zachód słońca

zachód słońca

niedziela, 31 grudnia 2017

Niedziela Świętej Rodziny z Nazaretu

      A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga (Łk 2,25-28).

    Symeon i Anna, według metryki, czy dziś moglibyśmy powiedzieć – wg nr PESEL, są ludźmi starymi, ale jest w nich coś młodzieńczego. Udało im się zachować młodość. Ich długie życie było utkane z nadziei i oczekiwania. Tylko dziecko tak potrafi oczekiwać – wystarczy wspomnieć to napięcie, które towarzyszy prezentom oczekiwanym pod choinką. I dziecko potrafi się cieszyć. 

    Na życie tego, kto niczego od nikogo niczego nie oczekuje, kto wyczerpał już swój zapas nadziei, pada swoisty cień śmierci. 

      Symeon i Anna zachowali młodość, nie skupiali się na gromadzeniu rozczarowań i doświadczeń, skupili się na nadziei. Pozostali wierni swoim snom i marzeniom. Nie przestali oczekiwać z ekscytacją dziecka. 

Dziecko w świątyni zostaje wzięte w ramiona przez dziecko, które miało na imię Symeon, przez dziewczynkę, która miała na imię Anna. Tylko dzieci tak się rozumieją. Widzę czasem w szkole maluchy, które w poniedziałek rano witają się ze sobą. Jest w tym tyle radości, serdeczności, jakby minęło co najmniej pól roku, a widzieli się przecież dopiero co w piątek.

     Maryja, młoda Dziewczyna i Matka. I Józef, młody mężczyzna, bez siwej brody domalowanej później przez malarzy. Stoi prosto i nie ma pomarszczonej wiekiem twarzy. Bóg daje siebie dzieciom. Królestwo Boże, które się rozpoczyna, należy właśnie do dzieci. Jeśli się  nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa  - powie dojrzały Jezus.

1. Czy jest we mnie dziecięcy zachwyt i nadzieja?
2. Jakie są moje oczekiwania?

czwartek, 28 grudnia 2017

28 grudnia - świętych Młodzianków z Betlejem

      Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał [oprawców] do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od Mędrców (Mt 2,16).

     Minęły święta. Za chwilę nowy rok. Ileż razy dało się słyszeć i przeczytać: zdrowia, sił, stu lat. Myślimy często, że człowiek powinien przeżyć kilkadziesiąt lat, uczynić jak najwięcej dobra. W długości życia wypełnionego dobrem widzimy pewien sens i ideał ludzkiego życia. W centralnym punkcie uwagi jest długość życia wypełnionego dobrem.

      W święto młodzianków z Betlejem ukazana jest inna perspektywa. Żyli tylko kilka lub kilkanaście miesięcy, a zostali świętymi. Właściwie można powiedzieć, nic nie uczynili w perspektywie ludzkich ocen. Ale wypełnili zadanie.

      Dziecko, każde dziecko, ma swoje zadanie. Wnosi głęboką treść w życie matki, ojca, w życie swoich rodziców. Treść, która idzie z rodzicami do końca ich życia. Dziecko kształtuje postawę. Wiele dzieci umiera jeszcze w łonie swojej matki. Często słyszę o zagrożonej ciąży czy utracie dziecka. Matka otworzyła dla tego dziecka już swoje serce. I chociaż dziecko zostało utracone, zmieniło serce swojej matki. Na zawsze.

       Rozkaz Heroda. Rozkaz, który staje się prawem. Uruchomione prawo staje się machiną nie do zatrzymania. Złe prawo niszczy nie tylko tych, których bezpośrednio dotyka. Złe prawo niszczy takze sumienia tych, którzy według złego prawa żyją i na złe prawo się zgadzają. 

