zachód słońca

zachód słońca

wtorek, 31 marca 2015

Wtorek Wielkiego Tygodnia


      "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeden z was mnie zdradzi"(...) "Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został otoczony chwałą. Jeżeli Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim chwałą otoczony, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy" (J 13, 21b. 31b-32).

    Ostatnia wieczerza. Podniosła. To nie jest zwyczajna Pascha. Gesty Jezusa wykraczają poza żydowski zwyczaj. To daje się wyczuć. Na zewnątrz również daje się wyczuć napięcie. 

    W tej atmosferze padają słowa niezwykłe - słowa o zdradzie. Wąskie grono, tylko dwunastu. Tak dobrze się znali. Tyle wspólnie przeżyli. Tyle razem przeszli. Dla Niego zrezygnowali z tego, co było dotąd ich życiem. Trudno uwierzyć, że może być wśród nich zdrajca.

    A jednak wobec tych słów nikt z nich nie czuje się pewnie. O kim mówi? Spoglądali niepewnie jeden na drugiego, by odczytać w oczach, w twarzy tę rzeczywistość, która ich zaskoczyła. Nie do końca mogą zrozumieć. Nawet wyjście Judasza nie zostaje odczytane jako znak zdrady. 

   I jeszcze bardziej zdumiewają kolejne słowa. W kontekście zdrady są zdumiewające. "Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą". Noc zdrady i chwała. Trudno zrozumieć. Jezus całkowicie ufa swojemu Ojcu. W tym całkowitym zawierzeniu, oddaniu swojego życia w Jego ręce, mimo zdrady, mimo czekającej męki, posłuszeństwo Ojcu i Jego woli ukazuje prawdziwe oblicze Syna Bożego, Jego uniżenie aż po krzyż. Krzyż, który staje się chwałą Bożą i mądrością Bożą. 

On, istniejąc w postaci Bożej, 

nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie,
uznany za człowieka,
uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci
- i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył
i darował Mu imię ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano
istot niebieskich i ziemskich i podziemnych.
I aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest PANEM
- ku chwale Boga Ojca. 
(Flp 2,6-11)

1. Czy potrafię przyjmować bolesne doświadczenia?
2. Jakie uczucia towarzyszą mi w takich doświadczeniach?

poniedziałek, 30 marca 2015

Poniedziałek Wielkiego Tygodnia

         Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku (J 12, 1 - 3).

          Sześć dni przed Paschą. Zbliża się czas śmierci. Jezus żegna się z przyjaciółmi i jest żegnany. Maria zdobywa się na gest niespotykany, przekraczający wszelkie konwencje i tradycje. W swojej spontaniczności wylewa na stopy Jezusa flakon drogocennego olejku. Po pomieszczeniu, a potem po całym domu rozchodzi się przyjemna woń - woń wdzięczności.

      Chciała w ten sposób wyrazić swoją wdzięczność. Jezus bywał w ich domu, jak u przyjaciół. Ale kiedy dokonał wskrzeszenia Łazarza, jej brata, stał się nie tylko przyjacielem domu - któż może wskrzesić do życia? A jak wyrazić wdzięczność za ten dar przywrócenia życia brata? Serce nie mogło pomieścić wdzięczności. Nic dziwnego. 

       Wyraz wdzięczności w kontekście Paschy nabiera jednak innego znaczenia, z którego ona nie zdawała sobie sprawy. To namaszczenie na dzień pogrzebu. Jezus złoży ofiarę ze swojego życia.  Ofiarę miłą Bogu. Wzniesie się ona do Boga jak woń przyjemna. 

1. Czy potrafię okazywać wdzięczność?
2. Czy moje ofiary składane Bogu są Mu przyjemne?
       

niedziela, 29 marca 2015

Niedziela Palmowa

     Wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu na przeciw. Wołali: "Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie" oraz: "Król izraelski!"
(J 12,12-13).

      Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze im czynił. Piłat im odpowiedział: "Jeśli chcecie, uwolnię wam króla żydowskiego?" Wiedział bowiem, że arcykapłani wydali Go przez zawiść. Lecz arcykapłani podburzyli tłum, żeby uwolnił im raczej Barabasza. Piłat ponownie ich zapytał: "Cóż więc mam uczynić z Tym, którego nazywacie królem żydowskim?" Odpowiedzieli mu krzykiem: "Ukrzyżuj Go!" Piłat odparł: "Cóż złego uczynił?" Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: : "Ukrzyżuj Go!" (Mk 15,8 - 14).

  Między uwielbieniem a nienawiścią. Między radością a twarzami wykrzywionymi złością. Ręce trzymające palmowe gałązki i zaciśnięte pięści. Tłum. Można nim sterować, manipulować, podburzyć. Zło się naradza. Nie jest głupie. Szuka sposobu, jak podejść samego Boga i jak podejść człowieka. Nie mieli dobrego zdania o tłumie:  A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty (J 7,49). Ale potrafili wykorzystać emocje tłumu. 

