zachód słońca

zachód słońca

środa, 30 września 2020

Środa XVI Tygodnia Zwykłego - wsp. św. Hieronima

    On czyni cuda niezbadane, nikt nie zliczy Jego dziwów. Nie widzę Go, chociaż przechodzi: mija, a dostrzec nie mogę (Hi 9,10-11).

    A gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: «Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz!» (Łk 9,57).


    Życie pochodzi od Boga. Całe nasze życie jest darem. Bóg wychodzi na spotkanie każdego człowieka, chociaż nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.

    Nasze życie jest pełne subtelnych, nieoczywistych znaków, że Bóg jest blisko nas. Bóg się nie narzuca. Przechodzi milczący i cichy, niemal nie dotyka. 

    Właściwie to milczenie i delikatność Boga, który jest, ale się narzuca i nie naprzykrza nam odpowiada. Sytuacja zmienia się, kiedy doświadczamy cierpienia, bólu, straty. Wtedy wołamy do Boga, by zmienił sytuację, by ulżył cierpieniu. Ale często nie ma odpowiedzi, cisza Boga jest większa, chociaż jest także obecny pośród tego milczenia. 

    Zachwyt Jezusem, entuzjazm, chęć pójścia i twarda odpowiedź. Idąc za Nim nie można szukać zabezpieczeń, wygody, pewnej przyszłości. Pójdę, gdziekolwiek pójdziesz!  Jezus nie może dać mu gdziekolwiek pójść, gdzie spać, odpocząć. Żyje w niepewności świata, jest w drodze do Jerozolimy. Żyje w zaufaniu do Boga, który prowadzi. Żyć z ufnością mimo niepewności, zagrożeń, niebezpieczeństw.

    Pozostałych dwóch chętnych do pójścia za Jezusem stawia warunki. Ale podejmując drogę za Nim, nie można stawiać warunków, trzeba zrezygnować z własnych planów, upodobań, pragnień. Iść za Jezusem to przede wszystkim zrezygnować z wizji świata, w którym "ego" stanowi centrum, wokół którego kręci się świat. 

1. Czy potrafię zauważać cichą obecność Boga w moim życiu?

        

wtorek, 29 września 2020

Świętych Archaniołów Michała, Gabriela i Rafała


Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego (J 1,51).


    Spośród wszystkich duchów niebieskich, stworzonych przez Boga, dane nam jest kontemplować dzisiaj oblicza trzech archaniołów: Michała, Gabriela i Rafała. 

    Michał. Kiedy część duchów zbuntowała się przeciwko Bogu, swojemu Stwórcy, a największy z nich - Lucyfer, zawołał Nie będę służył, to właśnie on miał zawołać: Któż jak Bóg! - Mi-cha-el! Potrafił uznać wielkość i wspaniałość Boga.

    Ten podziw dla Boga, na wzór św. Michała, wyrażali Izraelici po przejściu morza, ratując się z rąk Egipcjan: Któż jest pośród bogów równy Tobie, Panie, w blasku świętości, któż Ci jest podobny, straszliwy w czynach, cuda działający!  

    Gabriel.  Bóg jest Mocą! lub Mąż Boży! Swoje imię ujawnia Danielowi, zapowiadając ratunek dla Izraela oraz narodziny Odkupiciela po długich Bożych 70 tygodniach. Każdy z nich oznaczał 7 lat. Po 490 latach archanioł Gabriel znów pojawia się na kartach Biblii, w małym domu w Nazarecie, by ogłosić spełnienie obietnicy. Ten, dla którego nie ma nic niemożliwego, staje się Człowiekiem w łonie Dziewicy. Bóg jest Mocą! Moc Najwyższego osłoni cię... Ogłosił tajemnicę wcielenia Maryi, uspokajał Józefa, ogłosił radość pasterzom. 

    Rafał. Bóg leczy, Bóg uzdrawia. Znamy jego imię z Księgi Tobiasza. Prowadzi do spotkania Sary i Tobiasza, łączy ich los i sprawia, że ufna modlitwa zostaje zaniesiona przed Boży tron i zostaje wysłuchana. Ich serca zostają uleczone. Towarzyszy Tobiaszowi jako człowiek pod przybranym imieniem Azariasza - Bóg pomaga, by w końcu ujawnić swą prawdziwą tożsamość: Jam jest Rafał, jeden z siedmiu aniołów, którzy stoją w pogotowiu i wchodzą przed majestat Pański! 

    Ujrzycie aniołów Bożych! Spojrzeć na świat Jezusowymi oczami, by zobaczyć Bożych posłańców, którzy wciąż przychodzą człowiekowi z pomocą, wspierając w walce ze złymi duchami, lecząc duchowe i fizyczne zranienia, przynosząc dobre wieści od Boga, uspokajając i napełniają radością. 


1. Czy kontempluję czasem świat niebieskich duchów?

poniedziałek, 28 września 2020

Poniedziałek XXVI Tygodnia Zwykłego - wsp. św. Wacława

    Mówi Pan do szatana: «A zwróciłeś uwagę na sługę mego, Hioba? Bo nie ma na całej ziemi drugiego, kto by tak był prawy, sprawiedliwy, bogobojny i unikający grzechu jak on». Szatan na to do Pana: «Czyż za darmo Hiob czci Boga? Wyciągnij, proszę, rękę i dotknij jego majątku! Na pewno Ci w twarz będzie złorzeczył» (Hi 1,8-9.11).

    Przyszła im też myśl, kto z nich jest największy. Lecz Jezus, znając myśli ich serca, wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł do nich: Kto jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki» (Łk 9,46.48).


    Przez kolejne dni towarzyszyć nam będzie lektura Księgi Hioba. Autor natchniony stawia pytanie dotyczące ludzkiego cierpienia, a jednocześnie wyraża swój sprzeciw wobec obowiązującej w Izraelu doktrynie "kary". 

