Święty Łukasz poprzedza scenę z dzisiejszej Ewangelii dwoma zdaniami: Potem powrócił Jezus w mocy Ducha do Galilei, a wieść o Nim rozeszła się po całej okolicy. On zaś nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich.
W swoistej aureoli dobrej opinii Jezus pojawia się w synagodze miasta, które widziało, jak dorastał. Zabiera głos, a na koniec wystąpienia dochodzi do pierwszego poważnego spięcia z mieszkańcami. W przeciwieństwie do zdań wypowiedzianych powyżej, Jezus doświadcza odrzucenia, porażki. Spór z mieszkańcami Nazaretu doprowadza niemal do tragedii.
Cóż takiego Jezus powiedział? Co zrobił? Cytując Izajasza, Jezus czyni jego słowa własnymi. Wskazuje na ich wypełnienie w swojej osobie. On jest obiecanym Mesjaszem. To wystarczyło, by podziw zamienił się w gniew. Konsternacja rodzi odrzucenie - On, syn Józefa, Mesjaszem?
Bliskość z Jezusem nie jest mierzona kryteriami ciała i krwi, kryteriami geograficznymi (mieszkańcy rodzinnej miejscowości) czy ludzkiej wiedzy. Potrzebne są kryteria Ducha, który pozwala widzieć obecność Boga w codzienności.
Nasze zamknięte serce, duchowa ślepota, nie pozwala nam widzieć uzdrawiającej i zbawczej ręki Boga w naszym życiu. Nie tego się spodziewali. Oczekiwali nadzwyczajnych znaków, swoistej aury i chwały. Jezus jest jednym z nich. Zwyczajny.
Nie mogli zrozumieć, że Bóg nie objawił się zgodnie z ich wyobrażeniem o Bogu. Nie byli otwarci na niespodziankę, jaką zawsze Bóg jest. Zawsze wykracza poza wszystko, co możemy sobie wyobrazić.
Dotykając chorych, rozmawiając ze wszystkimi - nawet z tymi oficjalnie nieczystymi i grzesznymi - nawet okazując czasami swoją słabość, Jezus jest Bogiem, który stał się Człowiekiem - ze wszystkimi ograniczeniami, jakie się z tym wiążą. Ale wciąż jest Bogiem.
1. Czy potrafię zaakceptować Boga niespodzianek?