      Pośród tego tłumu jest i moje miejsce. Przechodzę z jednej strony na drugą. Raz z gałązką pokoju, raz ze ściśniętymi pięściami.

      Jezus otoczony tłumem. A jednak każdego widzi pojedynczo. Dostrzega twarz Judasza, Piotra, twarz Piłata i Kajfasza, twarz Jana, Szymona z Cyreny i rzymskiego setnika. Dostrzega pośród tłumu i moją twarz, moje ręce, moje reakcje i zachowania, moje wybory i postawy. Każdego dnia dokonuję wyborów. Opowiadam się "za Nim" lub "przeciw Niemu". Wobec Niego nie da się być obojętnym. Wszystko jest wyborem. Nawet umywając ręce i wypowiadając słowa: to wasza rzecz - Piłat dokonał wyboru.


O chorym słowiku i wróblach

     Pewnego dnia słowik nagle zachorował i przestał śpiewać. 
- On wcale nie jest chory - rozpowiadały wróble po dachach - on tylko tak udaje, bo nie chce mu się nucić treli.
   Gdy to pomówienie dotarło do słowika, bardzo się zmartwił i znów zaczął śpiewać.
- No i czy nie miałyśmy racji - triumfowały wróble - że tylko lenistwo przeszkadzało mu w śpiewie?
    Ale słowika tak wymęczyło to śpiewanie ostatkiem sił, że wkrótce umarł. 
- Dlaczego w takim razie śpiewał - ćwierkały wróble - skoro już był śmiertelnie chory?

1. Czy w swoich wyborach nie ulegam opiniom większości?
2. Czy potrafię wypowiedzieć swoje zdanie wbrew większości?


sobota, 28 marca 2015

Sobota V Tygodnia Wielkiego Postu

         Arcykapłani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród. Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł do nich: Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród. Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale jako najwyższy kapłan w owym roku wypowiedział proroctwo, że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród, ale także, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. Tego więc dnia postanowili Go zabić (J 11, 47 - 53).

       Wobec wskrzeszenia Łazarza nie można pozostać obojętnym. Wielu uwierzyło. Ale znaleźli się "życzliwi", którzy donieśli. Wówczas zwołali Wysoką Radę. Jezus jest niebezpieczny - zagraża ich społecznej pozycji. Aby ją obronić uciekają się do oszczerstwa, pomówień, fałszywych oskarżeń. Jest szkodnikiem i zwodzicielem, zagraża całemu narodowi, który mogą zniszczyć Rzymianie. I dlatego, dla dobra
narodu, trzeba Go odrzucić, trzeba Go skazać na śmierć. Bo jeśli nie, cały naród jest zagrożony. Zaślepienie nie pozwala im zobaczyć działania Boga. 

         Zło można uzasadnić, zracjonalizować. Ludzka przewrotność potrafi usprawiedliwić okrucieństwo, nienawiść. Można w tym celu powołać się nawet na autorytet Bożego Słowa. 

       Św. Jan ukazuje te same słowa w innym świetle. Rzeczywiście Jezus umiera za innych, nie tylko za naród. Nie dlatego, że zagrażał, ale by dokonało się wyzwolenie z niewoli grzechu.

O dębie i bluszczu

     Na polanie rósł sobie wielki, rozłożysty dąb. Swym cieniem służył ludziom, zwierzętom, roślinom. Pewnego dnia usłyszał słaby, piskliwy głos:
- Ach, gdyby mi tak ktoś pomógł! Wszyscy rosną i pną się w górę, tylko ja jestem taki słaby!
Dąb zerknął w dół i zobaczył trzy ciemnozielone listki bluszczu. Żal mu się zrobiło tego maleństwa i natychmiast zaofiarował pomoc:
- Jeżeli chcesz, możesz się na mnie oprzeć, mam dosyć siły i wigoru. 
Uszczęśliwiony bluszcz przyczepił się zaraz do kory dębu i powoli oplatał go swymi gałązkami. Po jakimś czasie przypomniał sobie dąb o swoim podopiecznym, chciał z nim pogawędzić, ale ten nie miał ochoty na rozmowy. Odburknął tylko coś niegrzecznie i zamilkł. Pewnego dnia dąb poczuł łamanie w konarach i swędzenie kory. Poprosił swego gościa o pomoc, ale bluszcz (teraz już wielki i mocny) nie raczył nawet zareagować. Minęły lata i dąb czuł zbliżającą się śmierć: wiedział, że to bluszcz dusi go i żeruje na nim. Prosił więc o trochę powietrza, błagał o zmiłowanie, zaklinał na wszystkie świętości i na przeszłość. Daremnie. Musiał umrzeć. 

1. Czy potrafię zobaczyć w codzienności działanie Pana Boga?
2. Czy nie racjonalizuję, nie uzasadniam zła?

piątek, 27 marca 2015

Piątek V Tygodnia Wielkiego Postu

      Żydzi porwali kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować? (J 10,31-32).


