zachód słońca

zachód słońca

poniedziałek, 28 września 2015

Poniedziałek 26 Tygodnia Zwykłego

     Wtedy przemówił Jan: „Mistrzu, widzieliśmy kogoś, jak w imię twoje wypędzał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodzi z nami”.  Lecz Jezus mu odpowiedział: „Nie zabraniajcie; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami” (Łk 9,49-50).

      Niebezpieczeństwo zawłaszczenia Pana Boga może się pojawić zawsze. Doświadczenie bliskości, wyjątkowości Mistrza może przerodzić się w poczucie uprzywilejowania. Inni nie mają prawa. Zawłaszczanie prawa do czynienia dobra, do określonych działań, zawłaszczanie prawa do Pana Boga.

     Pan Bóg nie jest zazdrosny o dobro. Problem może pojawić się w czymś innym. W nadużywaniu imienia Jezusa dla osiągania własnych korzyści, manipulowania ludźmi, posługiwania się imieniem Jezusa do złych celów. Dlatego wymagany jest rozsądek - już św. Jan mówił o tym w swoim liście: «Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie".

1. Czy nie jestem zazdrosny o udzieloną komuś łaskę?
2. Czy nie nadużywam imienia Jezusa?

niedziela, 27 września 2015

XXVI Niedziela Zwykła

    Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze (Mk 9,42).

    Zło zgorszenia, potępione przez Jezusa, polega na tym, że nie można go naprawić. Można je przyrównać do uszkodzenia serca. Raz uszkodzone, zawsze już będzie słabe. Zgorszenie czasem działa na zasadzie szoku. Ale znacznie częściej jest trucizną, która powoli zatruwa ludzkie życie. Zmienia sposób myślenia, zaburza ocenę sumienia, tworzy relatywizm ocen, postaw, wyborów. W imię jakiegoś rzekomego dobra wprowadza zło.

     Obraz ręki, nogi czy oka, które mogą stać się powodem grzechu w języku symboli oznaczają przywiązanie, przesadną potrzebę działania, noga oznacza fałszywą drogę życia, oko jest symbolem złych pragnień. Jezus mówiąc o okaleczeniu wyraźnie pokazuje, że nic nie jest cenniejsze od zbawienia. 

     Problem nie polega na okaleczeniu – chromi, niewidomi, bezręcy nadal mogą grzeszyć. Człowiek, patrząc na swoje życie w perspektywie zbawienia musi umieć dokonywać radykalnych wyborów, odrzucać to wszystko, co jest związane z odejściem od zbawienia. Trzeba umieć odrzucać przywiązanie do fałszywych bogactw, fałszywych wygodnych często dróg, czy złych pragnień.

1. Czy potrafię żyć radykalizmem Ewangelii?
2. Czy moje wybory, postawa nie są źródłem zwątpienia na drodze wiary dla innych?

sobota, 26 września 2015

Sobota 25 Tygodnia Zwykłego

     Gdy tak wszyscy pełni byli podziwu dla wszystkich Jego czynów, Jezus powiedział do swoich uczniów: Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o nie (Łk 9,43b-45).

      Otoczony ludźmi. Popularny. Przychodzili, aby Go słuchać. Dochodzi do szczytu sławy. Fama o Jego czynach wychodzi poza granice Izraela. W krajach pogan, gdy się  pojawi, przynoszą swoich chorych. Nawet do rzymskich żołnierzy docierają pogłoski o jego czynach - setnik prosi o uzdrowienie sługi. Jest znany. 

     Jeszcze chwila i na ulicach Jerozolimy będą wołać Hosanna. Wydaje się, że sen o wielkości się spełnia. Postawili na dobrą kartę. Spełnia się sen o wielkości. Są w Jego blasku. Część splendoru spada również na nich...

     Tym bardziej musiały ich zadziwić słowa: Weźcie wy sobie dobrze do serca - Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi... Jak to rozumieć? Bali się pytać. Może obawiali się, że ich sen o wielkości zostanie szybko rozwiany... Bali się rozczarowania Mistrzem?

1. Jak odbieram Boga, który ukazuje swoją słabość zamiast potęgi i mocy?

piątek, 25 września 2015

Piątek 25 Tygodnia Zwykłego - wsp. bł. Władysława z Gielniowa

     Gdy raz Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: „Za kogo uważają Mnie tłumy?” Oni odpowiedzieli: „Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał”. Zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?” Piotr odpowiedział: „Za Mesjasza Bożego” (Łk 9,18-20).

      Izrael oczekiwał Mesjasza. Miał swoje wyobrażenie Mesjasza, związane z Nim nadzieje i oczekiwania. W czasach Jezusa, gdy coraz mocniej doskwierał ucisk ze strony Rzymian, oczekiwania mesjanistyczne były coraz silniejsze. Wyczuwało się związane z tym napięcie. 

      Kiedy Jezus zadaje pierwsze pytanie, apostołowie odpowiadają. Na temat Jezusa mówi się różnie. Ale kiedy pada pytanie, w którym trzeba wyrazić jasną deklarację własnego odniesienia do Jezusa, na odpowiedź decyduje się tylko Piotr.

      Piotr - Skała. Może inni to też czuli. Ale tylko Piotr zdecydował się powiedzieć to głośno. Rozwiewa wszelkie wątpliwości. Odpowiada pewnie i zdecydowanie. 