        Właściwie ukształtowane sumienie i serce potrafią zawsze odnaleźć się wobec dziecka. Kobieta biorąca w ręce niemowlę odczuwa kruchość maleństwa i daje mu swoje ciepło i miłość. Mężczyzna potrafi wziąć odpowiedzialność za dziecko. Jeżeli dojrzały człowiek traci wrażliwość wobec dziecka, jego serce staje się nieczułe, obumiera. 

1. Czy nie akceptuję złego prawa?
2. Jaka jest moja postawa wobec dziecka?

środa, 27 grudnia 2017

27 grudnia - św. Jana Ewangelisty

     Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: "Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono" (J 20,1-2).

      Umiłowany uczeń. Jest przedstawicielem wspólnoty, która rodzi się wokół Jezusa. Umiłowany uczeń jako jedyny z apostołów pojawi się pod krzyżem, obok Matki Jezusa. Maryja reprezentuje lud Starego Przymierza. 

       Na przełomie pierwszego i drugiego wieku, czasie redakcji Ewangelii wg Jana, pojawił się konflikt pomiędzy synagogą i Kościołem. Niektórzy chrześcijanie chcieli odrzucić Stare Przymierze, Stary Testament, zachować tylko Nowy. U stóp krzyża Jezus powie: "Matko, oto syn twój", a do umiłowanego ucznia: "Oto Matka twoja". Trwajcie w jedności, jak matka i dziecko. Nie można rozdzielać Starego i Nowego Przymierza. 

      Umiłowany uczeń, zaalarmowany przez Marię Magdalenę, biegnie razem z Piotrem do grobu. On dociera pierwszy, ale nie wchodzi. Piotr wchodzi i zwraca uwagę na wiele rzeczy. Patrzy, ale nie bardzo wie na co. Widzi płótna, chustę i nic nie rozumie. Umiłowany uczeń patrzy i potrafi zobaczyć. Ujrzał i uwierzył. Obaj widzieli te same rzeczy, ale tylko o umiłowanym uczniu zapisano, że uwierzył. 

       Spojrzenie umiłowanego ucznia jest inne, potrafi zobaczyć więcej niż pozostali. Patrzy z miłością i potrafi odczytywać znaki, których inni nie dostrzegają. To przecież on, umiłowany uczeń, nad brzegiem jeziora po cudownym połowie rozpozna Mistrza, wskazując Go Piotrowi: to jest Pan! I za jego wskazaniem Piotr znowu zobaczy.  

      Umiłowany uczeń, ten który przyjmuje Stary i Nowy Testament, a jednocześnie potrafi patrzeć nowym spojrzeniem, spojrzeniem zakochanym w Jezusie.

1. Czy uczę się patrzeć na świat oczami umiłowanego ucznia?


poniedziałek, 18 grudnia 2017

18 grudnia

     "Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów". Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: "Bóg z nami" (Mt 1,20b-21.23).

      Osiem dni przed Bożym Narodzeniem Kościół daje nam jako pokarm "Ewangelię dziecięctwa Jezusa". Te strony Ewangelii mają szczególny charakter, znacznie odróżniający się od reszty tekstu: ewangeliści i apostołowie nie byli naocznymi świadkami tych wydarzeń. Ich osobiste poznanie Jezusa dotyka czasów późniejszych, kiedy Jezus zacznie swoją publiczną działalność. 

       Ewangeliści Mateusz i Łukasz zbierali dane i szczegóły dotyczące dzieciństwa Jezusa, ich źródłem mogła być tylko Maryja. Na podstawie tak pozyskanych informacji opracowali pewną formę "teologicznego prologu", podobnie jak muzyk tworzy uwerturę swojego dzieła. To tam ukryte są najważniejsze tematy, które później są rozwijane w toku słuchania muzyki. 

     Święty Mateusz ukazuje w Ewangelii dziecięctwa wszelkie znaki, które potwierdzają, ze Jezus wypełnia wszystkie obietnice Boga. Jego ewangelia dziecięctwa jest swoistym pomostem pomiędzy Starym i Nowym Testamentem. Jezus prawdziwie jest tym, którego Izrael oczekuje, który był obiecany Abrahamowi i Dawidowi. W dzisiejszej Ewangelii Anioł ukazuje dwa imiona Tego, który ma się narodzić. Jezus, bo odkupi swój lud od grzechów oraz Emmanuel - Bóg z nami, bo staje się człowiekiem. 