     Zabrakło argumentów i porwali kamienie. Siłą chcieli zmusić do milczenia. Mimo wielu dobrych słów, dyskusji, przekonywania. Mimo tylu dobrych czynów. Łaska nie może się przebić przez kamienną skorupę serca. Zostaje zamknięte nienawiścią. 

   Chwycili kamienie. W miejsce siły argumentów pojawia się argument siły. Jezus nie boi się kamieni. Ale wobec zaślepienia pozostaje bezradny. Skoro nie dociera słowo, nie przemawia dobro, Jezus się usuwa. Odchodzi w miejsca pustynne, za Jordan, gdzie wcześniej Jan udzielał chrztu. 

  Przegrywa. Bóg przegrywa walkę z człowiekiem, walcząc o człowieka, o dobro, o zbawienie człowieka. 

O wierze i ateiście

     W pewnym towarzystwie jakiś butny ateista popisywał się złośliwymi wypowiedziami przeciw wierze i Kościołowi. Wszyscy przyjmowali jego wywody z wyraźną obojętnością, tylko pewna starsza dama zareagowała z apostolskim zacięciem:
- To, czy pan wierzy w Boga, czy nie - to nie jest takie ważne; ważniejsze jest inne pytanie.
- Jakie mianowicie? - chciał wiedzieć niewierzący.
- Czy Bóg wierzy w pana - odpowiedziała staruszka. 


1. Jak reaguję na łaskę na dobro, którego doświadczam, które dzieje się na moich oczach?
2. Czy potrafię uznać czyjąś rację? 


czwartek, 26 marca 2015

Czwartek V Tygodnia Wielkiego Postu

    Odpowiedział Jezus: Jeżeli Ja sam siebie otaczam chwałą, chwała moja jest niczym. Ale jest Ojciec mój, który Mnie chwałą otacza, o którym wy mówicie: Jest naszym Bogiem, ale wy Go nie znacie (J8,54).

     Każdy z nas lubi być chwalonym. Pochwała potrafi dodać skrzydeł. Człowiek potrafi wiele z siebie dać, kiedy czuje się dostrzeżony. Dziecko przez rodziców, uczeń przez nauczyciela, pracownik przez pracodawcę. 

     Brak pochwały demotywuje. Człowiek się poddaje, przestaje wierzyć w swoje możliwości, umiejętności. Przestaje wierzyć, że komukolwiek jest potrzebny. Brak pochwały odbiera poczucie sensu pracy, a czasem życia. 

       Ale również w pochwale może kryć się niebezpieczeństwo - pochwałę można uczynić celem życia. Wówczas ego urasta do rozmiarów wielkiego balonu. Inni się nie liczą. Mają być tylko tłem. Jeżeli ktoś coś potrafi lepiej, staje się zagrożeniem. 

        Ludzka chwała może być niebezpieczna. Może sprawić utratę kontaktu z rzeczywistością, z rodziną, przyjaciółmi.

       Jezus nie zwraca uwagi na ludzką chwałę. Bo ona nie jest najważniejsza. Najważniejsze pytanie zawsze powinno brzmieć: czy moje czyny, moja postawa, moje słowa zasługują na pochwałę Ojca.

O żabie i ośle

    Żaba, wychyliwszy się ze swego bajorka, zobaczyła  osła skubiącego trawę na łące. Pomyślała sobie: "Gdybym tak nadęła swoją pomarszczoną skórę, stałabym się z pewnością tak samo wielka i wspaniała jak ten osioł, to nic trudnego, a wszyscy będą kiwać głowami z osłupienia". To pomyślawszy, zaczęła się nadymać. Po chwili zapytała młode żabki, czy nie wydaje im się, że już dorównuje osłowi. Ale żabięta odpowiedziały przecząco. Więc żaba z całych sił wciągnęła następną porcję powietrza, co jednak - jak stwierdziły żabki - dalej nie upodobniło jej do osła. Gdy po raz trzeci chciała się nadąć, pękła jak balon.

1. Czy nie ma we mnie próżności?
2. Czy moje słowa, czyny, postawa zasługują na pochwałę Boga?

środa, 25 marca 2015

Uroczystość Zwiastowania Pańskiego - 25 marca

      Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, . Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus (Łk 1,28b - 31).

       Cztery słowa ze sceny zwiastowania.

       Bądź pozdrowiona. Raduj się, Maryjo! To pierwsze słowo, jakie Maryja słyszy ze strony anioła. Raduj się! To pierwsze słowo, jakie Bóg kieruje do całego swojego stworzenia. W czasie, który często jawi się jako pełen trudów i problemów, niepewności i mroku, pierwszą rzeczą, o którą prosi nas Stwórca, to abyśmy nie utracili radości. Bez radości życie staje się ciężkie i pełne trudów.