    I od tamtego czasu taka będzie rola Piotra. Będzie do niej dojrzewał. Jeszcze przed nim długa droga. Ale Szymon powoli zamienia się w Skałę - Opokę, o którą można się oprzeć z pewnością. Święty Augustyn przekonanie o tym pewnym przekazie wiary wyrazi zdaniem: Roma locuta, causa finita. Rzym powiedział - sprawa skończona. Autorytet Piotra - Skały. On jest wezwany, by być Opoką, umocnieniem dla braci, umocnieniem w wierze.

1. Czy widzę w Piotrze naszych czasów Opokę wiary?

czwartek, 24 września 2015

Czwartek 25 Tygodnia Zwykłego

       Tetrarcha Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był zaniepokojony.  I chciał Go zobaczyć (Łk 9,7.9b).

       Słyszał o Jezusie. Wieści, jakie docierały do pałacu wzbudzały z jednej strony uczucie lęku, z drugiej ciekawość. Lęk podpowiadał, że to Jan Chrzciciel, stracony w więzieniu z polecenia Heroda, powstał z martwych. Wyrzut sumienia odzywał się bolesnym niepokojem. Ciekawość pchała ku temu, by zobaczyć, doświadczyć jakiegoś znaku, osobiście się przekonać o sławie Tego, o którym tylko słyszał. 

        Ludzi doświadczających niepokoju i ciekawości w Ewangelii można znaleźć przynajmniej kilku. Ale tym, co wyróżnia Heroda, jest jego niewiara. Za lękiem i ciekawością kryje się niewiara. Chociaż podziwiał Jana Chrzciciela i dopuszczał możliwość, że to on zmartwychwstał, chociaż słyszał o cudach i nauczaniu Jezusa i to co słyszał, budziło jego ciekawość, Herod nie zamierzał nic zmieniać w swoim życiu. Pragnienie nawrócenia było mu obce.

       Pragnienie Heroda zostanie zaspokojone. W Wielki Piątek stanie przed nim Jezus przysłany przez rzymskiego prokuratora. Ale wobec braku wiary w pałacu Heroda nie wydarzy się żaden cud, Jezus nie uczyni żadnego spektakularnego gestu. Herod przekona się, że to nie Jan - pozbędzie się swojego lęku, a Jezusem wzgardzi. Odrzucony lęk i pusta ciekawość odsłonią postawę niewiary i brak woli nawrócenia.

1. Co mnie fascynuje w Jezusie?
2. Czy zaciekawienie Ewangelią, życiem Kościoła, prowadzi mnie do wiary?

środa, 23 września 2015

Środa 25 Tygodnia Zwykłego - wsp. św. o. Pio

     Jezus zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych. Mówił do nich: Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy (Łk 9,1-3).

      Jezus wysyła swoich uczniów, by za ich pośrednictwem, ich słów, świat mógł poznać Dobrą Nowinę o zbawieniu. I dzisiaj Bóg czyni to samo. Wysyła swoich współpracowników, aby głosili Królestwo Boże. 

      Może się w każdym uczniu Jezusa pojawić pokusa budowania "wielkich estrad" dla głoszenia Ewangelii, używania "adekwatnych środków", aby Dobra Nowina dotarła do najdalszych zakątków świata, korzystania ze środków technicznych, aby zwrócić uwagę tłumów. A Jezus mówi: nie bierzcie nic na drogę, ani torby, ani chleba, ani pieniędzy... 

     Możemy odczytać tę Ewangelię jako opowiadanie o uczniach, których Jezus wysłał. Ale nie możemy zapominać, że każdy chrześcijanin, także dziś, jest zaproszony, aby nieść Dobrą Nowinę o zbawieniu. I aby to realizować, wcale nie potrzeba posiadać wielkich kwalifikacji, umiejętności czy dysponować wielkimi środkami materialnymi. 

     Nie potrzeba zabierać torby, chleba i pieniędzy - wystarczy serce wypełnione miłością ku Bogu i ludziom. Narzędzia współczesne nie są złe, ale to dzięki sercu zakochanym w Bogu Ewangelia może docierać do świata...

1. Czy jako uczeń Jezusa jestem głosicielem Dobrej Nowiny?
2. Czy nie wyolbrzymiam wartości środków i narzędzi, by dawać świadectwo?

wtorek, 22 września 2015

Wtorek 25 Tygodnia Zwykłego - wsp. bł. męczenników pijarskich Dionizego Pamplony i towarzyszy

      Oznajmiono Mu: „Twoja matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą”.
       Lecz On im odpowiedział: „Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je” (Łk  8,20-21).


        Przez trzydzieści lat był względny spokój.
Jezus nie sprawiam kłopotów. Może poza jednym incydentem w świątyni, kiedy miał dwanaście lat. Wiódł życie w domu. Nie dziwi zatem, że nadmierna popularność, otaczające rzesze ludzi, głosy o licznych cudach budzą niepokój Jego najbliższych. Przychodzą na miejsce, gdzie naucza i nie mogą się do niego dostać. 

      Maryja słyszy trudne słowa. Ona, pierwsza zasłuchana w Słowo, Matka Słowa, całkowicie poddana woli Boga, nawet wtedy, gdy nie rozumie wszystkiego, musi przyjąć gorzką lekcję ze strony Syna. Wciąż trzeba słuchać, by rozeznawać wolę Pana Boga. 