    Uważano w Izraelu, że cierpienie jest zapłatą za grzech. Człowiek dobry, bogobojny cieszy się natomiast Bożym błogosławieństwem, którego wyrazem jest bogactwo i szczęście. I chociaż doświadczenie życia ukazywało cierpienie ludzi sprawiedliwych, przekonanie było mocno zakorzenione w ludzkim myśleniu.

    I chociaż rozwój myśli o człowieku postąpił, patrzymy na wiele spraw z szerszej perspektywy, to owo myślenie dawnego człowieka wciąż jest nam bliskie. Czasami pytamy Boga, nawet ze złością, dlaczego nas dotyka cierpienie, za jakie grzechy! Boże błogosławieństwo sprowadzamy do dobrostanu, który wyrasta z bogactwa, zdrowia i tego, co nazywamy powodzeniem. 

    Bóg rozmawia z oskarżycielem człowieka, który podważa sprawiedliwość Hioba. Wprowadza wątpliwości co do jego prawości. Łatwo jest być sprawiedliwym, gdy wszystko się układa po naszej myśli, ale dotknij go... Życie bez próby, bez cierpienia jest nierealne. 

    Bóg ufa Hiobowi. Nagromadzenie nieszczęść w ciągu jednego dnia niszczy cały poukładany świat Hioba. A on pozostaje wierny. Nie złorzeczy, nie przeklina. Przyjmuje w bólu cały ogrom nieszczęść.

    Uczniowie wciąż się nie uczą. Żyją w swoim małym świecie osobistych zainteresowań i ambicji, w którym można także pomijać tych, którzy nie należą do grupy. Są blisko Jezusa, ale tak zaimpregnowani w swoim myśleniu, że nie pozwalają się "zarazić" nawet w bezpośrednim kontakcie. Jezus musi zmieniać ich tok rozumowania. 

    W Królestwie nie ma sensu tracić czasu na dyskusje o tym, kto jest najważniejszy.  Kwestie wyższości nad innymi, kwestie władzy, prestiżu i znaczenia należą do koncepcji świata i nie maja nic wspólnego z propozycją Jezusa. 


1. Jak zachowuję się w sytuacji cierpienia? 

    

    

niedziela, 27 września 2020

XXVI Niedziela Zwykła

       Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć (Mt 21,31-32).


    Jezus jest w Jerozolimie. To ostatnie dni Jego życia. Dopiero co dokonał wypędzenia przekupniów ze świątyni, wysuwając oskarżenie, że miejsce święte, wybrane przez Boga, zostało przekształcone w "jaskinię zbójców".

    W tym kontekście Jezus wypowiada te ostre słowa wobec autorytetów - faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Oni bronią porządku, występują w imieniu Boga, który dał Prawo, jest surowy w karaniu, kazał odrzucać wszystko co grzeszne, który reguluje wszelkie aspekty życia do najdrobniejszych szczegółów. 

    Jezus ukazuje inne oblicze Boga - Boga miłosiernego, zatroskanego o grzesznika, chorego, ubogiego. Boga, który pochyla się nad ludzką słabością i przychodzi z pomocną dłonią. 

    Nie są to wydarzenia, które rozegrały się tylko wówczas w Jerozolimie. Również i dzisiaj w Kościele widać to wyraźnie. Nie brakuje "autorytetów", które oskarżają papieża o herezje, o to, że narusza tradycje i święte nauki, że jest zbyt wyrozumiały dla grzeszników. Z nostalgią wspominają poprzednich papieży, których uważają za mających większy autorytet moralny.

    Powtarzanie w czasie Mszy Świętej, że wierzymy w Jednego Boga ma niewielkie znaczenie, jeżeli nie towarzyszy temu pewien styl życia. Zbyt często stawiamy granice braciom, tworząc podziały i rozłamy.

    Trudno zaakceptować język pełen agresji, jaki towarzyszy codziennemu życiu i tzw. debacie publicznej. Ton, postawa i język, jakim posługuje się wielu wierzących, wyrażając swoje stanowisko, daleki jest od ducha braterstwa i Ewangelii. Nie budują mostów, nie traktują z szacunkiem, ale bardziej ranią, prowokują, szukają winnych. Nawet w stosunku do tych, którzy są im najbliżsi. 

    Słyszę słowa św. Pawła: dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie


1. Na ile potrafię korygować swoje postawy i poglądy?

    

sobota, 26 września 2020

Sobota XXV Tygodnia Zwykłego

    Gdy tak wszyscy pełni byli podziwu dla wszystkich Jego czynów, Jezus powiedział do swoich uczniów: «Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi» (Łk 9,43-44).


    Podziw, tłumy, chwała, entuzjazm i słowa, które zupełnie nie pasują do otaczającej rzeczywistości. Ale stawką jest coś ważnego. Jezus mówi o tym po raz drugi i podkreśla mocno: weźcie wy sobie dobrze do serca... 

    Przywódcy religijni zamierzają Go odrzucić i w końcu zabić. Jezus wie o tym, ale zawsze wskazuje na zmartwychwstanie. Oni jeszcze tego nie rozumieją. 

    Ból, samotność, cierpienie i śmierć to tajemnice, które spotykamy w życiu, ale trudno nam je zrozumieć, a co dopiero zaakceptować. 

    Jezus jest świadom losu, który Go czeka. Samotny wobec niebezpieczeństwa, świadomy odrzucenia i losu wzgardzonych.

    Reakcja Jego uczniów jest niepokojąca. Nic nie rozumieją. Trudne słowa wywołują ich lęk i napełniają serca strachem. Nie potrafią zapytać sparaliżowani prawdą.  Każdy z nich miał jakąś wizję drogi z Jezusem, ale żaden nie widział na niej krzyża.

    Aby zrozumieć, potrzebna jest wiara. Tylko dzięki niej można odkryć, że w krzyżu jest zwycięstwo. Współczesny świat jest pełen świadków tej wiary - zwłaszcza na Bliskim i Środkowym Wschodzie, gdzie nie wahają się dać życia...