       Pan z Tobą! Radość, do jakiej jesteśmy zaproszeni nie opiera się na wymuszonym optymizmie czy samooszukiwaniu. To wewnętrzna radość, która rodzi się wówczas, kiedy człowiek uświadamia sobie: nie jestem sam. To radość wypływająca z wiary. Bóg mi towarzyszy, broni, szuka zawsze mojego dobra.

         Nie bój się! Jest wiele różnych lęków, obaw, jakie mogą się w nas obudzić. Lęk o przyszłość, leki związane z chorobą, cierpieniem, śmiercią. Obawy związane z poczuciem samotności, odrzucenia, braku miłości. Lęk jest czymś złym - zadaje rany. Obawy blokują życie, paraliżują, nie pozwalają iść. Dlatego potrzebujemy zaufania, pewności i światła. 

        Znalazłaś łaskę u Boga! Również my powinniśmy usłyszeć te słowa. Wszyscy przecież żyjemy i umieramy podtrzymywani przez łaskę i miłość Boga. Wiara w Boga nie jest receptą, która pozwoli rozwiązać wszelkie codzienne problemy. Ale wszystkie te problemy wyglądają inaczej, kiedy żyjemy szukając w Bogu światła i sił, aby się z nimi zmierzyć. 

wtorek, 24 marca 2015

Wtorek V Tygodnia Wielkiego Postu

     Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich. Powiedzieli do Niego: Kimże Ty jesteś? Odpowiedział im Jezus: Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? (J8, 22b - 25).

    Czy warto mówić z tymi, którzy i tak nie chcą usłyszeć? Czy warto tłumaczyć tym, którzy mają uszy, ale nie słyszą, oczy mają, ale nie widzą? A w ogóle dlaczego chcą rozmawiać? 
    Ja Jestem! Jezus posługuje się imieniem Boga ze Starego Testamentu. Znali je bardzo dobrze. Tym imieniem przedstawił się Mojżeszowi, to imię zostało objawione im w egipskiej niewoli: Jestem posłał mnie do was
      Jezus bardzo wyraźnie mówi, że jest Bogiem. Nie mogli tego nie zrozumieć. Ale nie chcieli uwierzyć. Bardziej umiłowali ciemność, aniżeli światło. A to od wiary w Niego, od naszego zawierzenia, że On ma moc uwolnienia nas od grzechów, zależy nasze zbawienie. 

O pustym krześle

    Pewien kapłan, odwiedzając chorego w jego mieszkaniu, zauważył puste krzesło przy łóżku i zapytał, po co tu stoi. W odpowiedzi usłyszał:
- Zaprosiłem Jezusa, aby zajął miejsce na tym krześle, rozmawiałem z Nim, zanim ksiądz przyszedł. Proszę księdza, długie lata trudno było mi się modlić, aż pewien przyjaciel wyjaśnił mi, że modlitwa to rozmowa z Jezusem. On też poradził mi, abym obok siebie postawił puste krzesło i wyobraził sobie, że na nim siedzi sam Jezus. W ten sposób łatwiej z Nim rozmawiać i wsłuchiwać się w Jego słowa. Od tego czasu nie mam żadnych problemów z modlitwą. 
    Parę dni później przyszła do księdza córka chorego z wiadomością, że ojciec umarł. Powiedziała przy tym:
- Zostawiłam go na parę godzin samego. Wyglądał bardzo pogodnie. Gdy weszłam potem do pokoju, ojciec już nie żył. Zauważyłam jednak coś osobliwego: jego głowa leżała nie na łóżku, lecz na krześle obok łóżka. 

1. Kim Jezus jest dla mnie? 
2. Czy ja wierzę, że w Nim jest moje zbawienie?

poniedziałek, 23 marca 2015

Poniedziałek V Tygodnia Wielkiego Postu

...przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień.  (J8, 3 - 6.8).

     Kobieta się nie liczy. Jest tylko narzędziem, by pochwycić Jezusa. Ludzki śmieć rzucony pod Jego nogi. Sidła zostały zastawione. Bez względu na to, co by nie zrobił, będzie można Go oskarżyć: albo narusza prawo i jest niekonsekwentny w swoim nauczaniu - mówił przecież, że nie przyszedł znieść prawa, ale wypełnić, albo jest okrutny i Jego litość jest tylko grą pod publiczkę...
     Jezus ich zaskakuje. Nie mówi: nic się nie stało. Grzech jest grzechem. Ale jest różnica pomiędzy grzechem, a grzesznikiem. Mówi im: spróbujcie zajrzeć do własnego sumienia, spojrzeć we własne serce. Od tego zacznij osąd bliźniego. Masz prawo ukamienować, jeżeli twoje serce jest w pełni wolne od grzechu. 
     Jezus zaskakuje także kobietę. Jako jedyny dostrzega w niej człowieka. Dostrzega człowieka, którego ona jeszcze w sobie nie widzi. Dostrzega możliwość przemiany. Nie lekceważy jej grzechu. Grzech jest złem. Ale grzech i grzesznik to dwie różne rzeczywistości. Potępienie dla grzechu nie oznacza potępienia człowieka. I Ja cię nie potępiam, idź i od tej pory już nie grzesz... Miłosierdzie nie oznacza lekceważenia grzechu. Stawia wymagania. Ale jest większe od ludzkiego grzechu.