     Święty Łukasz  natomiast maluje obraz Jezusa, który przynosi zbawienie całemu światu, także temu pogańskiemu. Działanie Jezusa przekracza granice narodu wybranego i otwiera się na każdego człowieka. 

1. Czy Jezus jest dla mnie oczekiwanym Wybawicielem?

      

niedziela, 17 grudnia 2017

III Niedziela Adwentu

     Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: "Kto ty jesteś?", on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: "Ja nie jestem Mesjaszem". Zapytali go: "Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?" Odrzekł: "Nie jestem". "Czy ty jesteś prorokiem?" Odparł: "Nie!" Powiedzieli mu więc: "Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?" Odpowiedział: "Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz" (J 1,19-23).

   Jestem tylko głosem, ale słowa, które mówię, nie są moje. Jestem tylko głosem - mówi św. Jan Chrzciciel. Jest tak przeźroczysty, ze widać przez niego samego Boga.

     Jan jest tylko głosem. Dzisiaj nie robi to na nas żadnego wrażenia. Spotykamy wiele krzyczących „głosów” – na placach, na salach zebrań, docierają do nas krzyczące głosy reklam radiowych, telewizyjnych i radiowych. Głosy zachęcające nas do kupna takich czy innych towarów, przypominające o okazjach, których nie można zmarnować, głosy wzywające do poparcia lub sprzeciwu, głosy zysku, sukcesu, nienawiści, przemocy, komfortu, sprytu, kalkulacji…

     Głos Jana jest jedyny i przez to niezwykły: Prostujcie drogę Pańską! Nasze drogi, te codzienne, nie zawsze prowadzą do spotkania z Bogiem. 

      Być może nasze świadectwo, świadectwo chrześcijańskiego życia, ma polegać na tym, aby wśród hałasu świata być innym głosem.

1. Czy w mojej praktyce wiary nie zasłaniam sobą Boga?
2. Czy rozpoznaję Boże wołanie pośród hałasu świata?

sobota, 16 grudnia 2017

Sobota II Tygodnia Adwentu

      On odparł: "Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał" (Mt 17,11-12).

      Problem współczesnych Jezusowi, a jednocześnie problem naszych czasów, może także i nasz problem - nie umiemy rozpoznawać znaków. Słuchamy i nie słyszymy, patrzymy, a nie widzimy, dotykamy Boga w naszym życiu, ale czasem Go nie rozpoznajemy. Jak ktoś, kto trzyma w kieszeni skarb i nie wie, że jest bogaczem.

     Wielu znaki widziało. Nad Jordan do Jana szły wielkie tłumy, ludzie prości i uczeni w Piśmie oraz faryzeusze, a nawet żołnierze. Widzieli, że dzieję się coś niezwykłego. I nie rozumieli znaków. I dlatego w ich życiu nic się nie wydarzyło. 

      Czego potrzebuję, aby życie nie przepływało gdzieś obok mnie, abym umiał odczytywać to, co jest znakiem Boga dla mnie? 

     Przyjąć, że wszystko, co pojawia się w moim życiu, to wszystko co się zdarza, to okazja, by wzrastać w poznawaniu przede wszystkim samego siebie i w ten sposób odkrywać działanie Boga. Wszystko, co pojawia się w moim życiu, jeżeli potrafię to zauważyć i przyjąć, może być życiowym drogowskazem. 

      Od Maryi, Patronki adwentu, możemy się uczyć otwartości na znaki i słowa oraz odpowiadania na zaproszenie, jakie Bóg kieruje do nas w codzienności. Możemy uczyć się od Niej rozumienia naszej codzienności. 