    Ale nie brak też tych, którzy się boją, nie chcą być inni, rezygnują z głoszenia ewangelicznych wartości, które nie są wartościami świata, bo nie chcą się narażać... 

    Można powiedzieć Jezusowi "tak" lub "nie", ale pójść za Nim to zawsze pójść za Ukrzyżowanym. 

1. Jakie lęki towarzyszą mi na drodze wiary?

piątek, 25 września 2020

Piątek XXV Tygodnia Zwykłego

    Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem (Koh 3,1a).

    Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: "Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie (Łk 9,21-22).


    Bóg dał nam czas. Czas na wszystko. Wystarczająco dużo, abym mógł zrealizować siebie, by dorosnąć do pełni człowieczeństwa. Nie wiem, jaki czas został mi wyznaczony.  Nie pojmie człowiek dzieł, jakich Bóg dokonuje od początku do końca. Dlatego nie można zmarnować żadnego dnia.

    Tak wielu mówi każdego dnia: na nic nie mam czasu! Uspokoić własne życie, odkryć to, co jest ważne, co nadaje sens i rodzi radość. Odkrywać Boży plan wobec siebie. Nie ma sensu ciągle biec, nie zaznając wytchnienia. Pracoholizm pozostawia serce pustym i odbiera radość. 

    Jezus nie pozwala uczniom ujawniać prawdy o sobie. Jeszcze nie wszystko poznali. To, że jest obiecanym Mesjaszem jest tylko cząstką prawdy o Nim. Muszą jeszcze przejść przez Piątek Męki i Krzyża, spotkać Go Zmartwychwstałego, aby zrozumieć, że jest Bożym synem i Zbawicielem. Otrzymają w darze Ducha i wtedy będą mogli, będą musieli mówić. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie przyszedł ten czas. 

    Potrzebujemy się zatrzymać, aby napełnić serce Bogiem, by później się Nim dzielić. 


1. Jak podchodzę do daru jakim jest czas?

    

czwartek, 24 września 2020

Czwartek XXV Tygodnia Zwykłego


    O wszystkich tych wydarzeniach usłyszał również tetrarcha Herod i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; I chciał Go zobaczyć (Łk 9,7.9b).


    Chciał zobaczyć, ponieważ wiele słyszał. Ale...

* obawiał się reakcji ludzi, nie mógł przecież narażać autorytetu;
* myślał, że to Jan, który zmartwychwstał, Jan, którego kazał ściąć i nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe;
* słyszał, że mówili, że to może być Eliasz albo inny z proroków, a z prorokami nigdy nic nie wiadomo, raczej zwiastują problemy...;
* obawiał się, że Jezus może pozbawić go władzy.

    Niespokojne sumienie Heroda rodzi pytanie o Jezusa. Ale jest to bardzo zimna i wyrachowana refleksja, powodowana strachem. Lęk jest zawsze złym doradcą i towarzyszem, chociaż czasem pokazuje bardzo przyjazną twarz i uprzejme maniery.

    Pragnienie Heroda zostanie spełnione w zupełnie nieoczekiwanej sytuacji. Zobaczy Jezusa - w czasie Męki Jezus zostanie do niego przysłany przez Piłata. 

    W przeciwieństwie do tak wielu spotkań Jezusa, to jedno nie przyniesie żadnej zmiany w życiu Heroda. Ciekawość spotkania i królewski kaprys Heroda nie mogły otworzyć go na spotkanie z Prawdą. 

    Herod, ci którzy go otaczali i wygłaszali różne opinie na temat Jezusa, na pewno potrafili zobaczyć coś niezwykłego w osobie Mistrza z Nazaretu. Ich błąd polegał na tym, że porównywali Go z postaciami z przeszłości, które znali. Jezus jest nowością i aby Go zrozumieć, trzeba otwierać swoje serce, a nie dokonywać porównań. 


1. Jak zmienia mnie spotkanie z Jezusem? Czy zmienia?

    

środa, 23 września 2020

Środa XXV Tygodnia Zwykłego - wsp. św. o. Pio z Pietrelciny

    Każde słowo Boga w ogniu wypróbowane, tarczą jest dla tych, co Doń się uciekają. Do słów Jego nic nie dodawaj, by cię nie skarał: nie uznał za kłamcę (Prz 30,5-6).

    Wtedy zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych (Łk 9,1-2).


    Nie starać się poprawiać czy uzupełniać Słowa Bożego. Jest czyste, wypróbowane w ogniu. 

    Próba poprawiania Słowa przekształca je w kłamstwo. Bardzo często, nawet z najlepszymi intencjami, potrafimy przekazywać nasze opinie tak, jakby były one słowami boskiego pochodzenia. 

    Sięganie po Słowo wymaga wielkiej pokory i mądrości, które pozwalają odróżnić moje opinie, pragnienia, moje oczekiwania i często głupotę, od Słowa, które trzeba głosić. Słuchać Ducha Świętego, aby rozpoznawać, co On chce przekazać, mówiąc do serca. On, zawsze ufać, że to właśnie On, oczyszcza i sprawia, że Słowo staje się jasne i czyste, pozbawione ludzkich naleciałości i interpretacji. 

    Jezus wysyła apostołów, aby głosili Królestwo Boże. Muszą być przejrzyści i autentyczni w tym, co głoszą i czynią. Rozesłanie i misja są jednak ostatnim z elementów. 

    Święty Łukasz przedstawia pewną kolejność działań, która jest niezwykle istotna. Jezus najpierw gromadzi Dwunastu. Następnie udziela im mocy i upoważnia do głoszenia Królestwa Bożego słowami i czynami (uzdrawiać), a dopiero na koniec wysyła z szeregiem zaleceń. 

    Najpierw doświadczenie wspólnoty, jedności, komunii. Nie jesteś sam na drodze Królestwa. Potem otrzymanie mocy Bożej - Ducha. Umocnienie, aby być świadkiem. I dopiero posłanie. 