1. Czy potrafię rozdzielić grzech i grzesznika?
2. Czy dostrzegam wymagania stawiane przez Boże Miłosierdzie?
3. Czy nie podchodzę pobłażliwie do swoich i surowo do cudzych grzechów?

niedziela, 22 marca 2015

V Niedziela Wielkiego Postu

     Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne (J12, 24-25).

      W każdym z nas jest pokusa znaczenia. Chęć bycia „kimś” grozi każdemu z nas. Chęć bycia uznanym za kogoś ważnego. Lubimy mieć znaczenie, czymś się wykazać. Każdy człowiek pragnie być gwiazdą, świecić jaśniej niż inni i być w centrum zainteresowania. Niektórzy próbują za wszelką cenę utrwalić własny sposób myślenia i działania. Trudno im pogodzić się z przemijaniem, utratą pozycji, znaczenia... Trudno wówczas przeżywać chorobę, starość, bierność. 


     Stanąć w jednym szeregu, bez szukania własnej chwały. Zrezygnować z profitów własnej pracy. To nie przekreśla starania o własny rozwój, zaangażowanie, osiągnięcia. Ważne jest to, by zachować wewnętrzną wolność. Robię coś dlatego, że to jest dobre, że trzeba to zrobić, a nie po to, by mieć powód do chwały, by czerpać profity, nie po to, by mnie podziwiano.


Memento Mori – pamiętać o swoim kresie, o swojej śmierci. Kiedy Noe budował arkę z pewnością wywoływał duże zdziwienie. My też musimy budować swoje życie, chociaż może być przez wielu niezrozumiałe to, co robimy. Musimy budować życie, aby ocalić je podczas potopu. Potop, woda w Biblii jest symbolem śmierci. Tak budujcie, aby coś zostało na życie wieczne.

    Wykonywanie pewnych rzeczy nie gwarantuje jeszcze nieba. Ta sama czynność może nas otwierać lub zamykać dla nieba. Zależy, czy się angażujemy, czy wypełniamy ją z miłością. Trzeba szukać takich chwil, które mają w sobie zasiew wieczności.


        W tradycji mniszej poza ""memento Mori" jest jeszcze inne powiedzenie: wszystko jest ważne i nic nie jest ważne. Warto się angażować, poważnie traktować to, co się robi. To wszystko w odniesieniu do budowania relacji z Bogiem, w odniesieniu do wieczności, nie ma jednak wielkiego znaczenia. Przyjdzie potop i nic z tego nie zostanie. Nie można się skupić tylko na doczesności. Nie można jednak również skupiać się tylko na wieczności, bez angażowania się w teraźniejszość. Patrząc na ostateczny cel życia, najlepiej się do niego przygotujemy, kiedy będziemy dobrze przeżywali naszą teraźniejszość. Nie należy żyć wspomnieniami przeszłości czy marzeniami o przyszłości. Trzeba żyć tu i teraz mając perspektywę nieba. W ludzkie życie wpisane jest przemijanie. Im więcej w nas wolności i im łatwiej akceptujemy rozstania, rezygnację, utratę, odejście na drugi plan albo w cień, tym spokojniej zaakceptujemy brak sił, nasze zmarszczki, siwe włosy lub ich brak, nasze powolne obumieranie na wzór ziarna pszenicy. 


O grze w szachy

    Dietrich Bonhoeffer porównał życie człowieka do gry w szachy z bezkonkurencyjnym partnerem.
     Oto siedzimy razem z tym mistrzem po przeciwnych stronach stołu i wpatrujemy się z uwagą w czarno-białe pola. Każdy z nas gra według swojego konceptu, każdy chce wygrać. Z początku nie zauważamy wcale przewagi partnera. Ba, czasami udaje się nam nawet zdobyć tę czy inną figurę. Ale w pewnym momencie musimy sobie uświadomić, że nie mamy szans, że jeszcze parę ruchów i czeka nas nieunikniony szach-mat. 

1. Czy akceptuję swoje życiowe miejsce?
2. Czy angażuję się w pełni w moje tu i teraz?
3. Z czego najtrudniej mi w życiu zrezygnować?




sobota, 21 marca 2015

Sobota IV Tygodnia Wielkiego Postu

       Powstało w tłumie rozdwojenie z Jego powodu. Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki. Wrócili więc strażnicy do arcykapłanów i faryzeuszów, a ci rzekli do nich: Czemuście Go nie pojmali? Strażnicy odpowiedzieli: Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia. Odpowiedzieli im faryzeusze: Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty (J7,43nn).