      Słuchać, to znaczy odsunąć się na drugi plan i dać miejsce Słowu, by Ono przemówiło. Z nową siłą, ukazując to, co dotąd ukryte.  Nie można traktować Słowa jako rzeczywistości wystudiowanej, znanej raz na zawsze. Ono jest żywe i wciąż nowe. A to dopiero połowa drogi, by należeć do rodziny Syna. Trzeba jeszcze podjąć trud wypełniania Słowa. 

1. Czy Słowo Boże jest dla mnie wciąż żywe?

poniedziałek, 21 września 2015

Poniedziałek 25 Tygodnia Zwykłego - święto św. Mateusza Apostoła

    Gdy Jezus wychodził z Kafarnaum, ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za Mną! On wstał i poszedł za Nim. (Mt 9,9).

       Jezus spotyka Mateusza w komorze celnej. Wzywa go do pozostawienia wszystkiego. Ciemnej komory, pieniędzy, dotychczasowego trybu życia. Nie osądza, nie oskarża. Temu, który był w pogardzie u wielu, przywraca godność. Mateusz podejmuje wezwanie, bo Jezus jest pierwszym człowiekiem, który nie patrzy na niego z pogardą, nienawiścią. Nie przyczepia mu etykietki kolaboranta, złodzieja, grzesznika, czy nieczystego. Zaprasza Mateusza do wspólnoty. 

     Jezus patrzy na każdego człowieka z miłością. Pragnie przywrócić pierwotne oblicze z rajskiego ogrodu. Zapraszając do wspólnoty ze sobą, zaprasza do przemiany serca, odwrócenia się od grzechu. Takie spojrzenie, spojrzenie miłości, a nie potępienia i osądzania sprawia, że w człowieku rodzi się nadzieja. Miłość sprawia, że nawrócenie staje się możliwe. Tylko miłość. 

1. Czy nie osądzam zbyt łatwo siebie i innych ludzi?
2. Czy wierzę w możliwość przemiany?     

niedziela, 20 września 2015

XXV Niedziela Zwykła

     Gdy był w domu, zapytał ich: „O czym to rozprawialiście w drodze?” A oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu… Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: „kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje…” (Mk 9,33b-35a. 36-37a).

      Takie ludzkie zachowanie apostołów. W każdym z nas jest pokusa znaczenia.
Chęć bycia „kimś” grozi każdemu z nas. Chęć bycia uznanym za kogoś ważnego. Lubimy mieć znaczenie, czymś się wykazać. Każdy człowiek pragnie być gwiazdą, świecić jaśniej niż inni i być w centrum zainteresowania. 

    Jako lekarstwo na ludzką próżność i pragnienie znaczenia Jezus stawia dziecko. 
     
    Jezus nie miesza się w spór apostołów. Ale pokazuje nieco inny poziom widzenia problemu. Dobrze, że zajmujecie się tą sprawą. To ważne i ludzkie. Możecie mówić o pierwszych miejscach, ale zapytajcie się o to, komu powinna być poświęcona na pierwszym miejscu wasza uwaga. Macie prawo zastanawiać się, kto jest większy. Ale starajcie się szanować i miłować tych, którzy są wielcy w oczach Boga. Próbujcie się wyróżniać. Ale nie tym, że narzucacie innym swoją wolę, lecz tym, że przyjmujecie tych, którymi nikt się nie interesuje. 

      Jezus nie znosi hierarchii. Ale rozciąga ją poza nasze horyzonty myślenia. Uczy nas patrzenia na hierarchię od dołu. Nie trzeba obalać hierarchii. Wystarczy ją odwrócić. Nasz punkt widzenia jest niewłaściwy. O ważności osoby nie świadczy jej wizytówka. Zależy ona od osób nieważnych, które potrafisz przyjąć w swoim domu. 

     Kończymy w Kościele kolejny tydzień wychowania. Odczytując Ewangelię o przyjęciu dziecka nie mogę nie przywołać postaci św. Józefa Kalasancjusza, dla którego ten fragment Ewangelii był tak ważny. Odkrywając powołanie nauczania dzieci, potrafił odrzucić ludzkie godności i urzędy, wypowiadając słowa: tu, w Rzymie znalazłem najlepszy sposób służenia Bogu i nie zostawię tego dla żadnej rzeczy na świecie. Apostolstwo wychowania jest najbardziej godne, najszlachetniejsza, najbardziej zasługujące, najbardziej dobroczynne, najpożyteczniejsze, najkonieczniejsze, najbardziej naturalne, najbardziej racjonalne, o największej wdzięczności, najprzyjemniejsze i o największej chwale. Kiedy Założyciel zakonu Pijarów pisał te słowa, ukazywał swoim współczesnym nową perspektywę patrzenia na dziecko. Wtedy było to spojrzenie rewolucyjne. Dzieciom poświęcił całe swoje życie.

     Takiego spojrzenia oczekuje i od nas dzisiaj Jezus. Oczekuje okazywania szacunku tym, którzy są go pozbawieni we współczesnym świecie. Od czasu, kiedy Bóg zstąpił na ziemię, wszelkie pragnienie wywyższania się jest po prostu śmieszne.

1. Jak odnoszę się do najmniej znaczących w oczach świata?


sobota, 19 września 2015

Sobota 24 Tygodnia Zwykłego

    Gdy zebrał się wieki tłum i z miast przychodzili do Jezusa, rzekł w przypowieści: „Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny”.
    Przy tych słowach wołał: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha” (Łk 8,4-8).

