zachód słońca

zachód słońca

czwartek, 30 kwietnia 2015

Czwartek IV Tygodnia Wielkanocy

    Kiedy Jezus umył uczniom nogi, powiedział im: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować. Nie mówię o was wszystkich. Ja wiem, których wybrałem; lecz /potrzeba/, aby się wypełniło Pismo: Kto ze Mną spożywa chleb, ten podniósł na Mnie swoją piętę (J 13,16-18).

      Wieczernik. Jezus pochylony do stóp swoich uczniów - przyszłych posłańców dobrej nowiny.
Umywa im nogi, przygotowując do godnego wypełnienia tej misji. Umywa nogi, bo nie wystarczy samo słowo - każdy Jego uczeń zostawia, odciska swój ślad na sercu i sumieniu słuchaczy. Spełnia się słowo proroka Izajasza: 

        O jak są pełne wdzięku na górach 
        nogi zwiastuna radosnej nowiny, 
        który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście, 
        który obwieszcza zbawienie, 
        który mówi do Syjonu: 
        «Twój Bóg zaczął królować»
                                              (Iz 52,7)

     Nogi pełne wdzięku - nogi czyste. Symbol autentyczności przekazu dobrej nowiny. Nie należy wchodzić w cudze życie brudnymi nogami. 

      Judasz też miał obmyte nogi, ale nie zostały oczyszczone. Należał do tego samego grona, co Piotr, Jan, Jakub, Mateusz i pozostali. Miał razem z nimi głosić. Ale zdradził. Podniósł swoją piętę na Mistrza, chociaż spożywał ten sam chleb. Uderzenie piętą to znak zdrady Judasza. 


1. Czy moje życie jest autentycznym świadectwem?
2. Czy dbam o zgodność słów z życiem?

środa, 29 kwietnia 2015

Środa IV Tygodnia Wielkanocy - św. Katarzyny ze Sieny



       Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie (Mt 11, 28-30).

     Doświadczenie zmęczenia, utrudzenia ponad siły. Tak
bardzo potrzebna jest pomoc. Gdyby ktoś mógł ująć nieco tego ciężaru - chociaż na chwilę i dać wytchnienie ugiętym plecom, spracowanym dłoniom, zmęczonym oczom czy umysłowi. Chociaż na chwilę. 

    Wokół mnie wielu utrudzonych, obciążonych ponad miarę, spoglądających z ufnością po ludzkich twarzach. Oczekują pomocy. Też chociaż na chwilę, by trochę odetchnąć. 

    I On - wołający wszystkich. A jednak nie zdejmuje ciężaru. Chce się podzielić swoim trudem, swoim brzemieniem, swoim jarzmem. Już nie mogę, a On jeszcze chce coś dołożyć. Jarzmo, choćby najsłodsze, pozostanie jarzmem. Ciężar, nawet najlżejszy, nie przestanie być jednak ciężarem. Ale pokrzepię was, byście dali radę...

     Bóg dostrzega mój trud, moje ugięte plecy, spracowane
dłonie, zmęczone oczy. Chce pokrzepić, bym i ja zobaczył innych, może bardziej jeszcze zmęczonych. Chce pokrzepić, by człowiek przestał użalać się nad swoim losem. 

    Stawiając wymagania, uzdalnia do ich podjęcia i wypełnienia. 

      Można odrzucić Jego brzemię i jarzmo. Człowiek pozostaje wolny w swoich wyborach. Odrzucając Jego "ciężary" bierze się na plecy często znacznie większe i trudniejsze do uniesienia. Tylko On jednak udziela darów, które pozwalają ponieść ciężar, który nakłada.
 

1. Jak reaguję w sytuacjach zmęczenia, przeciążenia?
2. Czy nie narzekam na swój los?
3. Gdzie szukam wsparcia w trudnościach?
4. Czy dostrzegam trudy i wysiłki innych ludzi?

wtorek, 28 kwietnia 2015

Wtorek IV Tygodnia Wielkanocy

     Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec. Moje owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne (J 10, 25b - 28a).

    Mówię, a nie wierzycie, bo nie jesteście
z moich owiec. 



    Wiara rodzi się ze słuchania - owce słuchają. Nie wystarczy słyszeć, trzeba słuchać. Wiara rodzi się jako owoc słuchania - uważnego słuchania. Jest darem. 

    Wiara wymaga odpowiedzi. Dlatego owce idą za swoim Pasterzem. Wiara wymaga ciągłego karmienia się słowem - nie wystarczy raz uwierzyć. To droga za pasterzem, ciągłe podążanie za Jego głosem, za Jego słowem, daje życie wieczne. 


   Niebezpieczeństwem współczesnego człowieka jest chrześcijaństwo oparte o wartość, ale bez żywej osoby Boga, który zbawia. Można patrzeć na Jezusa jako wzór cnót moralnych. Jest sprawiedliwy, ubogi, kocha pokój, uczy miłości do bliźniego, piętnuje hipokryzję, uczy miłości bliźniego. W tej sytuacji muszę pracować nad sobą, aby przynajmniej zbliżyć się do ideału. Muszę powoli wprowadzać w życie moralne cnoty.