       Straże wysłane, by pojmać Jezusa, wracają do mocodawców z pustymi rękoma. Poszli Go pojmać i sami zostali pojmani przez Słowo. 
  To byli ludzie o twardym sercu, profesjonaliści. Nie słuchali wyjaśnień, nie patrzyli w oczy. Na zimno wykonywali swoje dzieło. Znają rozkazy i je wypełniają. Nie interesowały ich słowa Jezusa. Przez przypadek słyszą to, co mówi. Nie mogą oprzeć się zdumieniu. W zdumieniu ich kamienne serca stają się sercami z ciała.
 Jesteśmy przyzwyczajeni do Słowa. Obznajomieni z Nim. Ale Słowo nie ujmuje nas, nie chwyta za serce. Nie jest nawet w stanie zapaść w naszą pamięć. Nie zostawia śladu w naszym życiu. Rzadko jesteśmy pojmani przez Słowo. 

O podróżnym i słowach

      Pewien podróżny użalał się jednemu z uczniów:
- Przybyłem z daleka, aby posłuchać Mistrza, ale mam wrażenie, że jego słowa są całkiem zwyczajne. 
- Nie słuchaj więc jego słów; słuchaj tego, co one przekazują! - odparł uczeń.
- Jak to się robi? - zaciekawił się podróżny.
- Zatrzymaj się na jednym zdaniu, przez niego wypowiedzianym. Potrząśnij nim dobrze, tak aby opadły wszystkie słowa. To, co zostanie, rozpali twe serce! - rzekł z uśmiechem uczeń.

1. Jak słucham Słowa Bożego?
2. Czy Słowo dotyka mojego serca?
3. Czy pamiętam Słowo?

piątek, 20 marca 2015

Piątek IV Tygodnia Wielkiego Postu

          Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszym sprawom, zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy naszych obyczajów. Chełpi się, że zna Boga, zwie siebie dzieckiem Pańskim. Jest potępieniem naszych zamysłów, sam widok jego jest dla nas przykry, bo życie jego niepodobne do innych i drogi jego odmienne. Uznał nas za coś fałszywego i stroni od dróg naszych jak od nieczystości. Kres sprawiedliwych ogłasza za szczęśliwy i chełpi się Bogiem jako ojcem. Zobaczmyż, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zejściu. Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z ręki przeciwników.  (...) Tak pomyśleli - i pobłądzili, bo własna złość ich zaślepiła (Mdr 2,12nn).

             Sprawiedliwość, a jeszcze bardziej Sprawiedliwy, staje się wyrzutem sumienia dla ludzkiej nieprawości. Nie pozwala na życie w ułudzie poprawności, wskazuje naruszanie Bożego porządku, błędy ludzkich tradycji i zwyczajów. Tak postrzegany był Jezus przez sobie współczesnych. Tak postrzegany jest dzisiaj. Tak działa dobrze ukształtowane sumienie. Nie godzi się na dwuznaczności, różne światłocienie. Jest tylko Tak Tak i Nie Nie

         Można uznać napomnienia Jezusa, wskazania sumienia - opowiedzieć się za sprawiedliwością i Sprawiedliwym. Ale trudno schodzić z własnej drogi, rezygnować z własnych planów. Człowiek wie, co mu potrzebne do szczęścia, czemu miałby się liczyć z głosem Kogoś, kto widzi to inaczej? Dlatego człowiek mówi w swoim zaślepieniu: Sprawdzam! 
        Przy pokerowym stoliku życia liczy na wygraną, ufając własnym kartom trzymanym w dłoni. Zobaczmyż, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zejściu. Bóg pozwala na takie zagranie. Pozwala sprawdzić człowiekowi własną kartę. Pozwala się przybić do krzyża. Pozwala zostać człowiekowi w jego zaślepieniu i złości. Odkrycie kart po Sprawdzam! może się okazać bolesne dla człowieka. 

1. Jak reaguję na napomnienia sumienia?
2. Czy potrafię przyjąć napomnienie ze strony drugiego człowieka?
3. Czy potrafię uznać, że mój wybór nie jest właściwy?

czwartek, 19 marca 2015

Uroczystość św. Józefa Oblubieńca

          Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański. (Mt 1,18nn)

          Wszystko już miał zaplanowane. Za kilka tygodni pobiorą się, zamieszka ze swoją wybraną. Już widzi swój domek, firanki w oknach, jakie kafelki w łazience. Myśli o pracy i dzieciach. Chciałby spokojnego życia, z weekendami i urlopem, może z jakąś chatką w górach. 

     Józef jakby przy okazji zostaje zaproszony do wiary. Będzie wychowywał i zarabiał na chłopczyka, który nie jest jego synem. Zgadzając się na plany Boga, nigdy więcej nie tknie swej małżonki, mimo że po ludzku mu się należy.