    Ileż różnych, nawet pięknych projektów upadło, bo zabrakło komunii w małżeństwie, rodzinie, wspólnocie zakonnej czy kapłańskiej. Upadają, bo często nawet odczytując Boże zamiary, nie prosimy o Jego moc dla nas, by wytrwać na drodze. Upadają, bo często nie są Bożymi zamysłami, ale naszymi ludzkimi zachciankami o oczekiwaniami. 

    Bóg nie spełnia naszych oczekiwań, ale odpowiada na nasze rzeczywiste potrzeby. Zapewnia to, co rzeczywiście potrzebne, a my oczekujemy tak wielu zbytecznych rzeczy. 

1. Czy z pokorą podchodzę do Bożego Słowa?

wtorek, 22 września 2020

Wtorek XXV Tygodnia Zwykłego - w Zakonie Pijarów wsp. błogosławionych Męczenników Dionizego Pamplony i dwunastu Towarzyszy

Każdego droga jest prawa w jego oczach, lecz Pan osądza serca. Przestrzeganie prawa i sprawiedliwości lepsze dla Pana niż krwawe ofiary. Kto uszy zatyka na krzyk ubogiego, sam będzie wołał, lecz nie otrzyma odpowiedzi (Prz 21,2-3.13).

    Oznajmiono Mu: «Twoja Matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą». Lecz On im odpowiedział: «Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je» (Łk 8,20-21).


    W świecie bogactwa i luksusu, pomiędzy uginającymi się półkami marketów, pośród kolorowych opakowań i reklam, w codziennym zabieganiu za tym, co konieczne i co zbędne, krzyk ubogich, często niemy krzyk potrzebujących, staje się coraz słabiej słyszany. 

    Uspokajamy sumienie od czasu do czasu, organizując coś dla biednych i potrzebujących z okazji świąt, czy wrzucając do puszek brzęczące monety - musi być słychać. Wielcy tego świata lubią zabłysnąć hojnością w świetle kamer. 

    Ale na co dzień biedaków mijamy szybkim krokiem, nawet nie patrząc w ich stronę - być może któryś wyciągnąłby rękę, prosząc o pomoc. 

    Bogu nie potrzeba brzęku wpadających do ręki monet czy fleszy. Widzi serce. I chociaż pomoc, nawet ta na pokaz, przynosi chwilę wytchnienia ubogim, nie powinna uspokajać sumienia. 

    Święty Augustyn, komentując fragment dzisiejszej Ewangelii, zauważył, że duchowe pokrewieństwo z Jezusem, związane z słuchaniem i wypełnianiem Słowa przewyższa fizyczne.

    Mówi jednocześnie, że Maryja była pierwszą zasłuchaną i wypełniającą Słowo, mając w ten sposób najpierw udział w duchowym macierzyństwie. To zasłuchanie i gotowość podjęcia Słowa doprowadziło Ją do macierzyństwa fizycznego - niech mi się stanie według Twojej woli... Przed biologicznym macierzyństwem stała się Matką, ponieważ słuchała Słowa Bożego i realizowała je w praktyce. Od duchowego macierzyństwa zależało macierzyństwo biologiczne.

    Nawet wówczas, kiedy nie rozumiała, przechowywała Słowo w swoim sercu. 

    Jesteśmy zjednoczeni z Bogiem, kiedy jesteśmy otwarci na Jego Słowo i wcielamy je w życie. Potrzeba otwarcia naszego serca, tak by poruszało się ono w rytm serca Bożego. 

1. Jakie intencje towarzyszą mi, kiedy pomagam potrzebującym?

poniedziałek, 21 września 2020

Święto św. Mateusza apostoła i ewangelisty


    Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich (Ef 4,4-6).

    Odchodząc stamtąd, Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» (Mt 9,9).

    Paweł jest w więzieniu i wzywa chrześcijan z Efezu do wierności powołaniu, którym zostali obdarowani, do życia, które jest naśladowaniem Jezusa. 

    Podkreśla wszystko to, co wspólne i niepowtarzalne w życiu chrześcijańskim: jeden Duch, jedna nadzieja, jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest, jeden Bóg. Jako chrześcijanie, pod względem godności, wszyscy jesteśmy równi, nikt nie jest ważniejszy od drugiego, nikt nie jest lepszy. Wszyscy mamy tę samą godność - godność dziecka Bożego i dla siebie nawzajem jesteśmy braćmi i siostrami. Nikt nie może na drugiego patrzeć z wyniosłością.

    Jest to zgodne z różnymi posługami i zadaniami, jakie podejmujemy we wspólnocie. Różnorodność posług i zadań nie może być powodem wynoszenia się nad innych, ale ma służyć budowaniu Ciała Chrystusowego - Kościoła. 

    Powołanie Mateusza jest zdumiewające. Jezus nie pyta go, czy chciałby pójść za Nim, ale rozkazuje. To jest polecenie, któremu nie można się sprzeciwić. Zawsze można zapytać, jak do mnie Jezus się zbliżył, jak długo czasem zwlekam z podjęciem decyzji, która jest odpowiedzią na ewangeliczny radykalizm. Mateusz wstał, zostawił wszystko i ruszył, nie wiedząc nawet dokąd. 

    Jezus wybiera jego dom na spotkanie z ludźmi, którzy nie cieszyli się szacunkiem elit. Jezus jednak wyciąga do nich rękę, oferuje przebaczenie, miłosierdzie, szansę powrotu na drogę zbawienia. Najłatwiej jest zawsze potępić i odciąć. Dużo trudniej podjąć wysiłek, by wyciągnąć człowieka z grzechu i przywrócić mu godność i szacunek.


1. Jak widzę swoje zaangażowanie we wspólnocie Kościoła?

niedziela, 20 września 2020

XXV Niedziela Zwykła

        Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana (Iz 55,8).


     Nie są. Analizując rzeczywistość nie trudno zauważyć to dramatyczne rozejście się ludzkich dróg z całym wymiarem transcendencji i wieczności. Spojrzenie większości z nas ogranicza się do „tu i teraz” ludzkiego czasu i przestrzeni. Stare spojrzenie „poza”, na przestrzeń i czas Boga, zwane wiecznością, jest odrzucane jako anachroniczne  i pozbawione realnej, namacalnej, korzyści.