     Inną pułapką jest chrześcijaństwo w formie ewangelizmu - chrześcijaństwo w najczystszej formie, bez instytucji, bez rytuałów.  Dosłownie przyjąć Ewangelię w zakresie moralnym, ze wszelkimi konsekwencjami. Jezus jako osoba nie jest interesujący – Jezus przynależy do świata mitów. W ten sposób powstaje ideologia, coś dla potencjalnych pacjentów klinik psychiatrycznych.

    Jezus mówi dziś wyraźnie - Ja daję im życie wieczne.  Beze Mnie nic nie możecie uczynić. 
Człowiek sam z siebie nie może osiągnąć zbawienia.

1. Czym jest dla mnie chrześcijaństwo?
2. Czy staram się karmić Bożym Słowem?
3. Czy nie pokładam nadmiernej ufności w samodoskonaleniu?

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Poniedziałek IV Tygodnia Wielkanocy

... owce słuchają Jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają. Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają głosu obcych (J 10, 3b - 5).

   Owce, pasterz i obcy. Znam Jego głos. Z ciekawością wyciągam jednak ucho, by usłyszeć, co mówią obcy. Już nie uciekam przed obcym głosem. Owce mogą się zagubić pośród zgiełku, nawoływań, wielu reklam. Świat w atrakcyjnym opakowaniu podaje tak wiele prostych i łatwych rozwiązań. Coraz trudniej wyłowić pośród głosu świata ten jeden - głos Dobrego Pasterza. 

   Coraz częściej się zdarza, że brakuje znajomości podstawowych rzeczy. Coraz trudniej rozeznać dobro i zło. Wszystko się pomieszało. A co dopiero uzasadnić swój wybór. 

    Dobry Pasterz prowadzi... Wskazuje na źródło prawdy. On jeden potrafi uzasadnić pokładane w człowieku nadzieje i stawiane mu wymagania. 

1. Czym się kieruję przy podejmowaniu życiowych decyzji?



niedziela, 26 kwietnia 2015

IV Niedziela Wielkanocna

   Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. (...) Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce (J 10, 11-12.14-15).

    Jezus zna swoje owce. Tylko Jezus wie, co kryje się w sercu człowieka. My potrzebujemy czasu, aby poznać. Nie należy bać się inwestować czasu na poznanie ludzi.  Ważny jest moment zainteresowania człowiekiem. Trzeba ludzi lubić, słuchać ich historii, tego, co w sobie noszą. Dać człowiekowi poznać, że jest dla nas kimś ważnym. To jest łatwe, kiedy otaczają nas ludzie, którzy nas słuchają, szanują nas. Gorzej, kiedy otaczają nas ludzie pełni pretensji, ludzie obojętni, którzy czasem nie znają podstawowych spraw. Są takie spotkania z ludźmi, które irytują, kiedy wiele wysiłku trzeba, by zachować spokój. Dawać życie za owce, to dawać swój czas, tłumaczyć kolejny raz, nawet kiedy nie mamy pewności, że coś z tego będzie.

    Dobry Pasterz. Jaki obraz pasterza nosimy? Najczęściej jest to obraz pasterza, który szuka zabłąkanej owcy, bierze ją na ramiona i niesie do stada. Można jednak znaleźć inny obraz dobrego pasterza – pasterza w potarganej szacie, leżącego na ziemi, poranionego, krwawiącego, pasterza, który stoczył walkę z wilkiem w obronie owiec. Wilk odchodzi, a pasterz umiera pogryziony przez niego. Bezradny dobry pasterz. Może ofiarować za ludzi tylko  modlitwę, umartwienie, cierpienie, posty i wyrzeczenia. Moment ofiary, wyrzeczenia z ufnością, że Jezus to jakoś przemieni. Nic więcej nie można już ofiarować ludziom czasem, jak tylko ofiarę z siebie. 

     Dobry Pasterz. W tę niedzielę Dobrego Pasterza myślę o Agacie Mróz, polskiej
siatkarce, która zmarła w 2008 r. Pokazała swoim życiem i śmiercią, że sensu życia nie można znaleźć w odpowiedzi na pytanie, po co żyć, ale dla kogo żyć. Ona pokazała, że prawdziwy sukces w życiu odnosimy wtedy, gdy dajemy siebie innym. Do samego końca powtarzała, że jeśli miałaby jeszcze raz zdecydować: Dziecko czy własne zdrowie - to nigdy by nie zmieniła decyzji. Córeczka była czymś najwspanialszym, co ją w życiu spotkało. Agata Mróz - Dobry Pasterz...

1. Jaki obraz Dobrego Pasterza noszę?
2. Czy potrafię ofiarować swój czas innym?
3. Jakie uczucia mi towarzyszą w obliczu bezradności?

sobota, 25 kwietnia 2015

Sobota III Tygodnia Wielkanocy - św. Marka

     Jezus ukazawszy się Jedenastu rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! (...) Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdził naukę znakami, które jej towarzyszyły (Mk 16,15.20).

    Otrzymali misję i poszli. Ich jedynym celem było głoszenie dobrej nowiny o zbawieniu człowieka. Wierność misji gwarantuje obecność i współdziałanie Pana. Znaki, cuda, różne doświadczenia - swoiste listy akredytacyjne, które otrzymują. Ale najważniejsze jest głoszenie Ewangelii.