      Nagle w jego życie wkracza Boży posłaniec, przynosząc Słowo: Nie bój się! Józef nie rozumie, jak się to wszystko stanie, ale zdaje się całkowicie na Boga, przyjmuje słowo obietnicy. I słowo Boga okazuje swoją moc – jest płodne. Bóg prowadzi odtąd Józefa drogą, której nie znał. Dla Niego uwierzyć oznaczało przekreślić swój własny pomysł na życie, dać sobie pomieszać plany. Jakby nagle uprowadzono samolot, którym lecisz. Planowałeś dotrzeć do Nowego Yorku, a tu nagle Kraków - Balice.

1. Czy dostrzegam Boże działanie w moim życiu?
2. Jak odpowiadam na Boży plan wobec mnie?

środa, 18 marca 2015

Środa IV tygodnia Wielkiego Postu

       Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie.  Oto wyryłem cię na obu dłoniach (Iz 49,15-16a). 

      Być w rękach Boga to dobre miejsce. Prosić Pana Boga o zrozumienie i poczucie, że jestem w Jego rękach. Bóg Abrahama, Izaaka, Jakuba. Tak umiłowali, poczuli się w Jego rękach, że niczego nie potrafili Mu odmówić. Bóg nie potrafi ich niczym do siebie zrazić.

       Bóg nie tylko sprawił, że jesteśmy kochani. Stworzył samą miłość. Nie tylko stworzył truskawkę, ale sprawił, ze nam smakuje. Czy potrafię dostrzegać każdą sytuację jako dar Boga? Miłość Boga jest łaską, jest darmowa. Nie potrafię nic uczynić, by Bóg kochał mnie bardziej, ale również nie potrafię nic zrobić, by Bóg kochał mnie mniej. Panie Boże, co ty we mnie widzisz, że nawet widząc moją grzeszność, mówisz: jesteś drogi mojemu sercu?

           Zmęczona Osoba /Jezus/ leżał na kanapce, a ja przysiadłem się na brzeżku i zapytałem go po cichu – Powiedz Pan mi tylko jedno, pod hajrem. Ja nikomu nie powtórzę. Czy warto było wtedy dać się tak męczyć z powodu ludzkości, gdy pan pierwszy raz zawitał na tak zwany padół? To on się spojrzał na mnie dużemi, smutnemi oczami i powiedział po hebrajsku – Kto mówi warto? Wypluj pan to słowo.

        Miłość nie liczy, nie prowadzi książki rozchodów i przychodów. Nie ma miłości „pod warunkiem” ani „do pewnego stopnia”, nie ma miłości „przez pewien czas”. Miłość wypełnia całego Boga i prosi o wypełnienie całego człowieka. Miłość jest takim zapatrzeniem się w drugą osobę, że widzi się więcej.   

         Bóg w swojej miłości zawsze „widzi więcej” w człowieku, nawet w tym, który zgrzeszył, widzi możliwość powrotu i szansę nowego życia.

1. Czy czuję się kochany? Jakie jest moje doświadczenie miłości rodziców? Boga?
2. Czy potrafię patrzeć na człowieka oczami Pana Boga - z nadzieją?

wtorek, 17 marca 2015

Wtorek IV Tygodnia Wielkiego Postu

                 W Jerozolimie zaś znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: Czy chcesz stać się zdrowym? Odpowiedział Mu chory: Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną. Rzekł do niego Jezus: Wstań, weź swoje łoże i chodź! (J5, 2 - 8)


         Nie mam człowieka! To może być oskarżenie. Tylu ludzi wokół i żadnej pomocnej ręki. Cierpiący skazany na samotność, odrzucenie. Nie jest potrzebny, bo przez chorobę nic nikomu nie może dać. Jest tylko ciężarem. Jezus dostrzega człowieka. Wyciąga ku niemu dłoń - czy chcesz stać się zdrowym?

           Nie mam człowieka! Wymówka, by nic w życiu nie zmieniać. Paraliż jest symbolem duchowego lenistwa, oznacza przyzwyczajenie do swojej choroby. Stan, mimo że ciężki, wydaje się lepszy od tego, co nowe. Stąd lęk przed uzdrowieniem. 

          Różne praktyki wielkopostne, sakrament pojednania, ale czy naprawdę chcę zmiany? Moja rzeczywistość może i trochę ugniata, nie jest zbyt wygodna, ale nie wiadomo, co by się stało, gdybym coś zmienił. Może lepiej pozostać przy tym, co dobrze znane? 

Opowiadanie o p. Zającowej

Pani Zającowa leżała obłożnie chora. Pan Zając padł ofiarą ludzkich polowań.  Siedem małych zajączków pozostawionych było praktycznie na łasce losu.
        Oczywiście, sąsiedzi nie zapomnieli o obowiązku odwiedzenia chorej. I tak przyszedł najpierw jeż i powiedział: „z czasem się poprawi”. Z późnym wieczorem zjawiła się sowa z pocieszeniem: „cierpliwości, czeka cię nagroda”. Następnego dnia wpadła na chwilę ruchliwa mysz polna i przypomniała: „głowa do góry sąsiadko! Każdy ma swój krzyż do dźwigania”. Koło południa przyszła sarna i szepnęła chorej do ucha, że „nie taki diabeł straszny, jak go malują”.
        Zającowa nie mogła jednak w tych wszystkich słowach odnaleźć dla siebie jakiejś pociechy. A miała już dosyć, gdy w domu zjawili się nowi goście: kot ze swoim beztroskim: „jakoś to będzie” i kret z „wszystko dobrze, co się dobrze kończy”.