    Bóg jest hojnym siewcą. Sieje obficie, nie licząc się z marnowaniem ziarna. Obficie sieje Słowo, mimo drogi, skal i cierni... Wciąż ma nadzieję, że Słowo przebije się nawet przez nieurodzajną glebę i wyda swój owoc. 

   - Panie Jezu – powiedział don Camillo do ukrzyżowanego Chrystusa w głównym ołtarzu – po co mam dalej mówić, jeżeli nikt nie słucha?
Don Camillo był rozgoryczony, więc Chrystus szepnął mu kilka słów na pocieszenie:
- Nie, don Camillo, to nieprawda, że nikt nie słucha. Kiedy mówisz od ołtarza albo z ambony, wszyscy skupiają się na twoich słowach. Wiele osób ich nie rozumie, ale to nie szkodzi, ważne jest, że ziarno słowa Bożego zapada w ich umysły. Pewnego dnia, zupełnie nagle, po miesiącu, roku, dziesięciu latach, temu, kto słuchał słowa Bożego nie rozumiejąc nawet jego sensu, zabrzmi ono znowu w uszach i nie będzie to już zwykłe słowo, ale napomnienie. Okaże się rozwiązaniem dręczącego problemu, będzie błyskiem światła w ciemnościach, łykiem chłodnej wody dla spragnionego. Ważne jest, żeby ludzie słuchali słowa Bożego, a pewnego dnia ten, kto słuchał go spostrzeże, że stało się ono czymś zrozumiałym. Mów don Camillo, wkładaj w słowa całą swoją wiarę, całe pragnienie dobra. Rozrzucaj hojną ręką to ziarno, które wyda plon pewnego dnia nawet na najbardziej jałowej ziemi…

1. Czy otwieram się na Boże Słowo?
2. Na ile Słowo jest obecne w moim codziennym życiu?

piątek, 18 września 2015

Święto św. Stanisława Kostki

      Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? (Łk 2, 41-43.48b-49).

      Jezus wyłamuje się ze schematu obowiązującej religijności. Wiara nie jest rytuałem - jest poszukiwaniem woli Ojca - powinienem być w tym, co należy do mojego Ojca... To jest najważniejsze.

     Później Jezus będzie poszukiwał tej woli Ojca, rozeznawał, co i jak czynić. Długie noce spędzane na modlitwie, podejmowanie działań, głoszenie tego, co usłyszał od Ojca. Nawet wtedy, gdy wola Ojca nie była łatwa do przyjęcia. 

     Św. Stanisław Kostka jako młody człowiek, odczytując głos powołania do życia zakonnego musiał sprzeciwić się woli rodziców, by poddać się woli Ojca. Uciekł z kraju, by zostać zakonnikiem wbrew woli swoich rodziców. Został świętym, a jego śmierć poruszyła Wieczne Miasto. Jego rodzice nie rozumieli wyboru takiej drogi - Maryja nie rozumie słów Jezusa... Nie wszystko potrafimy zrozumieć na drodze wiary...

     
1. Czy staram się rozeznawać wolę Pana Boga?
2. Czy potrafię zgodzić się na niezrozumienie?

czwartek, 17 września 2015

Czwartek 24 Tygodnia Zwykłego

    „Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?” Szymon odpowiedział: „Sądzę, że ten, któremu więcej darował”.
     On mu rzekł: „Słusznie osądziłeś”. Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: „Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje” (Łk 7,41-47).

     Dzisiejsza Ewangelia przynosi wiele pytań. Bohaterowie wydarzeń - faryzeusz Szymon, jawnogrzesznica i Jezus. Szymon, gospodarz domu, który zapraszając Jezusa do stołu uchybia gościnności. Nie wypełnia podstawowych obowiązków gospodarza wobec zaproszonego gościa. Czy wynikało to z poczucia wyższości? A jeżeli tak, co skłoniło Szymona, że zaprosił Jezusa - ciekawość? A może chciał zastawić kolejną pułapkę na rzekomego Mistrza? 

       Odpowiedź Szymona na postawione pytanie o miłość jest bardzo ostrożna i wyważona. Nie dziwię się. Dług zawsze jest problemem. Niszczy relacje. Człowiek czuje się upokorzony, nie mogąc spłacić zadłużenia, a sytuacja zmusza go do prośby o darowanie (umorzenie) długu. I nawet wtedy, gdy dług zostaje podarowany, człowiek pamięta. Taka pamięć może rodzić różne reakcje: poczucie uzależnienia od tego, który darował, pragnienie zrewanżowania się. poczucie nieporadności... Wtedy trudno kochać tego, który darował...

      I to niebezpieczeństwo może się pojawić również w naszym odniesieniu do Boga. On, darując nam grzechy, zapomina o nich. Przywraca człowiekowi godność, której faryzeusz nie potrafił zobaczyć w jawnogrzesznicy. Ale tylko wdzięczność wobec Przebaczającego może zrodzić miłość. Poczucie, że sam nie jestem w stanie wyrwać się z grzechu, że potrzebuję Boga, wymaga pokory...  Pokora nie jest "modną" cnotą - może dlatego tak trudno zawierzyć przebaczającej Miłości...

1. Jakie uczucia rodzi we mnie konfesjonał?
2. Czy poza swoim grzechem dostrzegam Tego, który jest większy od mojego grzechu?