      Głosić - nie tylko mówić. Głosić znaczy znacznie więcej. Głosić, to przede wszystkim przekazywać to, czym się żyje. A zatem najpierw sam muszę przyjąć dobrą nowinę o zbawieniu. Usłyszeć ją i uwierzyć. Ważne jest moje osobiste doświadczenie prawdy o zbawieniu. Gdzie Jezus dotyka mojego serca. Gdzie moje serce doświadcza Jego łaski. Doświadczenie wyzwolenia i miłosierdzia. Wówczas dobra nowina o zbawieniu staje się moim osobistym wydarzeniem. Głosić to dzielić się skarbem, który samemu się odkryło. to pozwolić drugiemu odkryć ten sam skarb. 

      Głosić to nie znaczy teoretyzować. Głoszenie to życie. Głosić to być świadkiem. Ale aby być świadkiem, najpierw trzeba stać się uczniem - poznać, doświadczyć, spotkać. A w tym, czym nie dostaje człowiek, wspiera i współdziała On, potwierdzając znakami. 



1. Czy mam odwagę bycia uczniem, by stawać się świadkiem?
2. Czy dostrzegam w moim życiu dotknięcia łaską?




piątek, 24 kwietnia 2015

Piątek III Tygodnia Wielkanocy

      Żydzi sprzeczali się więc między sobą mówiąc: Jak On może nam dać swoje ciało na pożywienie? Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. (...) To jest chleb, który z nieba zstąpił - nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki (J 6,52-54.58).

     Zrozumieli, o czym mówi. Ale to przekracza możliwość pojmowania. Spożywać Ciało? Pojawia się zatem obraz dobrze im znany - manna na pustyni. Kiedy ojcowie szemrali przeciw Bogu, zesłał im mannę. Ten mizerny pokarm na pustyni pozwolił im przeżyć - weszli do ziemi obiecanej.

     Jezus jest chlebem przekraczającym mannę. Bóg się nie powtarza w swoich dziełach. Daje pokarm, który nie zamyka się w doczesności. Otwiera na życie wieczne. 


    W rajskim ogrodzie obok drzewa poznania dobra i zła rosło drzewo życia, z którego owoców człowiek mógł korzystać. Grzech odciął go od źródła życia. Grzech przyniósł śmierć. Bóg, który kocha i pragnie szczęścia człowieka, daje mu znów możliwość czerpania z drzewa życia. Chleb na życie wieczne - swojego Syna. 

     Spożywać Jego ciało i Jego krew to czerpać życie. Ale wiara w ten dar jest trudna. Eucharystia przekracza możliwości rozumu. 

Naucz się dziwić w kościele,
że Hostia Najświętsza tak mała,
że w dłonie by ją schowała

najniższa dziewczynka w bieli,
a rzesza przed nią upada,
rozpłacze się, spowiada...
              (ks. Jan od biedronki)

    Zadziwienie. Adoracja wobec tajemnicy Boga. Naucz się dziwić... Nie wszystko trzeba rozumieć...

1. Czy jest we mnie duch adoracji i zadziwienia?
2. Czym jest dla mnie Eucharystia?

czwartek, 23 kwietnia 2015

Uroczystość św. Wojciecha Biskupa i Męczennika

   Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno
pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa (J 12, 24-25). 

   Lubimy się porównywać. Ktoś miał szczęśliwsze dzieciństwo, ktoś inny pracuje w lepszej firmie, jeszcze ktoś inny lepiej wygląda i dlatego cieszy się powodzeniem u ludzi. Ktoś dostał lepszą szansę. Na mój rozwój mają wpływ zewnętrzne okoliczności. 

    Jezus pokazuje inną perspektywę. Nie przekreśla warunków zewnętrznych, bo ziarno może paść na drogę, na skałę, między ciernie czy w końcu w żyzną ziemię. Ale jednak warunkiem wzrostu ziarna jest zgoda na umieranie. Bez zgody na obumarcie nie ma wzrostu nawet w najbardziej żyznej ziemi. Okoliczności zewnętrzne mogą być sprzyjające, a mimo to ziarno nie przyniesie owocu. 

     Zgodzić się na obumieranie to być gotowym na stratę. Być uczniem Jezusa to zaakceptować stratę. Poznawać własne ograniczenia i deficyty. Przebaczać, chociaż urazy bolą. 

     Jeśli ziarno nie obumrze... Ono może pozostać w ziemi bezowocne. Proces obumierania jest możliwy, kiedy ziarna wrzuconego w ziemię dotknie woda. Samo z siebie nie da rady. Uschnie i rozsypie się w próchno ziemi. Obumierać to zgodzić się na łaskę. To ona rozpoczyna proces obumierania i owocowania, mimo moich ograniczeń, ludzkich deficytów i ułomności. 

    Obumieranie nie dokonuje się od razu. Ziarno w ziemi obumiera i owocuje powoli. To proces. Niech idzie za Mną... To droga, którą trzeba przebyć. Ma swoją dynamikę. Zgodzić się na jakość ziemi, w którą zostałem wrzucony - zgodzić się na osobistą historię życia, zaakceptować ją. Zgodzić się na okoliczności życia, w których przychodzi mi żyć. Być może inne czasy i miejsca były lub będą lepsze czy piękniejsze. Ale to te są moje i w nich przychodzi mi wydać owoc. Tylko z nimi mogę coś zrobić. Tylko tu i teraz. Tylko w tym, co zależy ode mnie. Wtedy wszystkie narzekania na "los zły i niesprawiedliwy" tracą sens. 


