusz uznawał za fundament dobrego swojego życia. Mateusz staje się uczniem.

    Zdumiewa szybka decyzja Mateusza. Jego zachowanie można wytłumaczyć pewnie na różny sposób, ale ponieważ było to miasto, które Jezus sobie wybrał jako swoje, Mateusz z pewnością o Nim słyszał, a pewnie było też coś, w postawie, spojrzeniu, w słowach Jezusa, co kazało mu zaufać Mistrzowi. 

    Ale to nie koniec historii. W domu, za stołem, wraz z Mateuszem, siada wielu celników i publicznych grzeszników. Być może wielu z nas powiedziałoby w tej sytuacji: nie jest dobre dla sprawy przebywanie w takim towarzystwie, co sobie inni pomyślą, będziemy na językach u ludzi. Ale Jezus jest wolny od ludzkich osądów i opinii. Nie przyszedł szukać zdrowych, ale grzeszników i gani faryzeuszy za brak miłosierdzia, za bak współczucia wobec tych, którzy potrafią uznać swój grzech i zmienić swoje życie. 

    Często postępujemy w taki sposób... Potrafimy osądzić, nie chcemy być oskarżeni o naiwność, więc trudno nam zaufać innym. To jest różnica między nami a Jezusem. Kiedy On potrafi zawsze obudzić nadzieję w człowieku i zaufać mu, zawieszając pochopne osądy, my potępiamy, podcinając skrzydła, opierając się często na powierzchownych ocenach.  A wystarczyłoby zrozumieć, co znaczy: chcę raczej miłosierdzia, niż ofiary. Wiele jeszcze musimy się od Jezusa nauczyć...


1. Na ile ludzkie osądy i opinie sprawiają, że rezygnuję z prawdy i wartości, które są dla mnie cenne?

środa, 20 września 2023

Środa 24. Tygodnia Zwykłego, wsp. św. Andrzeja Kim Taegon i towarzyszy

    Z kim mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni?  (Łk 7,31).


    Czytam Ewangelię i pozostawia ona w naszych uszach pewien niesmak - widzę Jezusa, który jest rozczarowany swoim ludem. Zawsze można znaleźć wymówkę, by nie wierzyć, zawsze znajdzie pretekst dla tych, którzy do słów i działania Jezusa podchodzą z podejrzliwością, lub tych, którzy nic nie chcą zmienić w swoim życiu. 

    Wiara w Jezusa, wczoraj, dzisiaj i zawsze, wymaga pierwszego ruchu w ludzkim sercu: szczerego otwarcia się na Jego słowo, chęci słuchania. Bóg nam się nie narzuca, objawia się i jednocześnie ukrywa, jest światłem i cieniem.

    Dlatego wiara w Jezusa wymaga najpierw aktu zaufania, chęci ujrzenia światła. Wierzymy, ponieważ w głębi serca zrobiliśmy ten pierwszy krok, wolny, zdecydowany i uczciwy, który otwiera nas na Ducha. 

    Problem jest w tych z nas, którzy robią ten krok, ale tylko połowicznie, zawsze grając między światłem, a cieniem, nowym a starym człowiekiem. Problem tkwi w tych z nas, którzy chcą jednocześnie pływać i zachować suche ubranie, chcą przepłynąć morze, ale nie chcą podjąć ryzyka. 

    Jezus przychodzi do nas i aby przyjąć Go szczerym sercem, musimy rozpoznać nasze ciemności, ponazywać nasze kajdany, przestać godzić się z przeciętnością. On jest  wstanie rozświetlić wszystkie nasze ciemności, ale jeśli my tego nie będziemy chcieli, zawsze znajdziemy wymówkę, by usprawiedliwić naszą bylejakość...


Co wpływa na pogłębienie mojej wiary?

wtorek, 19 września 2023

Wtorek 24. Tygodnia Zwykłego

    Gdy przybliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego - jedynego syna matki, a ta była wdową. Na jej widok Pan zlitował się nad nią i rzekł do niej: "Nie płacz" (Łk 7,12a.13).


    W społeczeństwie, w którym bezpieczeństwo kobiety zależało od mężczyzny, wdowa, która straciła jedynego syna, została pozbawiona wszelkiego oparcia - stawała się bezbronna, jej życie ulegało ruinie. 

    Jezus przywraca jej nie tylko syna, ale przywraca jej sens życia. Jednocześnie prowokuje, by ci, którzy za Nim idą, wyznali wiarę co do Niego, a przede wszystkim wiarę w Miłosierdzie Boga. 

    To wskrzeszenie młodzieńca zostaje wspomniane jedynie przez św. Łukasza. Było wskrzeszenie córki Jaira i teraz młodzieńca z Nain. Jezus pokazuje ciekawy obraz: matka - syn oraz ojciec - córka. Oboje przywróceni do życia to ludzie młodzi, których śmierć jest szczególnie tragiczna.

    W przeciwieństwie do Jaira, owa uboga wdowa, złamana tragedią, nie prosi o nic. Dla niej świat się już skończył, jest pogrążona w bólu i doświadczeniu bezsilności. To Jezus wychodzi z inicjatywą - jedyną motywacją dla tego cudu jest współczucie Jezusa, który objawia swoją moc. To Jezus jest w centrum tej historii - On, Zwycięzca śmierci. 

    Bóg św. Łukasza jest Bogiem współczującym, podobnie jak Mesjasz. Poza współczuciem Jezus ma moc, by zmieniać losy ludzi. Mówi do owej wdowy: Nie płacz! Pocieszenie, które ma swoje źródło w samym Bogu, który ma moc przywrócić życie umarłym. Jezus objawia się jako Pan życia. 


    czy doświadczyłem sytuacji, gdy moje strapienie spotkało się z pocieszeniem, smutek został zastąpiony przez radość, miejsce obaw zajął pokój serca?