    Po co mówić o Bogu, o Jezusie, o wierze światu, który chce wyrzucić Boga ze swoich dziejów. Po co mówić o życiu wiecznym tym wszystkim, dla których liczy się tylko perspektywa ziemi. Po co mówić o wspólnocie w świecie pełnym indywiduów i egoistów? 

Dla wielu Bóg nie jest potrzebny, prawda o Jego wcieleniu postrzegana jest w kategoriach mitu, Bóg staje się co najwyżej piękną ideą, a Ewangelia podręcznikiem społeczno-politycznym, który można dostosowywać do aktualnych potrzeb. 

Wystarczy być dobrym człowiekiem, kontrolować emocje, wypracować odpowiednie plany pomocy. Zbawienie jest tylko przypuszczeniem, a nie prawdą objawioną.

Po co podejmować wysiłek, żeby szukać Boga? Czy to konieczne? Podejmować decyzje w odniesieniu do tego, co poza „tu i teraz”? Po co?  Wystarczy zaakceptować poprawność polityczną, by zyskać społeczny aplauz i cieszyć się względnym spokojem. Nie potrzebujemy nawet duchowości, bo to tylko poezja, sztuka czy strategia. 

    A przecież człowiek to inteligencja, swoisty mózg pełen impulsów, kontrolowany przez leki i odpowiednie techniki relaksacyjne. Człowieka zawsze można sprowadzić do trzech słów: jeść, pić, kochać… Można żyć, unikając kłopotów, starając się o wygody, bez komplikowania sobie życia jakimiś wymaganiami…

Prawda jest jednak inna. Świat jest przestrzenią spotkania i relacji między Bogiem i człowiekiem. Widzialnym obliczem Boga jest Jezus, w którym nastąpiło zjednoczenie tego co Boskie i tego co ludzkie w tajemnicy wcielenia. 

    Wyzwolenie świata nie dokonuje się poprzez działania prawa, altruistyczny wolontariat czy działania technokratów. Tylko w Bogu człowiek może odkryć prawdę o swojej godności i przyczynie swojego istnienia, może odkryć prawdę o wartości swojego życia, nawet wówczas, kiedy po ludzku staje się ono nieproduktywne i niewartościowe. Tylko w Bogu.

1. Jak często ulegam iluzji wygodnego świata i ziemskiego szczęścia?


sobota, 19 września 2020

Sobota XXIV Tygodnia Zwykłego


    Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny (Łk 8,5-8). 


    Słowo Boże i Boży Siewca. Kiedy nie ma owocu, problemem nie jest ziarno Słowa, ale gleba na którą pada. Słowo ma moc przemieniać i owocować, ziemia może być jednak jałowa i zablokować wzrost.

    Cztery różne reakcje na Boże Słowo, odpowiedź ludzkiej wolności na łaskę, którą Bóg obdarza. On nigdy nie zmusi człowieka, aby przyjął Słowo. Zawsze uszanuje naszą wolność, ale jednocześnie nigdy nie przestanie rzucać swojego ziarna. Jest hojny i nie zraża się jałową ziemią, mimo że wie, iż część zasiewu się zmarnuje. Ufa w owocność ziarna.

    Bóg jest hojnym siewcą, nikomu nie odmawia swego Słowa. Każdy może z niego czerpać. 

    Wolność może sprawić, że zamkniemy się na Boże Słowo i je odrzucimy. 

1. Co przeszkadza mi żyć Bożym Słowem?

piątek, 18 września 2020

Święto św. Stanisława Kostki - patrona Polski

    Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» (Łk 2,48-49).


    W 1567 roku, w domu nowicjatu w Rzymie, Stanisław otrzymał list z domu, list od ojca, który nie akceptował jego ucieczki i wstąpienia do zakonu jezuitów: Zhańbiłeś swoją lekkomyślnością całą rodzinę, rzucając cień na cały ród Kostków. Ośmieliłeś się jeździć po Niemczech i Włoszech jako zwykły żebrak. Jeżeli będziesz trwał w tym szaleństwie, to wiedz, że nie postawisz już nogi w Polsce, bo ja wydobędę cię z jakiegokolwiek ukrycia i zamiast złotych łańcuchów (szlachectwa), które dla ciebie przygotowałem, znajdziesz łańcuchy żelazne i zostaniesz zamknięty tam, gdzie nie widać światła słonecznego. 

    Brak zgody na wybór życiowego powołania przez dziecko. Poszukiwanie go po Europie. Wizja życiowej drogi dla dziecka, która dawałaby spełnienie życiowych ambicji rodzicom i przynosiła sławę ziemską rodzinie. 

    Odpowiedź Stanisława była pełna miłości: Drogi Ojcze, nie wiem czemu miałbyś być tak przygnębiony moim wstąpieniem do Towarzystwa Jezusowego. Należy raczej cieszyć się i dziękować Bogu, widząc, że Twój syn został powołany do naśladowania Chrystusa Króla. Nie oczekuj, że zmienię swój wybór. Złożyłem już Bogu śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. I zapewniam Was, że jestem gotów znosić wszelkie zło świata, a nawet śmierć, aniżeli porzucić wybrany przeze mnie stan życia. Mam nadzieję, że nie minie dużo czasu na powrót tej ojcowskiej miłości, która do tej pory jest moją troską.

    Stanisław Kostka wzrastał wśród innych nowicjuszy. Kiedyś zapytał go przełożony nowicjatu, czy kocha Maryję. Odpowiedź była krótka: Jak mógłbym jej nie kochać, skoro jest moją matką!

    Ta, którą kochał, przyszła do niego na godziny przed śmiercią. 