1. Czy potrafię zrezygnować z egoizmu?
2. Czy potrafię tracić?
3. Czy strata nie odbiera mi zaufania wobec Boga?


środa, 22 kwietnia 2015

Środa III Tygodnia Wielkanocy

   Ja jestem chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. Powiedziałem wam jednak: Widzieliście Mnie, a przecież nie wierzycie. Wszystko, co daje Mi Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę, ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby czynić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał (J 6, 35b - 38).

    Jezus używa obrazu chleba w odniesieniu do siebie. Czasem używamy tych obrazów w odniesieniu do Jezusa. Ja i chleb. Ja i Jezus.  Jak budujemy naszą relację z Jezusem? Często mówimy – Bóg jest chlebem, ponieważ mnie karmi. A może warto by było powiedzieć, Bóg jest chlebem, bo jestem głodny. W pierwszym wypadku Bóg wykonuje czynność, pozostaje jednak odległy. W drugim, to człowiek idzie ku Bogu, bo odczuwa głód. Potrzeba, która sprawia, że idziesz ku Bogu powoduje, że On jest bliższy. 

   Bóg bliski, to Bóg, na którego sercu można położyć głowę, jak uczynił to św. Jan w Wieczerniku. "Będą nasyceni obfitością Twojego domu, albowiem w Tobie jest źródło życia" (Ps 36). Bóg karmi do syta. Potrafi zaspokoić głód i pragnienie ludzkiego serca. 

1. Czy jest we mnie głód Boga?
2. Co dla mnie znaczy, że Bóg jest chlebem?
3.Czy Bóg jest Kimś bliskim? czy dalekim?

wtorek, 21 kwietnia 2015

Wtorek III Tygodnia Wielkanocy

    Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu. Rzekli więc do Niego: Panie, dawaj nam zawsze tego chleba! (J 6,32 - 34)

    Pustkowie, a najedli się do syta. Rozmnożył chleb. Szukali Go. Chcieli nawet obwołać królem. Ale ich wyobrażenie o królu nie przekracza horyzontów doczesności. Głównym odwołaniem pozostaje manna. Prawdziwy chleb z nieba przekracza możliwości ich rozumienia. Ograniczeni do doczesności wołają - dawaj nam zawsze tego chleba. 

   Jezus musi tłumaczyć. Ja jestem tym chlebem. Chlebem na życie wieczne. Nie potrafią zrozumieć. 

   Jezus rozdzielając na pustkowiu chleb, zlitował się nad ludźmi. Ale to nie zmienia faktu, że człowiek musi zdobywać pokarm poprzez własny wysiłek. Jezus nie jest magikiem, który cudownym skinieniem ręki napełni nasze żołądki. Jezus odrzuca „łatwy chleb”, bo wybór łatwego chleba wiąże się najczęściej ze zdradą własnej godności, powołania i samego siebie. Łatwość nie może być jedynym kryterium ludzkich wyborów. Jezus ukazuje, że to, co piękne i wartościowe, wiążę się z trudem, wysiłkiem. Rozmnożenie chleba jest znakiem – znakiem Jezusa, który sam da siebie na pokarm.

1. Czy moje pragnienia wobec Boga przekraczają doczesność?
2. Czy nie szukam "łatwego chleba" w moim życiu?

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Poniedziałek III Tygodnia Wielkanocy

    Oni zaś rzekli do Niego: "Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?" Jezus odpowiadając, rzekł do nich: "Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał" (J 6, 28-29).

   Chcieli wiele zrobić. Człowiek jest w stanie wiele zrobić pod wpływem emocji, zafascynowania. A oni byli zafascynowani. Nakarmił ich na pustkowiu chlebem. Zachwyt zamienia się w pragnienie odpowiedzi. Najprostszą formą tej odpowiedzi jest czyn. Co mamy czynić? 

    Jeszcze jeden różaniec, może jakaś pomoc dla kogoś? Kolejna jałmużna? A może dodatkowa Msza? Albo zrezygnować z czegoś? "Co mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?"

  Odpowiedź Jezusa jest zdumiewająca. Możecie uczynić. Uwierzcie! Wiara jest najlepszą odpowiedzią. Najlepszym czynem, na jaki może zdobyć się człowiek! 

    Wszystko zaczyna się od otwarcia się na słowo Boga. To zdumiewające, że Bóg, by zbawić człowieka, nie posługuje się jakimś spektaklem, przyciągającym uwagę, jakąś demonstrację siły, która nie pozostawi człowiekowi miejsca na wątpliwości. Nigdy nie zdławi ludzkiej wolności, ani też nie weźmie nikogo za gardło, by go do siebie przekonać. Bogu spodobało się zbawić wierzących przez głupstwo przepowiadania Ewangelii. Bóg posługuje się zwykłym słowem. 

    Słowo przyjęte z wiarą przedziera się przez różne warstwy, by dotrzeć do nas takich, jacy naprawdę jesteśmy, poza maską, nawykiem, kulturą czy udawaniem. Przenika przez różne nasze filtry, aby ukazać Chrystusa wewnątrz naszej osoby. Potrzebujemy wszyscy przechodzić od wiary martwej, która nie ma żadnego wpływu na nasze życie, do wiary żywej, która daje o sobie znać w czynach miłości, uzdalnia do kochania. 