        Chora była na granicy rozpaczy. Słowami bowiem można doprowadzić wszystko do absurdu. W domu było głodno i chłodno, a tu znikąd żadnej pomocy, tylko słowa... słowa... słowa. I gdy tak rozmyślała nad marnością swego zajęczego losu, przyszły po cichu mrówki. Te nie mówiły nic. Przyniosły bukiet niezapominajek, nakarmiły małe zajączki, posprzątały chatę i poszły sobie.



1) Czy potrafię zobaczyć człowieka potrzebującego pomocy? Jak reaguję?
2) Czy nie ma we mnie lęku przed nawróceniem, zmianą życia?
3) Czy nie przyzwyczaiłem się do grzechu?

poniedziałek, 16 marca 2015

Poniedziałek IV Tygodnia Wielkiego Postu

             Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem. A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. (...) I uwierzył on sam i cała jego rodzina. (J 4,50b.53b)

          Zaufać Komuś, o kim się tylko słyszało... Zaufać słowu, które On wypowiada. Urzędnik królewski zdobył się na pokorę i zaufanie, przyszedł i prosił, a wreszcie uwierzył słowu, uwierzył na słowo. Bez namacalnego dowodu.
      Uwierzyć w to, czego nie widać, nie można dotknąć. Uwierzyć i ruszyć do domu... Ale najpierw przyjść i poprosić. To też wymaga zawierzenia. Nie lubimy prosić. Wstydzimy się prosić. Chcemy być samowystarczalni. Prosić, to przyznać się: nie wszystko potrafię, to przekracza moje możliwości, potrzebuję pomocy!
                 W drodze jego wiara nabiera kształtów. Syn Twój żyje! Wiara ulega pogłębieniu. Zaraża nią swoich bliskich. Wiara jest zaraźliwa. Najpierw zawierzył słowu Jezusa, później uwierzył w Jezusa. 

O dziecku w płomieniach

                W nocy nagle zapalił się dom. Rodzice, uciekając w popłochu, nie zauważyli, że ich najmłodsza pociecha gdzieś się zawieruszyła: pięcioletni chłopiec w ostatniej chwili uciekł na poddasze. Teraz, gdy cały dom stoi w płomieniach, nikt nie może mu już przyjść z pomocą.
                     Nagle na górze otwiera się okno, staje w nim dziecko i woła rozpaczliwie o ratunek. Ojciec rozkazuje krótko:
- Skacz!
Chłopiec jednak widzi tylko dym i płomienie, boi się, ale słysząc głos ojca, odpowiada:
- Tatusiu, ja cię nie widzę!
Ojciec na to krzyczy z całych sił:
- Ale ja cię widzę, to wystarczy. Skacz!
I chłopiec skoczył prosto w ratujące ramiona ojca.

1. Czy potrafię prosić?
2. Czy potrafię zaufać na słowo, nie mogąc dotknąć, zobaczyć, poczuć?
3. Czy wierzę w Boga? 
4. Czy wierzę Bogu?

niedziela, 15 marca 2015

IV Niedziela Wielkiego Postu

            A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków.

           Grzech, doświadczenie własnej słabości rani w jakiś sposób naszą osobistą dumę. I trzeba się przełamać, pokonać wstyd, wewnętrzny opór, by powiedzieć przed sobą – to ja zgrzeszyłem, to moja wina. Jeżeli to czynimy, to dlatego, że jest w nas pragnienie światła, pragnienie prawdy. Sumienie nie daje nam spokoju. Tylko bowiem wówczas możemy żyć i rozwijać się, kiedy dociera do nas światło. Żyjąc w półmroku czy ciemności grzechu, łatwo o depresję.

         Relatywizm moralny zbiera już dziś swoje owoce. Chyba nigdy jeszcze zło nie było tak bardzo propagowane, reklamowane, jak dziś. Nie tylko jest usprawiedliwiane, ale jest nawet w dobrym tonie wychwalanie go, honorowanie. Zło już nie boi się światła. Wyjątkowe świństwa, łajdactwa, zbrodnie, które kiedyś mroziły krew w żyłach, nienawiść i przemoc zabiegają dziś o światła kamer, o uwagę publiczności. Zło już nie boi się światła. Bywa gloryfikowane i wychwalane.
        To dobro stało się dziś rzeczywistością wstydliwą. Jest podejrzane, ośmieszane, wyszydzane, cenzurowane. Dobro skazane jest na zapomnienie. 

1. Czy jest we mnie pragnienie dobra?
2. Czy wstydzę się jeszcze zła, które czynię, które jest moim udziałem?