    9  sierpnia 1568 roku napisał list - prośbę do Maryi, błagając, by zabrała go na obchody Wniebowzięcia do nieba. Wiedział, że jego misja została już zrealizowana. Około godziny trzeciej nad ranem w samą Uroczystość Wniebowzięcia wypowiedział słowa: Maryja przyszła po mnie, by zabrać mnie ze sobą.

    Święty Stanisław Kostka został kanonizowany w 1726 roku i ogłoszony patronem młodzieży. Później Kościół uznał go za jednego z patronów Polski.

1. Czy potrafię widzieć swoje życie jako powołanie do świętości?

czwartek, 17 września 2020

Czwartek XXIV Tygodnia Zwykłego

    Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: «Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła (Łk 7,44).


    Na jednej z wystaw poświęconych życiu różnych regionów tzw. "trzeciego świata" fotografowie prezentowali zdjęcia dzieci. Można było zobaczyć dzieci, które żebrały na ulicach, dzieci w podartych i brudnych ubraniach, dzieci grzebiące w śmieciach, maluchy wąchające jakieś odurzające substancje czy leżące na ulicach w dziwnym letargu. W centrum znajdowało się zdjęcie dziewięcioletniego chłopca, który jako jedyny patrzył w obiektyw. 

    Chłopiec był niski jak na swój wiek z powodu niedożywienia, jego twarz była smutna, a wzrok jakby nieobecny. Pod zdjęciem artysta zamieścił słowa: Oni wiedzą, że istnieję, ale nikt mnie nie widzi, a jeśli ktoś mnie dostrzega, to tylko by mnie wykorzystać lub osądzić.

    Widzisz tę kobietę? Ona mogłaby powiedzieć to samo do Jezusa. Jeśli mnie w ogóle zauważają, to tylko po to, by mnie wykorzystać lub osądzić. 

    Jezus patrzy jednak innymi oczami. Widzi sercem i pozwalając owej kobiecie okazać miłość, zadaje Szymonowi tylko jedno pytanie: Widzisz tę kobietę? Tym pytaniem zwraca jej godność i przywraca życie. Nie pada jej imię. Bóg jest dyskretny, dba o dobre imię grzesznika i go nie ujawnia. I przywraca jej wiarę w człowieka, który potrafi spojrzeć z miłością, zobaczyć godność.

    Jesteśmy zaproszeni, by zastanowić się nad naszymi spojrzeniami, zrewidować osądy naszego serca. 

1. Czy moje spojrzenia i osądy nie obdzierają innych z godności?

środa, 16 września 2020

Środa XXIV Tygodnia Zwykłego - wsp. świętych męczenników Korneliusza i Cypriana


    Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący (1 Kor 13,1).

    Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni? Podobni są do dzieci, które przebywają na rynku i głośno przymawiają jedne drugim: "Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali" (Łk 7,31-32).


    Czytając tekst św. Pawła, można odkryć, że miłość, o której mówi, jest głębokim pragnieniem ludzkiego serca. Dawać i otrzymywać taką miłość.

    Sceptycyzm może skłaniać do myślenia, że taka miłość nie istnieje. Powodować wątpliwości. Doświadczenie, jakim żyjemy i które obserwujemy w otaczającym nas świecie podpowiada, że to, co Paweł ukazuje jako definicję "miłości" zupełnie odbiega od codziennego życia. 

    Święty Paweł zanurza nas w miłości, którą jest Bóg. Bóg jest Miłością, która nas powołała do życia.  

    Możemy te słowa świętego Pawła odczytywać z różnych perspektyw. Jedną z częściej spotykanych jest perspektywa rachunku sumienia. Słowa, które nas osądza, które ujawnia to, jak wiele nam jeszcze brakuje, aby żyć miłością. To jednak może powodować, że narodzi się frustracja i zniechęcenie. 

    Innym sposobem jest odczytywanie tych słów jako zaproszenia, aby wzrastać. Jesteśmy pielgrzymami w drodze, a cel, miłość, oświeca drogę i nadaje sens każdemu etapowi życia. Uczymy się jej powoli. Byłoby nieporozumieniem uważać, że już dziś żyjemy tą miłością, która jest nam proponowana jako cel do osiągnięcia na końcu drogi - w samym Bogu.

    Może brak tej świadomości, że pełnia jest dopiero przed nami, sprawia, że wciąż łatwiej nam widzieć "usterki i błędy" innych i narzekać, zamiast cieszyć się z ludzkiego wysiłku wzrastania. 

    Widzimy niejasno, tylko to co zewnętrzne, bardziej krzykliwe. To sprawia, że trudno zobaczyć nam dobro, ciągle coś nam nie pasuje. Ten zbyt radykalny, a drugi za wielki liberał. Łatwiej nam dzielić, niż łączyć, krytykować niż budować. Na każdego można coś znaleźć, by skutecznie uderzyć. Znacznie trudniej wspierać, ratować przed upadkiem, pomagać w tym wzrastaniu do pełni miłości obecnej w Bogu. 

1. Co rozumiem przez miłość?

wtorek, 15 września 2020

Wtorek XIV Tygodnia Zwykłego - wsp. Matki Bożej Bolesnej

    A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. 26 Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie (J 19,25-27).


    Tydzień temu, 8 września, świętowaliśmy narodzenie Maryi. Wspominaliśmy początek życia Dziewiczy pośród ludzi. 15 sierpnia obchodziliśmy uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Dziewiczy z ciałem i duszą do nieba. Te dwa wydarzenia wskazywały na początek i koniec Jej drogi życia. 

    Dzisiaj świętujemy to, co było pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami - Jej doczesne życie. A jednym z istotnych elementów tego życia było doświadczenie bólu i cierpienia. 

    Nabożeństwo i kult Maryi w Jej cierpieniu jest najstarszym i najbardziej rozpowszechnionym. Już w pierwszych wiekach wskazywano na Jej współpracę w dziele odkupienia, w cierpieniu Syna. Tak rodził się obraz "piety", cierpiącej Dziewicy trzymającej w ramionach martwe ciało Syna. 