1. Czy nie ograniczam wiary do wymiaru religijnych praktyk?
2. Czy moja wiara prowadzi mnie do miłości?

niedziela, 19 kwietnia 2015

III Niedziela Wielkanocna

   Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: Pokój wam! Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: Macie tu coś do jedzenia? (Łk 24, 35 - 41).

   Nie jest łatwo uwierzyć w zmartwychwstanie Jezusa. Człowiek dochodzi do punktu, w którym tylko może się otworzyć na dar wiary, którą sam Jezus może w nas obudzić. Jeżeli nasze serce nie odczuło nigdy pokoju i radości, której źródłem jest Jezus, trudno jest znaleźć, przyjąć znaki zewnętrzne, które wskazują na Jego zmartwychwstanie. 

   O tym chce nam powiedzieć św. Łukasz Ewangelista, kiedy maluje obraz spotkania Jezusa zmartwychwstałego z uczniami. Można tam znaleźć wiele postaw. Dwóch opowiada o swoim spotkaniu ze Zmartwychwstałym w drodze do Emaus. Piotr mówi, że się ukazał. Ale większość nie ma tego doświadczenia. Nie wiedzą, co mają myśleć. 

  Wtedy objawia się Zmartwychwstały. Pośród nich. I mówi: "Pokój wam". Pierwszą rzeczą ważną dla obudzenia naszej wiary jest gotowość przyjęcia prawdy, że On jest pośród nas. 

  Wiara w Jezusa zmartwychwstałego nie pojawia się automatycznie i pewnie. Budzi się w naszym sercu w sposób pokorny i słaby. Na początku pojawia się niemal jako pragnienie.  Rośnie zwyczajnie otoczona wątpliwościami i znakami zapytania: czy to możliwe, aby było prawdą coś tak niezwykłego?

   Jezus pozostaje z uczniami, je z nimi, oświeca ich umysły, aby mogli zrozumieć, co się stało. Chce, aby uczniowie stali się świadkami, którzy będą opowiadać, wychodząc od swojego osobistego doświadczenia i głosić w Jego imię dobrą nowinę o zbawieniu. 

O pytaniu o istnienie Boga

  Bertolt Brecht odnotowuje interesującą migawkę z życia pana Keunera. Ktoś zadał mu pytanie:
- Czy istnieje Bóg?
Pan K. odpowiedział tak:
- Radzę ci najpierw zastanowić się, czy - w zależności od odpowiedzi - zmieniłoby się twoje postępowanie. Jeżeli nie, to pytanie powyższe możemy uznać za niebyłe. Jeżeli zaś tak, to mogę przynajmniej o tyle ci pomóc, że powiem ci, iż ty decyzję już podjąłeś: ty potrzebujesz Boga.

1. Czy dostrzegam obecność Jezusa we wspólnocie rodzinnej, zakonnej, we wspólnocie Kościoła?
2. Jak reaguję na wątpliwości w wierze?

sobota, 18 kwietnia 2015

Sobota II Tygodnia Wielkanocnego

   Ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: "To ja jestem, nie bójcie się". Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali (J 6, 19b - 21).

   Ludzki trud wobec życiowych fal. Jezus przychodzi, aby człowiek nie stracił nadziei. Jest obok, przygląda się ludzkim planom, ludzkim wysiłkom i zmaganiom z różnymi falami. Zna ludzki niepokój, lęk ludzkiego serca. Dlatego mówi: "nie bójcie się!". 

   Jest obok, ale się nie narzuca. Kiedy człowiek
zaprasza Go do swojego życia, zaprasza do swojej łodzi, to On przejmuje stery. Jezus zaproszony do łodzi nie wsiada do niej, ale sprawia, ze ta znajduje się natychmiast przy brzegu.

   W czasie ostatniej Kapituły Prowincjalnej naszego Zakonu nie raz padały te słowa. Ciągle widzimy nasze plany, ludzkie starania i wysiłki, szukamy ludzkich rozwiązań dla naszych ludzkich problemów. Zbyt mało uwzględniamy w tych planach Pana Boga. Dostrzeżenie ich i uwzględnienie sprawiłoby, że życie stałoby się łatwiejsze - łódź natychmiast znalazła się przy brzegu.

Myśl św. Józefa Kalasancjusza:

"Głos Boży jest głosem Ducha, który przychodzi i odchodzi, dotyka serca i przechodzi: nikt nie wie skąd przychodzi i dokąd podąża; dlatego trzeba być zawsze czujnym aby nie przychodził niezauważony i przechodził bezowocnie" (Do Narni, 131-1622)


O dwojakich cudach

Pewien człowiek przemierzył morza i lądy, by na własne oczy przekonać się
o nadzwyczajnej mocy Mistrza. 
- Jakie cuda uczynił wasz Mistrz? - zapytał jednego z jego uczniów.
- Hm! Są cuda i cuda. O ile wiem, w twojej ojczyźnie uważa się za cud, jeśli Bóg wypełni czyjąś wolę. My widzimy cud w tym, że człowiek wypełnia Bożą. 