1. Czy rzeczywistość jest dla mnie znakiem od Boga?

piątek, 15 grudnia 2017

Piątek II Tygodnia Adwentu

      Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: "Zły duch go opętał". Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije. a oni mówią: "Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników". A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny" (Mt 11,18-19).

      Postawa ludzi wobec Jana i Jezusa, osób tak bardzo różnych, ukazuje nam łatwość, z jaką potrafimy dyskwalifikować to wszystko, co nas nie interesuje, za pomocą różnych oskarżeń i osądów. 

      Kryterium oceny nie leży w naszym nastawieniu i naszych sądach, lecz w samych dziełach, w których objawia się Boża mądrość. 

        Prawdziwość jakiejś duchowości, religijnej praktyki nie znajduje się w niej samej, ale w czynach, które są jej owocem. O jakości modlitwy nie świadczy wcale ilość duchowych uniesień, jakich może doświadczać na niej osoba, ale to w jaki sposób wpływa ona na życiowe postawy. Medytacja nad Biblią jest jedynie treningiem, ale prawdziwy duchowy mecz rozgrywa się w codziennym życiu. To ono potwierdza autentyczność naszych przekonań i deklaracji.

Mądrość usprawiedliwiona jest przez swoje czyny

1. Jakie owoce przynosi moja duchowość?


środa, 13 grudnia 2017

Środa II Tygodnia Adwentu - św. Łucji

     Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie" (Mt 11,29-30).

     Mówienie o "jarzmie", które jest lekkie i słodkie, było swoistą przeciwwagą dla "jarzma", które wynikało z nauczania rabinów. Interpretacje prawa bardzo skrupulatne i szczegółowe sprawiały, że pozostanie na drodze wierności Bogu było ciężkim jarzmem. Nic dziwnego, że Jezus powie: kładziecie ciężary wielkie i nie do uniesienia... 

     Jezus proponuje jarzmo, które jest słodkie i lekkie, a jednocześnie daje wytchnienie tym wszystkim, którzy czują się przeciążeni i zmęczeni. Wystarczy być cichym i pokornego serca.

      Łagodność i pokora nie są przypadkowymi warunkami, na które wskazuje Jezus. One stanowią drogę do odpoczynku, ponieważ przestajemy się niepokoić tak wieloma sprawami, które od nas nie zależą. Milkną wszelkie mnie się należy, trzeba, muszę... Człowiek rezygnuje z arogancji, która sprawia, że chcemy innym narzucać swoją wolę, swój punkt widzenia świata, życiową mądrość. Wtedy znika udręka, a rodzi się wewnętrzny spokój. 

     Aby tego doświadczyć i przyjąć wskazanie Jezusa, potrzebne jest jednak doświadczenie Boga i zjednoczenie z Bogiem. Jezus, w pełni swojej publicznej aktywności i niemal ciągłym konflikcie z autorytetami i religijną elitą, w sposób ciągły utrzymywał jedność z Ojcem. I to zjednoczenie jest źródłem wewnętrznego pokoju. Nawet kiedy stanie wobec Piłata i w obliczu śmierci. 

1. W czym szukam swojego wewnętrznego pokoju?
2. Co rozumiem przez pokorę i cichość (łagodność)?

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Poniedziałek II Tygodnia Adwentu

      Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów" - rzekł do sparaliżowanego: "Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu!" I natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do domu, wielbiąc Boga (Łk 5,24-25).

      Ewangelista ukazuje nam scenę, w której każdy z przybyłych zajmuje swoje miejsce: faryzeusze i uczeni w Piśmie siedzą, dokonują osądu i wydają orzeczenie oraz paralityk, symbol tych wszystkich, którzy czują się bezsilni lub niezdolni do skonfrontowania się z życiem, czy nawet tych, którzy są upokorzeni i przygnębieni. Jest też Jezus, który obdarza miłosierdziem i uzdrawia, który dokonuje przemiany chorego. Paralityk będzie mógł stanąć na własnych nogach i wziąć życie w swoje ręce. Jest jeszcze grupa gapiów, którzy zdumiewają się tym, co się stało. 