    Tajemnica macierzyńskiej miłości. Tajemnica bólu, który przez powołanie i przeznaczenie Jej Syna, został wpisany w Jej życie. Od samego początku - a Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu

    Dzisiaj doświadcza radości i chwały nieba jako Wniebowzięta, a jednocześnie cierpi nadal, ponieważ my, Jej dzieci, otrzymane pod krzyżem w zawierzeniu, nie jesteśmy nieskazitelni i wolni od grzechu. Cierpi z dziećmi, które doświadczają i dzisiaj cierpienia i bólu.

    Wystarczy wsłuchać się w śpiew Stabat Mater, ów smutny i przepełniony bólem śpiew cierpiącego serca Matki, aby zobaczyć wielki smutek Niepokalanej Dziewicy.

1. Czy potrafię łączyć swoje cierpienie z cierpieniem Chrystusa na wzór Maryi?

poniedziałek, 14 września 2020

Święto Podwyższenia Krzyża Świętego


    Od góry Hor szli w kierunku Morza Czerwonego, aby obejść ziemię Edom; podczas drogi jednak lud stracił cierpliwość. I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: «Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny» (Lb 21,4-5).

    I nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne (J 3,13-15).


        Księga liczb ukazuje zbuntowanego człowieka. Człowieka zmęczonego niepewnością i trudnościami, człowieka który ma słabe serce, serce niezdolne do wiary i zaufania Bogu, człowieka zranionego grzechem.

    Każdy z nas może się odnaleźć w tym obrazie. Na drodze życia nieustannie doświadczamy naszych ograniczeń, tracimy siły, odwracamy nasze serce od Boga, buntujemy się przeciwko trudnościom, cierpieniom. Trucizna zła, którą rozsiewa świat, każdego dnia nas dotyka, odwraca od światła i życia, wywołuje ból.

    Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał... Zstąpił z nieba do naszych najgłębszych nieszczęść, aby z nich nas wyciągnąć i podnieść nas z Nim do Ojca. Bóg nie chce, by ktokolwiek utracił życie. 

    O tym wciąż przypomina nam Krzyż. Daje nam pewność, że jesteśmy kochani bezgraniczną miłością. Bóg czeka na nas z otwartymi ramionami. W miłości obejmuje i przyjmuje naszą słabość, nasz ból i cierpienie, nadając im znaczenie i wartość. 

    W cieniu Krzyża cała nasza istota i nasza osobista historia zostają napełnione światłem. To z Krzyża pochodzi siła, by kochać i naśladować Jezusa, aby pozostać wiernym i dawać życie, jak On. Pod Krzyżem otrzymujemy Jego Ducha. 

    Jesteśmy zaproszeni do zapatrzenia się w Krzyż, abyśmy mogli zobaczyć Miłość, uwierzyć w Miłość, by pozwolić się oczyścić. Bóg prosi o otwarcie naszego życia na Jego Miłosierdzie.

    Adoracja Krzyża jest logiczną odpowiedzią serca, które jest przepełnione wdzięcznością. Tylko tak możemy odpowiedzieć na Miłość. Tylko Bóg może wydobyć światło z naszych ciemności, a ten cud, dokonany na Kalwarii i w naszym chrzcie, jest nieustannie odnawiany przez wiarę.

1. Jak odnoszę się do znaku Krzyża?

niedziela, 13 września 2020

XXIV Niedziela Zwykła

    Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia? Nie ma on miłosierdzia nad człowiekiem do siebie podobnym, jakże błagać będzie o odpuszczenie swoich własnych grzechów? (Syr 28,3-4).

    Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?» Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy (Mt 18,21-22).


    Przebaczenie jest jedną z dróg miłości. Jedną z najbardziej wymagających i trudnych. 

    W życiu, w różnych relacjach międzyludzkich pojawiają się problemy. Zarówno w życiu rodzinnym, jak i wspólnotowym powstają nieporozumienia, dyskusje, zranienia. 

    Chrześcijanin w tej sytuacji jest wezwany do pojednania. A droga pojednania prowadzi przez uznanie własnego grzechu, własnej winy oraz przez przebaczenie temu, kto zawinił. 

    Miłość zakłada wiele wymiarów, obejmuje członków rodziny, ale także przyjaciół, znajomych, współpracowników. Miłość chrześcijańska wykracza poza te naturalne więzy, obejmując swoim zasięgiem także nieprzyjaciół i wrogów, także tych, którzy po ludzku na miłość nie zasługują. Przebaczenie, podobnie jak miłość, nie może mieć granic - ma zasięg uniwersalny.

    Pytanie Piotra jest bardzo ludzkie i bardzo logiczne. Jezus odpowiadając, ukazuje przebaczenie, które jest konieczne zawsze, bez względu na okoliczności. 

    Przebaczenie nie jest łatwe, bo miłość nie jest łatwa. Ale sam fakt, że potrafimy przebaczyć rodzi szczęście. 

    Autentyczna miłość i autentyczne przebaczenie są za darmo. To co ma cenę, zawsze ma zasięg ograniczony. 

    Przebaczenie nie jest przysługą, jaką czynimy temu, kto wobec nas zawinił. Pierwszym beneficjentem przebaczenia jest ten, który wybacza. 

    Jezus obrazuje swoje nauczanie przypowieścią o nielitościwym słudze. Nasza uwaga powinna się jednak koncentrować na królu, który wybacza bezwarunkowo, kto w żaden sposób nie może spłacić swego długu. W obrazie króla widzimy Boga, który przebacza, który przyjmuje grzeszników, Boga miłosierdzia i dobroci.

    Ten Bóg objawia się w swoim Synu, Jezusie, który na krzyżu przebacza swoim oprawcom i wrogom. Jezus, prawdziwy Król, nie tylko przebacza, ale staje się obrońcą swoich oprawców: przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią

    Król przebacza, ale ten, który otrzymuje przebaczenie, nie potrafi go przyjąć. Przebaczenie, podobnie jak miłość, musi być przyjęta. Tylko przebaczenie przyjęte ma przemieniające działanie. Wyrazem przyjęcia przebaczenia jest to, że potrafimy je przekazać dalej, że potrafimy sami przebaczyć. 