1. Czy uwzględniam w swoich planach Boga, Jego pomysł na moje życie?
2. Czy dostrzegam Jezusa, który towarzyszy mi w życiu?

piątek, 17 kwietnia 2015

Piątek II Tygodnia Wielkanocnego

   Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło. Zebrali więc, i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po spożywających, napełnili dwanaście koszów (J 6,11-13).

   Zwykła codzienna czynność - posiłek. Są razem. Ktoś dzieli chleb i ryby. Błogosławieństwo i dziękczynienie. Bóg pochylony nad ludzkim głodem. Odmawia dziękczynienie za dar, który wydaje się tak oczywisty. Bóg, który  jako jedyny potrafi nasycić człowieka, zaspokoić jego głód. 

   Każdego dnia siadam do stołu. To miejsce tworzenia więzi. Rozmowa. Wspólnie dzielony chleb. Dziękczynienie za dar drugiego człowieka, który siedzi przy tym samym stole. Wdzięczność wobec kogoś, kto się natrudził, by przygotować posiłek. Wdzięczność wobec Boga, który nie tylko obdarowuje darem chleba, ale też sprawia, że chleb smakuje, że mogę cieszyć się jego smakiem. 

   Zwykła codzienność, zwykły chleb, jako niezwykła możliwość, by budować więzi. 

   Bóg pochylony nad ludzkim głodem, który zawsze ma dość czasu na miłość, który pamięta o moich sprawach dużych i małych…

O jedzeniu i modlitwie

    Pewien wieśniak, będąc w mieście, wstąpił do restauracji, aby się nieco posilić. Kiedy kelner podał mu zamówione danie, ten wstał, przeżegnał się i odmówił modlitwę przed jedzeniem. Gest ten wystarczył, aby sprowokować bawiących tam młodzieńców. Jeden z nich podszedł do chłopa i zapytał z sarkazmem:
- U was pewno wszyscy tak się modlą, prawda?
- Nie, i u nas nie wszyscy się modlą - odparł spokojnie wieśniak. 
- Któż to się u was nie modli? - chciał wiedzieć młodzieniec.
- Na przykład osioł, wół, świnia. Te idą do koryta i żłobu bez modlitwy.

1. Czy moje posiłki są miejscem budowania więzi z najbliższymi?
2. Czy jestem wdzięczny Panu Bogu i ludziom za codzienny pokarm?

czwartek, 16 kwietnia 2015

Czwartek II Tygodnia Wielkanocy

    Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży (J 3,36).

  Wiara. Rzeczywistość, w której nieustannie żyjemy. To fundament naszej ziemskiej egzystencji. W sprawach prozaicznych i wielkich. Wsiadamy do miejskiego autobusu, obdarzając zaufaniem kierowcę, który prowadzi autobus. Wierzę lekarzowi i jego doświadczeniu, dlatego idę, by poradzić coś na moją chorobę. Życie oparte jest na wierze.

  Zranieni, zniewoleni grzechem, potrzebujemy pomocy. Jezus rzuca nam ratunkowe koło WIARY. Tylko On, mocą swego zmartwychwstania może wyrwać nas z niewoli grzechu. 

  Uwierzyć Mu, to wygrać życie wieczne. Uwierzyć jako lekarzowi, który potrafi uleczyć. 

 Słowa o Bożym gniewie, utracie życia wypływają z miłości. Kiedy stawiamy opór przed może trudną operacją, kiedy trudno nam uwierzyć w Jego lekarskie zdolności, ukazuje nam konsekwencje naszego oporu. Nie ma innego ratunku - zawierzyć Jemu to jedyna szansa uratowania życia. Tylko On jest źródłem prawdziwego Życia. 

1. Czy jest mi bliska rzeczywistość zaufania?
2. Co jest fundamentem mojego zaufania?

środa, 15 kwietnia 2015

Środa II Tygodnia Wielkanocnego

    "Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. (...) A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki" (J 3, 16-17.19).

     Bóg zakochany w swoim stworzeniu. Do końca. Nie ma takiej ceny, której by nie zapłacił, by ocalić człowieka. 

     Syn przychodzi aby zbawić, odkupić. Pochyla się nad człowiekiem, by ten mógł zobaczyć Miłość. Przyjmuje ludzkie oblicze, wchodzi między ludzi. Ukazuje człowiekowi bardzo ludzkie oblicze Boga. Oblicze nieskażone grzechem. Twarz pełną pokoju, ufności, miłości. 

Co jeszcze może uczynić Bóg, aby przekonać człowieka? Nawet własnego Syna nie oszczędził. 

A człowiek ukochał ciemność, ukochał grzech i brud. Tak bardzo upaprał się w błocie, że nie potrafił zobaczyć, że jest Ktoś, kto może go z brudu wyzwolić. Nie potrafił zobaczyć Miłości i światła.

Można tak bardzo ukochać grzech, brud, błoto, że nie odczuwa się potrzeby światła. To nic, że w ciemności nie ma życia. Można dostrzegać światło, miłość, Syna i wszystko to odrzucić. Można bardziej ukochać ciemność. Tajemnica ludzkiej nieprawości - tajemnica ludzkiego serca, które potrafi bardziej ukochać grzech niż Miłość.