      To swoista katecheza o Jezusie, który może postawić na nogi schorowaną i obolałą ludzkość. 

      Jesteśmy zaproszeni, abyśmy w tej scenie zajęli swoje miejsce. Aby to zrobić, musimy wypełnić swoisty kwestionariusz, w którym można przeczytać kila pytań: 
- czy jest coś, w tym momencie mojego życia, co jest źródłem mojego wewnętrznego, duchowego, a może i fizycznego, czy psychicznego paraliżu?
- czy nie spoczywam na jakichś noszach, jakiejś leżance, z której zrobiłem sobie "strefę pewnego komfortu", bo nie muszę podejmować odpowiedzialności za moje życie - niech martwią się inni?
- czy chcę stanąć na nogi i ruszyć, biorąc odpowiedzialność za decyzje, podejmując ryzyko, z którym z pewnością się spotkam?

      Jezus wzywa paralityka, by poszedł do swojego domu. Nosze nie są jego domem, lecz jedynie mizerną namiastką, która sprawia że jakoś wegetuje. Tylko, kiedy wracamy do domu, wracamy do tego, kim w istocie jesteśmy,  odkrywamy swoją tożsamość i godność, umiemy stawić czoło życiu. 

    To co nas paraliżuje i trzyma na noszach, wzywa nas jednocześnie do odkrycia głębi, sensu naszego życia, jest zaproszeniem do poszukiwania najgłębszych potrzeb i pragnień naszego serca. Jest zaproszeniem do okrywania tego wszystkiego, co stanowi istotę bycia człowiekiem. 

1. Żyję czy wegetuję?

niedziela, 10 grudnia 2017

II Niedziela Adwentu

      Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym (Mk 1,4.6).

     Możemy się Janem zachwycić. Możemy popatrzeć jak na dziwaka nie dla naszych czasów, możemy wreszcie uznać go za oszołoma, może trochę niebezpiecznego. Jan może budzić różne emocje – z jednej strony możemy go chętnie słuchać, ale jednak pozostawia niepokój. Bez względu na to Jan na pustyni będzie wciąż wołał. I kiedy zapragniesz się odnaleźć, znajdziesz go. Stoi wciąż jak latarnia, wskazująca drogę do portu zbawienia pośród wzburzonych fal.

    Problem polega na tym, że Jan nie należy do naszej bajki. Na co dzień jest bardzo niewygodny. Nie jest osobą czarującą, a jego zadaniem nie jest zjednywanie sobie sympatii zdobywanie popularności. Odpycha swoim stylem życia, wyglądem. Potrafi być szorstki. Nie uspakaja. Nie można go także wykorzystać w działaniach propagandowych dla kształtowania poprawnego wizerunku. Nie robi nic, aby innym sprawiać przyjemność, schlebiać czy wzniecać oklaski. Odpowiedzią na jego słowo jest cisza.

     Aby głosić Tego, który jest Jedynym Niezbędnym, odrzucił wszelką próżność i efektowność. Zaufał wymowie prostoty. Jan nie musi mówić o sobie – surowość, prostota i powaga jego życia czynią go wiarygodnym i zmuszają słuchacza, aby brał go na serio. Zadaje pytania i zasiewa niepokój. Rozpala pragnienie, wzbudza oczekiwanie, przynagla do poszukiwań.

1. Czy jako chrześcijanin,  jestem czytelnym punktem odniesienia wskazującym na Zbawiciela w dzisiejszym świecie?

piątek, 8 grudnia 2017

Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP

       Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: "Gdzie jesteś?" On odpowiedział: "Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo  jestem nagi, i ukryłem się" (Rdz 3,9-10).

    W Nim bowiem wybrał nas przez założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem (Ef 1,4).

   Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1,37).