środa, 16 września 2015

Środa 24 Tygodnia Zwykłego

   Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni? Podobni są do dzieci przesiadujących na rynku, które głośno przymawiają jedne drugim: "Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście, biadaliśmy, a wyście nie płakali (Łk 7,31 - 32).

    Jezus przychodzi z Dobrą Nowiną, która zostaje odrzucona przez Jemu współczesnych. Oni oczekują na Mesjasza według swojej miary, swoich wyobrażeń, a Jezus nie  pasuje do tego schematu. 

     Odrzucone zostaje świadectwo Jana, który wzywa do nawrócenia, odrzucone zostaje nauczanie Jezusa, który ofiaruje przebaczenie i zbawienie. Bóg wychodzi na spotkanie człowieka, a człowiek ma możliwość Go przyjąć lub odrzucić. Kiedy człowiek maluje sobie Boga na swoją modłę, wcześniej czy później musi dojść do rozczarowania.

1. Czy mój obraz Pana Boga nie utrudnia mi budowania żywej więzi z Nim?

wtorek, 15 września 2015

Wspomnienie Matki Bożej Bolesnej

     A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: "Niewiasto, oto syn Twój" (J 19,25 - 26).

       Wytrwać pod krzyżem. Wobec cudzego cierpienia, bólu, śmierci, kiedy można już tylko być. Kiedy nic nie można zrobić. Można być i starać się współodczuwać. Tylko nieliczni wytrwali do końca. Cztery osoby, o których wspomina Ewangelista. 

     Być, współodczuwać, towarzyszyć do końca. Kiedy Jego ciało złożą w Jej ramiona, by mogła Go utulić ostatni raz.

      Ona jedna z tej czwórki nie zwątpiła. Nie poddała się, widząc cierpienie i śmierć. Nie uciekała z Jerozolimy po szabacie, nie rozpaczała wobec pustego grobu jak Maria Magdalena, nie musiała wejść do grobu, aby się przekonać, że On zmartwychwstał. Ona obok współodczuwania zachowała wiarę, że cierpienie, Krzyż, Jego śmierć, nie są ostatnim słowem. Wierzyła, że ostatnie słowo należy do Życia. 


1. Jaka jest moja postawa wobec cierpienia, śmierci, bliskich mi osób?
2. Czy wierzę w zwycięstwo życia?

poniedziałek, 14 września 2015

Święto Podwyższenia Krzyża Świętego

A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3,14 - 16).

Święto Podwyższenia Krzyża Świętego swój początek bierze w Kościele Jerozolimskim. Helena, matka Konstantyna Wielkiego twierdziła, że miała wizję, w której polecono jej iść do Jerozolimy, by odnalazła święte miejsca, przez tak długi czas zaniedbane. Po krótkich wahaniach i wątpliwościach, namawia wszystkich do żarliwej modlitwy. 

W niedługim czasie przybywa tam, gdzie zostanie odkryte miejsce męki Pana, a gdzie została postawiona figura nieczystej Wenery. Władzą właściwą dla swojego stanowiska rozkazała wówczas zburzyć świątynię szatana. Kiedy statua została zburzona ukazał się grób Chrystusa, a nieopodal znaleziono trzy krzyże. Staranne poszukiwania pozwoliły znaleźć także gwoździe. 

Tak pisał o samym znalezieniu krzyża mnich Aleksander. Dokładne określenie, który z trzech krzyży należał do Chrystusa stało się możliwe za sprawą uzdrowienia śmiertelnie chorej kobiety ze szlachetnego domu, której łoża dotykano krzyżami. Na miejscu znalezienia relikwii cesarz polecił wznieść bazylikę, posyłając architektów i pieniądze. Podobnie w innych miejscach związanych z Chrystusem nakazał wznosić bazyliki. 

W V wieku 13 września jest dedykowany jako dzień poświęcenia świątyni krzyża. Ale już wcześniejsze źródło – Dziennik podróży Egerii z 335 roku wymienia ten sam dzień jako pamiątkę znalezienia Krzyża Świętego. 

Samo święto Podwyższenia Krzyża Świętego obchodzone 14 września bardzo szybko rozprzestrzeniło się w całym Bizancjum, przysłaniając dzień poświęcenia bazyliki. W Kościele rzymskim święto to było obchodzone już w VI wieku, ale 3 maja. Dopiero od VII wieku pojawia się dzień 14 września, kiedy zaczęto prezentować drzewo krzyża dla uwielbienia przez lud.

O cieniu i drzewie

    Pewien człowiek chciał się uwolnić od swojego cienia. Wszystkie jednak jego próby okazały się daremne. Cień towarzyszył mu wszędzie. Co ten człowiek nie robił?  Toczył się po ziemi, skakał do wody, próbował nawet przeskoczyć nad swoim cieniem i..... wszystko na nic. Cień nie znikał. Dopiero pewien mądry człowiek pomyślał i powiedział mu: Jeżeli chcesz się uwolnić od swego cienia, stań w cieniu drzewa. Jak to? - zapytał - co właściwie powinienem zrobić? Stań tylko w cieniu drzewa - powtórzył mędrzec.

    Każdy grzech kładzie się cieniem na życiu człowieka. Trzeba stanąć w cieniu krzyża, by szukać przebaczenia. Tylko to jedno drzewo - Święte Drzewo Krzyża uwalnia nas od naszych grzechów.