1. Czy grzech nie zniewala mojego serca?
2. Czy jest we mnie pragnienie przebaczającej Miłości?


wtorek, 14 kwietnia 2015

Wtorek II Tygodnia Wielkanocy

    "Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz? Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, że to mówimy, co wiemy, i o tym świadczymy, cośmy widzieli, a świadectwa naszego nie przyjmujecie. Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakżeż uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich? (...) A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne" (J 3,10b-12.14-15).

   Nie wszystko wiem. Nie wszystko potrafię zrozumieć, chociaż dla wielu może się to wydawać oczywiste. Słyszę i nie pojmuję. Widzę, ale trudno mi przyjąć. Staram się chodzić własnymi drogami, dlatego trudno jest przyjąć. Świadectwo kogoś czasem wzbudza niepokój. A więc można inaczej? Ale trudno żyć
tak samo. To wymaga wiele wysiłku, ale i zaufania. Nie wiem, czego bardziej się lękam - zaufać w to, co słyszę i widzę, czy wysiłku, radykalizmu, którego wymaga Jego droga.

   Słowa Jezusa zapraszają do wiary. Zapraszają do ufności. Zapraszają do odpowiedzi na świadectwo. 

    Pochylać się nad Jego słowem, wsłuchiwać się w Jego kroki - to pozwala zobaczyć więcej, odkrywać wciąż nowe. Wpatrywać się w drogę tych, którzy z całym zaufaniem poszli za Nim, nie zważając na trudy i wyrzeczenia. Uwierzyć, żeby zdobyć życie wieczne. 

     On i wspólnota Kościoła. Mówimy, co wiemy. Świadczymy o tym, cośmy widzieli. Czy jestem Jego świadkiem? 

O linoskoczku

    W pewnym miasteczku na wysokości dachów linoskoczek pokazywał swoje karkołomne sztuczki. Artysta przejechał taczkami po linie z jednej strony ulicy na drugą. Widzowie pełni podziwu nagrodzili numer rzęsistymi brawami. Wówczas linoskoczek zapytał zebranych, czy mu wierzą, że potrafi z taczkami wrócić. Retoryczne pytanie skwitowano śmiechem. Artysta nie zadowolił się jednak taką odpowiedzią, wyszukał sobie oczami jednego z obecnych i jego zapytał raz jeszcze:
- Wierzy pan rzeczywiście?
- Ależ naturalnie - odparł szybko zapytany. 
- To chodź pan tu na górę - powiedział cyrkowiec - i siądź na taczce! 
    Wśród widzów zapanowała kłopotliwa cisza. 

1. Czy potrafię uznać, że nie wszystko rozumiem?
2. Czy potrafię zaufać nauczaniu Kościoła?
3. Czy nie boję się radykalizmu Ewangelii?

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Poniedziałek II Tygodnia Wielkanocnego

   Był wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Niego nocą i powiedział Mu: "Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z nim". W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego (J 3,1-3).

    Nikodem przychodzi nocą. Nie wszystko jeszcze potrafi zobaczyć. Coś słyszał, coś może zobaczył, ale jeszcze nie wszystko jest jasne. Widzi znaki, dostrzega cuda - to na pewno Boża moc. Widzi w Jezusie nauczyciela, który dzięki Bożej pomocy i łasce dokonuje znaków. 

      Ale ciemność nocy przysłania mu jeszcze to, co najważniejsze. Nie potrafi zobaczyć w Jezusie Zbawiciela. Widzi znaki, ale ich znaczenie jest jeszcze dla niego ukryte. Widzi nauczyciela, ale nie potrafi zobaczyć Zbawiciela, Syna Bożego. W ciemności, jaka go otacza, nie jest w stanie zobaczyć Królestwa Bożego. 

    Wyjść z ciemności i zobaczyć to przyjąć Ducha, narodzić się z Ducha. Inaczej można pozostać na poziomie znaków i cudów. Podziwiać, ale jednak pozostawać ciemności, która nie pozwala zobaczyć w pełni. 

O tęsknocie za Bogiem

    Pewien pilny i gorliwy uczeń naprzykrzał się mistrzowi ciągłym pytaniem o możliwość oglądania Boga własnymi oczami. Któregoś dnia mistrz, chcąc dać mu lekcję poglądową, zaprowadził go nad rzekę, zanurzył pod wodę i tak długo trzymał, aż ten zaczął się dusić z braku powietrza. Kiedy potem doszedł do siebie, mistrz zapytał go, jak się czuł.
- Myślałem, że to już moja ostatnia chwila nadeszła - brzmiała odpowiedź.
- Jeżeli twoja tęsknota za Bogiem będzie tak wielka i tak żarliwa jak pragnienie powietrza w owej chwili, to wówczas twoje oczy będą oglądały Boga. 

1. Czy na drodze wiary nie pozostaję na poziomie znaków zewnętrznych?
2. Czy rozwijam w sobie łaskę chrztu?
3. Czy nie traktuję wiary jako czegoś, co już osiągnąłem?

niedziela, 12 kwietnia 2015

Niedziela Miłosierdzia Bożego - 12.04.2015

   Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: "Pokój wam!" A powiedziawszy to, pokazał im ręce i bok. (...) Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: "Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J 20, 19-20.22).

