Powiedział też do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: "Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik (Łk 18,9-10).
Postawa pełna pogardy wobec innych a jednocześnie zadowolenia z siebie, nie ulega zmianie w czasie modlitwy wobec Boga. To nie chodzi o zwyczajne gesty, pewne zewnętrzne formy, ale wewnętrzna postawę, która cechuje osobę.
Postawa pełna pogardy wobec innych a jednocześnie zadowolenia z siebie, nie ulega zmianie w czasie modlitwy wobec Boga. To nie chodzi o zwyczajne gesty, pewne zewnętrzne formy, ale wewnętrzna postawę, która cechuje osobę.
Faryzeusz jest człowiekiem zabetonowanym czterema ścianami samozadowolenia. Jego modlitwa nie może przeniknąć obłoków, jak mówił dziś mędrzec z pierwszego czytania, bo sufit samouwielbienia skutecznie ją blokuje.
Modlitwa, która formalnie jest prawidłowa, nie staje się dziękczynieniem wobec Boga, ale jest pochwałą samego siebie.
Inni ludzie są tylko po to, by on mógł się czuć dobrze… Faryzeusz zanurza się w kontemplowaniu własnej doskonałości. Tu nie ma miejsca na wadę, grzech, słabość, tu zawsze wszystko jest dobrze, a winni są zawsze inni ludzie.
Faryzeusz zawsze sobie poradzi. Jest samowystarczalny, nawet w tak szczególnej sferze, jaką są religijne praktyki. Troszczy się o ofiary i pokuty, wyszedł daleko poza granice „należności” i tego, co nakazuje prawo. Cała jego sprawiedliwość zbudowana jest na „własnych” osiągnięciach. Bóg jest mu potrzebny – tak, faryzeusz potrzebuje kogoś, kto uznałby jego doskonałość. I do takiej roli sprowadza Boga.
Modli się jak święty paw. Bóg nie jest w centrum jego uwagi.
1. Jak wygląda moja modlitwa do Boga?
2. Jak traktuję innych ludzi?