    Problemem złego sługi jest to, że nie potrafi przyjąć przebaczenia, nie dzieli się nim. I tego uczy Chrystus w modlitwie, którą nam zostawił: odpuść nam, jako i my... 

    Dlaczego przebaczać?

* przebaczenie leczy;
* przebaczenie wyzwala;
* przebaczenie uwalnia tego, kto cię skrzywdził;
* twoje przebaczenie ratuje drugiego;
* przebaczenie daje mu nową szansę;
* twoje przebaczenie nie ratuje obcego, ale brata;
* przebaczając stajesz się darem Boga dla bliźniego.


1. Co najtrudniej przychodzi mi przebaczyć?

sobota, 12 września 2020

Święto Najświętszego Imienia Maryi


    W Nim dostąpiliśmy udziału my również, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu - my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie (Ef 1,11-12).

    W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja (Łk 1,26-27).


    W naszym Zakonie oddajemy dziś cześć imieniu Najświętszej Maryi Panny. 

    Imię Dziewicy objawia św. Łukasz w swojej Ewangelii. Bóg spełnia odwieczne plany, zgodnie z zamysłem powziętym na początku ludzkich dziejów. Wszystko było przygotowane, aby mogło dokonać się dzieło odkupienia. 

  Imię Maryja oznacza Piękna, Pani Światłości. Piękną Panią nazywała ją św. Bernardetta Soubirous. Św. Katarzyna Labouré opisuje ją w podobny sposób: "Była bardzo piękna... Była tak piękna, że nie potrafię wyrazić Jej olśniewającego piękna. 

    Katechizm Kościoła mówi: Bóg wzywa każdego po imieniu, Imię każdego człowieka jest święte. Imię jest ikoną osoby. Domaga się szacunku ze względu na godność tego, kto je nosi. Otrzymane imię pozostaje na zawsze. W Królestwie niebieskim zajaśnieje w pełnym blasku tajemniczy i niepowtarzalny charakter każdej osoby naznaczonej Bożym imieniem. Nie dziwi zatem, że Kościół, podkreślając niepowtarzalną rolę Maryi w dziele odkupienia, pragnie uczcić Jej imię, podobnie jak czci imię Jezusa, Jej Syna. 

        Joachim i Anna, rodzice Najświętszej Dziewicy, nadali imię swojej córce - Maryja. 

       Imię Maryja w Biblii po raz pierwszy zostało odniesione do siostry Mojżesza. Miriam w języku egipskim oznaczało oblubienicę Boga, ukochana przez Boga. Kiedy Bóg wybiera człowieka do jakiegoś szczególnego zadania, zmienia imię. Imię Córki Joachima i Anny nie ulega zmianie - Maryja wybrana na Matkę Bożego Syna jest najbardziej ukochana przez Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. 

    Kult imienia Maryi zapoczątkowany został w Hiszpanii, na początku XVI wieku. Kiedy 12 września 1683 roku Jan III Sobieski w imię Maryi odniósł zwycięstwo pod Wiedniem, zatrzymując ekspansję turecką, papież Innocenty XI rozszerzył kult tego imienia na cały chrześcijański świat. 

    Papież Franciszek, przyzywając Jej imienia, mówił: Dziś świętujemy pamięć o Świętym Imieniu Maryi. Zapraszam wszystkich, aby spojrzeli na Dziewicę i pozwolili, aby inspirowała nas uczuciami chrześcijańskimi, abyśmy żyli coraz bardziej jak Jej Syn Jezus.

1. Czy wymawiam z szacunkiem imię Maryi?

    


piątek, 11 września 2020

Piątek XXIII Tygodnia Zwykłego


    Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Gdybym to czynił z własnej woli, miałbym zapłatę, lecz jeśli działam nie z własnej woli, to tylko spełniam obowiązki szafarza (1 Kor 9,16-17).

    Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? (Łk 6,41).


    Głoszeniu Ewangelii poświęcił drugą połowę swojego życia. Nie był to jego pomysł na życie. Nie wyszło to od niego. Nie czyni tego dla własnej chwały, nie dla zapłaty, nie dla podziwu słuchaczy. Od upadku pod Damaszkiem, od zrozumienia, kim jest Jezus, nie widzi już innej drogi. Głosi Ewangelię, bo nie ma nic lepszego, co mógłby zaoferować swoim słuchaczom. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii.

    Głoszenie Ewangelii staje się jego największą radością. Jak najwięcej ludzi przyprowadzić do Chrystusa. Czyni to z głębi serca, które zostało wypełnione Chrystusem. 

    Jezus, znawca zakamarków ludzkiego serca, potrafi zobaczyć to, czego sam człowiek czasem nie potrafi lub nie chce zobaczyć. Wszyscy nosimy drzazgi, a czasem i belki w oku, które nie pozwalają nam dobrze widzieć. 

    Świadomość własnych ograniczeń, błędów i grzechów winna powodować, że stajemy się bardziej wyrozumiali dla upadków innych. Nie chodzi o to, by akceptować czyjś grzech, ale by nie podchodzić do niego z poczuciem wyższości. 

    Święty Augustyn mówił o tych, którzy zajmują się grzechami innych: Ludzie bez lekarstwa. Przestają zajmować się własnymi grzechami, ale skupiają się na grzechach innych ludzi. Nie szukają tego, co trzeba naprawić, ale tego, w co można się wgryzać. A ponieważ nie mogą się usprawiedliwić, zawsze są gotowi oskarżać innych...

    Jezus potrafi zobaczyć. Jeżeli chcemy widzieć, musimy patrzeć na świat Jego oczami. To jest możliwe tylko wówczas, kiedy serce jest wypełnione łaską, kiedy człowiek podejmuje trud nawrócenia i otwiera się na miłosierdzie. 

1. Czy jestem wyrozumiały wobec innych?