     Drzwi zamknięte z obawy. W oparciu o ludzkie siły starali się zaplanować swoją przyszłość. Przyszłość bez Niego. A On przychodzi mimo zamkniętych drzwi. Nie tylko przekracza fizyczne bariery przestrzeni i czasu. To przyjście do zamkniętego Wieczernika pokazuje, że On ma moc przyjść do mnie, wejść w moje życie, nawet wtedy, kiedy się przed Nim zamykam. Potrafi poruszyć serce mimo mego lęku i obaw. Przychodzi do ludzi dobrej woli. Przychodzi, by pokazać inne możliwości, niż oni sami potrafią odkryć w oparciu o swoje ludzkie możliwości. Tak przyszedł do Apostołów, przyjdzie do wielu innych. Do Szawła z Tarsu, który tak skutecznie się przed Nim zamknął. Potrafi przyjść do zagubionych mimo drzwi zamkniętych. Przychodzisz Panie, mimo drzwi zamkniętych, Jezu Zmartwychwstały ze śladami męki...

   Pokazał im swoje rany. Mogli zobaczyć i przekonać się, ile warta jest Miłość. Mogli zrozumieć, że do Miłości należy ostatnie słowo, że Miłość daje Życie.

      I tchnął na nich. Na początku stworzenia Bóg tchnął na człowieka i obdarzył go życiem. Jezus tchnął, przekazując dar Ducha - dar życia na wieczność. Owego pierwszego dnia tygodnia, a bardziej ósmego, dokonuje się nowe stworzenie. Bóg stwarza człowieka na życie wieczne. 

O babie w niebie

   Przychodzi baba do nieba i idzie prosto do środka. Przy furcie zatrzymuje ją święty Piotr.
- Przepraszam, a pani dokąd?
- Do nieba - pada wyraźna odpowiedź.
- Zaraz, zaraz. To nie takie proste. Najpierw czeka mały sprawdzian kwalifikacyjny, na którym trzeba uzbierać 1000 punktów.
- No dobrze - zgodziła się baba już mniej pewnie.
- Proszę opowiedzieć coś o swoim życiu.
- Codziennie odmawiałam różaniec...
- No dobrze, pół punktu...
- Ile???!!!
- Pół punktu, dobrze pani słyszy!
- Czytałam prasę katolicką...
- Półtora punktu.
- Chodziłam w tygodniu na msze...
- Dwa punkty.
Po godzinie baba zgromadziła z trudem 25 punktów. 
- No cóż, przykro mi. Nie zmieściła się pani w limicie - oznajmia klucznik niebieski.
- Jezu, ratuj!!! - woła zdesperowana kobieta.
- Brawo! Tysiąc punktów!!! Proszę za mną...

1. Czy moje serce nie jest zamknięte jakimś lękiem, obawami?
2. Czy potrafię zobaczyć Miłość Boga do mnie?

sobota, 11 kwietnia 2015

Sobota w Oktawie Wielkanocy

       W końcu ukazał się Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary oraz upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego. I rzekł do nich: "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu" (Mk 16, 14-15).

    Od samego rana, jeszcze było ciemno, pojawiły się wieści, że On zmartwychwstał. Przyniosły je kobiety, które poszły namaścić Jego ciało. Ale do nich jeszcze nie przyszedł. Nie chcieli zatem uwierzyć. 

      Mówiły, że miały widzenie aniołów, a nawet Jego widziały. Kazał im iść do Galilei. Tam Go mają zobaczyć. Tylko czy można im wierzyć? Przecież, gdyby rzeczywiście zmartwychwstał, to powinien przyjść do nich - swoich wybranych. A On nie przyszedł. Może to tylko jakieś plotki? Może coś im się przewidziało? 

      U progu Kościoła apostołowie popełnili grzech niedowiarstwa. Ich serce stawiło opór - obraz serca zatwardziałego, niezdolnego przyjąć słowa. Wiedzieli swoje. Przecież zginął. Tragicznie zginął. Krzyż. Niektórzy nawet widzieli serce przebite włócznią. To nie możliwe, żeby zmartwychwstał. 

       Jezus przychodzi. Wyrzuca im brak wiary i opór serca i umysłu. Karci swoich uczniów. Tyle widzieli znaków. Nawet wskrzeszenie Łazarza. W Wielki Piątek ich wiara się rozsypała jak domek z kart. Jezus przychodzi, by tę wiarę odbudować. Kładzie fundament pod budowę Kościoła - kamieniem węgielnym wiary jest prawda o Jego zmartwychwstaniu. Dopiero wtedy można iść i głosić dobrą nowinę wszelkiemu stworzeniu. 

O stygmatach i rogach

    Znany stygmatyk, święty ojciec Pio, kapucyn z San Giovanni Rotondo we Włoszech,miał również - obok licznej rzeszy wielbicieli i przyjaciół - wrogów, krytyków i prześmiewców. Kiedyś jeden z wybitniejszych lekarzy określił go jako histeryka, a jego rany na rękach, stopach i boku tłumaczył autosugestią:
- Pobożny zakonnik tak długo wpatrywał się w ukrzyżowanego Jezusa, aż pewnego dnia otrzymał stygmaty.
   Kiedy opinia ta doszła do ojca Pio, polecił odpowiedzieć owemu medykowi, aby intensywnie i długo wpatrywał się w byka, a zobaczymy, czy wyrosną mu rogi.

1. Czy potrafię przyjąć świadectwo wiary drugiego człowieka?
2. Jak mocna jest moja wiara w zmartwychwstanie Jezusa?