1. Jak odnoszę się do znaku Krzyża?
2. Jak traktuję krzyż w przestrzeni publicznej?

niedziela, 13 września 2015

XXIV Niedziela Zwykła

     I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie (Mk 8,31-33).

    Z nieba do piekła. W jednej chwili. Dopiero co Piotr udzielił właściwej odpowiedzi, bo potrafił się wsłuchać w głos Boży. Ale kiedy tylko zaczął po ludzku rozwiązywać problemy - w tym wypadku zareagował na słowa Jezusa o grożącej Mu śmierci - usłyszał cierpkie słowa - zejdź mi z oczu...

       Człowiek planuje. Także swoją przyszłość. I to jest ważne i potrzebne. Człowiek boi się niebezpieczeństw i stara się ich unikać. Przyszłość jednak należy do Pana Boga. Trzeba umieć zawierzyć swoją przyszłość Panu Bogu. To nie oznacza zaprzestania planowania. Ale jeżeli Pan Bóg dokonuje korekty w moich planach, powinienem się na to zgodzić. Nie mieć pretensji do Pana Boga o to, że zmienia moje plany. 

       "Bądź wola Twoja". Umieć zagospodarować czas, który jest teraz. Szukać Bożej woli. Unikać samowoli. Samowola, nawet w czynieniu dobra, może komplikować dzieło zbawienia. 

       Jezus szuka woli Ojca. Wychodzi nocą na modlitwę, by tej woli szukać. Piotr próbuje narzucić własną wolę - myśli o tym, co ludzkie, na ludzki sposób. Jezus akceptuje wolę Ojca, chociaż jest trudna w przyjęciu - odrzucenie, cierpienie i śmierć na krzyżu...

1. Czy próbuję rozeznać Boży plan wobec mnie?
2. Jak reaguję, gdy nie realizują się "moje" plany?

sobota, 12 września 2015

Sobota XXIII Tygodnia Zwykłego - wsp. Najświętszego Imienia Maryi

Nie jest dobrym drzewem to, które wydaje zły owoc, ani złym drzewem to, które wydaje dobry owoc. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo; nie zrywa się fig z ciernia ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron (Łk 6,43n).

    Chrześcijaństwo nie jest jakąś teorią, doktryną, pobożną rozprawą na temat. Chrześcijaństwo jest nowym życiem ofiarowanym przez Jezusa, Syna Bożego. 

    Dlatego chrześcijaństwo jest ocenianie przez
pryzmat dzieł, które rodzi na wzór owocującego drzewa. Jeżeli drzewo rodzi złe owoce, można powątpiewać w jakość samego drzewa. 

     Nie jest łatwo wydawać dobre owoce. Ale Jezus jest po stronie tego, kto chce żyć Ewangelią. To On umacnia i pozwala owocować. 

    Święty Łukasz zaprasza w dzisiejszej Ewangelii do wybrania drogi życia poprzez podejmowanie woli Boga w codziennym życiu. Zaprasza do wprowadzania w życie ewangelicznych zasad.

     Jeżeli redukujemy chrześcijaństwo do słów "Panie, Panie!", łudzimy się. Musimy żyć czynną wiarą w świetle Ewangelii.

1. Czy staram się realizować wskazania Ewangelii?
2. Jakie są owoce mojego życia?

czwartek, 10 września 2015

Czwartek XXIII Tygodnia Zwykłego

     Jezus powiedział do swoich uczniów: Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w [jeden] policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie! (Łk 6,27-31)

        Czytając dzisiejszy fragment Ewangelii przypomniałem sobie bohaterów powieści Nędznicy Victora Hugo. Mogą oni stanowić dobrą ilustrację dla słów wypowiedzianych przez Jezusa. 

      Służąca biskupa Bienvenu - prosta kobieta, która uważa, że na dobro trzeba zasłużyć. Dlatego nie godzi się na zaproszenie do domu biskupa nędzarza, jakim jest w tym momencie Jean Valjean. Obcy wzbudza w niej lęk, spodziewa się po nim najgorszych rzeczy. Dopiero słowa biskupa sprawiają, że wpuszcza nędzarza pod dach biskupiego domu. Ale nie gaśnie jej nieufność. Biskup zupełnie lekceważy niebezpieczeństwo, każe podać do posiłku srebrne sztućce, traktuje intruza jak niezwykłego gościa. 

      Noc pokazuje, że gospodyni miała rację. Jean Valjean okrada biskupa, a nawet jest gotów zabić, gdyby ten się obudził i próbował podnieść alarm. Ucieka z łupem. Kiedy o poranku gospodyni wyrzuca biskupowi naiwność, do drzwi ktoś puka. Okazuje się, że policja złapała zbiega i znalazła przy nim łup z domu biskupa. Zatrzymany twierdzi, że drogie sztućce otrzymał w prezencie od księdza. 

      Biskup ratuje jego skórę, potwierdza prezent, co więcej, do skradzionych sztućców dodaje dwa srebrne świeczniki, twierdząc, że złodziej zapomniał ich zabrać. To moment, który rozpoczyna proces przemiany Jeana Valjeana - dobro dokonuje w nim przemianę. Egzaminem tej wewnętrznej przemiany Jeana Valjeana jest spotkanie z prześladowcą - inspektorem policji Javertem, który nie wierzy, że człowiek może się zmienić. Javert przekonuje się, że przemiana jest możliwa. Wie, że Valjean ma prawo po ludzku zemścić się za wszelkie niesprawiedliwości, podłość, której doznawał z jego strony. A Valjean nie dokonuje zemsty. Odchodzi. Wygrywa w nim dobro...

