Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: "Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!" Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali (Mt 22,2-6).
Gdyby Bóg wezwał nas jako wymagający Pan, byśmy przynieśli owoce naszej pracy, byśmy zapłacili to, cośmy winni, pewnie cierpliwie czekalibyśmy w kolejce na naszą kolej u Jego drzwi.
Ale Bóg nas zaskakuje – nie żąda! Bóg zaprasza. Zaprasza na ucztę weselną. I to jest dla nas problem. Problem wielu chrześcijan. Wciąż jeszcze zbyt wiele w nas mentalności niewolników, dla których Boże wymagania jawią się jako ciężar nie do uniesienia.
Boże zaproszenie na ucztę weselną często nas irytuje – przecież tyle pilnych rzeczy jest do wykonania. Nie chcemy, by Pan Bóg zakłócał nam porządek naszego dnia, nasz spokój…
Na zaproszenie można odpowiedzieć nie tylko obojętnością. Nie brakuje i takich, którzy odpowiadają nienawiścią. Człowiek odkrywa swój potencjał agresji wobec Tego, który niczego nie narzuca, Tego, który daje, nie oczekując niczego w zamian. Gdyby Bóg żądał, uiściliby zapłatę. Bezinteresowność wydaje się nieznośna.
1. Dlaczego uczestniczę w Eucharystii?
2. Co dziś jest moim polem, dla którego rezygnuję z Boga?