     Jezus mówi dzisiaj w Ewangelii - nie wystarczy być dobrym dla dobrych. To jest coś zwyczajnego. Być dobrym wobec doświadczanego zła - to świętość. 

     Dawać, nie czekając na zwrot. Patrzę na Kalasancjusza, który dostrzegając biedę dzieci Zatybrza dał po ludzku rzecz ujmując wszystko, aby im pomóc, nie mogąc liczyć na żadną odpłatę z ich strony. Poświęcił swoje najlepsze lata, zdrowie, czas, własne ambicje i plany, własną ojczyznę, by służyć tym, którzy potrzebowali pomocy. Tu w Rzymie znalazłem najlepszy sposób służenia Bogu i nie zostawię tego za nic na świecie... To świętość - dać siebie całego dla innych. To przekracza ludzki wymiar dobroci.

1. Jaka jest moja postawa wobec ludzi nic nieznaczących w oczach tego świata?
2. Czy moja codzienność jest dla mnie miejscem czynienia dobra?

środa, 9 września 2015

Środa XXIII Tygodnia Zwykłego

    W owym czasie Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie (Łk 6, 20-23a).

       Święty Łukasz zamieszcza tylko cztery błogosławieństwa. Koncentruje się w nich na trosce o ubogich, głodnych, wykluczonych i płaczących. Owe błogosławieństwa łamią skalę ocen, jaka funkcjonuje wśród ludzi. 

      Te cztery błogosławieństwa można zawrzeć w jednym - błogosławieni, którzy nadzieję pokładają w Panu! Będą szczęśliwi ubodzy, cierpiący, chorzy, odrzuceni, odczuwający głód. 

      Jezus mówi jasno: nie można utożsamiać szczęścia z dobrobytem. Można opływać we wszystko i być nieszczęśliwym...

1. W czym widzę źródło swego szczęścia?

wtorek, 8 września 2015

Święto Narodzenia NMP - 8. września

     Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego (Mt 1,18b).

     Młodzi małżonkowie. Wiele nadziei, różnych planów i oczekiwań. I stają wobec tajemnicy, którą nawet trudno wyrazić słowami, a co dopiero zrozumieć. Jak Ona może wytłumaczyć Józefowi, że to nie sprawa innego mężczyzny? 

      On również nie potrafi zrozumieć. Trudno mu pogodzić własne wyobrażenie na temat Maryi z faktem, że jest brzemienna. Bo czy można pogodzić czystość ze zdradą?

     Nawet nie próbuje jej pytać, co się stało. Wierzy w Jej niewinność. Dlatego postanawia ją oddalić. Nie oskarży jej o cudzołóstwo. Chociaż mógł. Miał do tego pełne prawo. Postanawia Ja oddalić bez zarzutu. Niech sobie pomyślą, że to On jest nieodpowiedzialny. Skrzywdził Ją i zostawił, porzucił...

      W małym miasteczku, jakim jest Nazaret wezmą Go na języki, Straci dobre imię. Może będą Go pokazywać palcami. Łatka nieodpowiedzialności przylgnie do Niego na zawsze. Łatwiej byłoby oskarżyć Ją... Zachowałby twarz w społeczeństwie. Prawo zwyczajowe było po Jego stronie.

     Józef tego jednak nie robi. Bierze winę na siebie. Niech sobie mówią... Mąż sprawiedliwy - sam woli znosić niesłuszne oskarżenia niż oskarżyć, nie wiedząc, co się stało...

      Święto Narodzenia Matki Bożej ma najprawdopodobniej swój początek w Jerozolimie w połowie wieku V. W Jerozolimie bowiem była wciąż żywa tradycja, przekazana przez apokryfy, według której dom rodzinny Maryi znajdował się tuż przy sadzawce owczej. Święto było obchodzone na początku września. Nie był to termin przypadkowy, gdyż w cesarstwie bizantyjskim początek roku kościelnego jak i cywilnego, był umiejscawiany we wrześniu. Pojawienie się święta narodzin Maryi na początku września oznacza początek zbawczego dzieła Boga. Wyraźnie zostaje określony dzień – 8 września. Ósmy dzień jest symbolem nowego stworzenia, symbolem nowego przymierza. Ósmy dzień następuje po 6 dniach stwarzania i dniu odpoczynku. Zapowiada życie wieczne. Oznacza nie tylko dzień Zmartwychwstania Chrystusa, ale także człowieka. Cyfra siedem jest przede wszystkim cyfrą Starego Testamentu, natomiast 8 jest właściwe dla Nowego Przymierza. Oznacza błogosławieństwo przyszłego wieku. (Z tego też powodu baptysteria starożytne miały kształt ośmiokątny).
W Cesarstwie Bizantyjskim święto zostaje wprowadzone za czasów panowania Justyniana Wielkiego (527 – 565). W Rzymie święto było znane już w VII wieku (Liber Pontificalis). Świętu obchodzonemu w Rzymie towarzyszyła procesja od kościoła św. Adriana do Matki Bożej Większej na mocy decyzji papieża Sergiusza I.

1. Czy potrafię przyjąć niesłuszne oskarżenia?
2. Jak reaguję wobec sytuacji, których nie potrafię do końca zrozumieć?

poniedziałek, 7 września 2015

Poniedziałek XXIII Tygodnia Zwykłego

     On wszakże znał ich myśli i rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: Podnieś się i stań na środku! Podniósł się i stanął. Wtedy Jezus rzekł do nich: Pytam was: Czy wolno w szabat dobrze czynić, czy źle, życie ocalić czy zniszczyć? I spojrzawszy wkoło po wszystkich, rzekł do człowieka: Wyciągnij rękę! Uczynił to i jego ręka stała się znów zdrowa. Oni zaś wpadli w szał i naradzali się między sobą, co by uczynić Jezusowi (Łk 6,8-11).

      Jezus przynosi wyzwolenie człowieka, które realizuje się poprzez różne wydarzenia: uzdrawianie chorych, rozmnożenie chleba na pustkowiu dla głodnych, otwartość wobec odrzuconych i dar miłosierdzia dla grzeszników. Jezus dokonuje również wyzwolenia człowieka z niewoli pewnych interpretacji prawa.

      Prawo Mojżesza i jego interpretowanie miało pomagać człowiekowi w dotarciu do Boga, w spotkaniu Boga. Ale interpretacja prawa doszła do takiego stopnia, że doprowadziła do zniewolenia zamiast do wyzwolenia człowieka. 

    Jezus wskazuje, że szabat służy oddaniu czci Bogu i czynieniu dobra, a nie temu, by człowiek był zniewalany fikcyjnymi racjami dotyczącymi dnia świętego. 

    Szabat jest dniem wolności człowieka, wyzwolenia człowieka, ponieważ ofiarowuje mu możliwość spotkania się z Bogiem przez Jego słowo  i dziękczynienie. 

1. Na co kładę akcent w odniesieniu do dnia świętego?
2. Czy możliwość spotkania z Bogiem w Eucharystii jest dla mnie źródłem wdzięczności?  

niedziela, 6 września 2015

XXIII Niedziela Zwykła

    Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: Effatha, to znaczy: Otwórz się! (Mk 7,32-34)

     Dopiero co rozpoczął się rok szkolny. I niemal na początku, u progu nowego roku szkolnego, pracy wychowawczej, Kościół daje nam jako pokarm ten fragment Ewangelii. Próbuję odnaleźć w tym okruchu Ewangelii słowo dla siebie jako nauczyciela, wychowawcy. 

     Widzę szkołę w duchu św. Józefa Kalasancjusza - jako wspólnotę uczniów, nauczycieli, rodziców, absolwentów. 

     W dzisiejszej Ewangelii widzimy doświadczenie wspólnoty – wspólnoty, która potrafi dostrzegać słabości tych, którzy do niej należą, która potrafi wspierać słabszych, wspólnoty, która ma również świadomość własnych ograniczeń i która wie, gdzie szukać pomocy. 

      Dlatego przyprowadzają głuchoniemego do Jezusa, bo tylko On może temu zaradzić. To wspólnota, która potrafi szukać pomocy, nie polegając tylko na ludzkich możliwościach. Wspólnota, która widzi, że drogi człowieka nie ogranicza ziemska perspektywa, dlatego z ufnością zwraca się ku Bogu. 

       Umieć dostrzegać tych, którzy potrzebują pomocy. Umieć prowadzić ich do Jezusa. Umieć wstawiać się za nimi z pełnym zaufaniem, szukać pomocy w naszych pośród wychowawczych, ludzkich ograniczeń. Mieć świadomość, że nie wszystkiemu jesteśmy w stanie zaradzić ludzkimi siłami. 

     W dziele wychowania nietrudno popełnić błędy – nikt nie daje rodzicom, nauczycielom, wychowawcom instrukcji, jak postępować z dzieckiem czy młodym człowiekiem. 

1. Czy potrafię modlić się za innych, którzy są w potrzebie?
2. Czy rozeznaję przed Bogiem drogi postępowania wobec innych?

piątek, 4 września 2015

Piątek XXII Tygodnia Zwykłego

     Nikt nie przyszywa do starego ubrania jako łaty tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki i samo wycieknie, i bukłaki się zepsują. Lecz młode wino należy wlewać do nowych bukłaków. Kto się napił starego wina, nie chce potem młodego - mówi bowiem: Stare jest lepsze (Łk 5, 36-39).

   Jezus zwraca mi dziś uwagę na różne niebezpieczeństwa na drodze wiary. Niebezpieczeństwo przyzwyczajenia i rutyny. Zamyka człowieka na odkrywanie nowego. Zamknięty w przyzwyczajeniach nie potrafię dostrzec działania Pana Boga, który wciąż przychodzi z nowym - Bóg się nie powtarza, jest twórczy, dlatego jego działanie można dostrzec tylko świeżym spojrzeniem...

    Niebezpieczeństwo schematyzmu - wszystkich ustawić według jednego wzorca. Odstępstwo od schematu powoduje zamieszanie, dlatego nie jest akceptowane. Trudno jest jednak chodzić wszystkim w takim samym "garniturze zwyczajów i tradycji".


     Niebezpieczeństwo stagnacji - kurczowe trzymanie się "starego", nawet najpiękniejszych tradycji i zwyczajów, prowadzi do skostnienia. Wiara staje się czymś statycznym, powtarzalnym i stałym. Zostaje sprowadzona do rytu.

    Jezus apeluje o rozsądek. 

1. Na czym polega dla mnie "nowość" Ewangelii?
2. Ile jest we mnie przywiązania do "starego"?