    Zło, które nas dotyka i które jest naszym udziałem przynosi swoje skutki. Człowiek, którego dotyka grzech, zamyka się na Boga, na Jego błogosławieństwo. Zło rodzi strach i brak zaufania. Człowiek ukrywa się przed tym, który Go kocha. Adam chował się za krzewami rajskiego ogrodu, właśnie z lęku. Przestaje ufać Temu, z którym dotąd prowadził serdeczne rozmowy i od którego doświadczał dobra. 

     Bóg nie rezygnuje jednak z człowieka i swojego planu wobec niego. Wychodzi na spotkanie. Ten, który wybrał człowieka przed założeniem świata, znajduje sposób, by zasłona grzechu rozdzielająca stworzenie od Stwórcy została zerwana. Bóg nie godzi się na rezygnację człowieka ze świętości. Bóg staje po stronie człowieka. W sposób najpełniejszy wybranie człowieka i stanięcie po stronie człowieka dokona się w Maryi. Bóg burzy mur, jaki powstał między człowiekiem a Bogiem stając się człowiekiem. Nieskalaność Maryi, wolność od wszelkiego grzechu - poprzez ten dar szczególnego wybrania, Bóg niszczy mur wrogości, grzechu, braku zaufania. 

    Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego... Adam, który się ukrył, zraniony grzechem, chciał uniknąć trudnej rozmowy. Nie ufał. Maryja, wolna od grzechu, na nowo rozpoczyna dialog stworzenia ze Stwórcą. Dialog pełen otwartości i zaufania. Pyta, bo chce jak najlepiej zrozumieć. Nie zamyka się na Tego, który przychodzi. Zmieszanie wynika z braku rozumienia, ale nie ze strachu. I odpowiada pełna zaufania wobec Bożych planów: niech mi się stanie według Twego słowa.

1. Czy jestem otwarty na Boży plan wobec mnie?

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Poniedziałek I Tygodnia Adwentu

     Gdy wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: "Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi" Rzekł mu Jezus: "Przyjdę i uzdrowię go". Lecz setnik odpowiedział: "Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: "Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. (Mt 8,5-8.10).

      Ewangelista ukazuje, że wiara w słowo Jezusa prowadzi do Królestwa Bożego w sposób bardziej bezpośredni aniżeli sama przynależność do ludu wybranego. 

     Często odbieramy wiarę jako coś statycznego, system prawd, nakazów i zakazów, pewnych dogmatów i regułek do opanowania. Tak pojęta wiara dotyka przede wszystkim naszego umysłu. Można się tego nauczyć, można opanować. Wiara rzeczywiście powinna być rozumna. Ale sama wiedza, opanowanie prawd czyni kogoś teologiem, a nie człowiekiem wierzącym. Można wiele wiedzieć o Bogu, o Biblii, o Kościele i być niewierzącym. Można nawet być religijnym, uczestniczyć w kulcie i być niewierzącym. 

       Uwierzyć w Jezusa to najpierw otworzyć serce. Wiara najpierw dotyka serca. Dlatego Jezus powie: Nie każdy, który mi mówi "Panie, Panie" wejdzie do Królestwa Bożego, ale ten, kto wypełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie (Mt 7,21). Wiara w Jezusa to bardziej sprawa zaangażowania, otwartości, wrażliwości - setnik przejmuje się losem sługi, aniżeli zestaw regułek. 

1. Co oznacza dla mnie wierzyć w Jezusa?

niedziela, 3 grudnia 2017

I Niedziela Adwentu

    Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie!" (Mk 13, 33.35a.37).

   Czuwajcie, czyli bądźcie uważni. Przeciwieństwem bycia uważnym jest rutyna, sposób funkcjonowania, jakby człowiek działał na włączonym autopilocie. Przemykamy często przez życie jak ktoś, kto każdego dnia tą samą drogą jedzie z domu do pracy. Można nie zauważyć, że nastąpiła zmiana organizacji ruchu. Czasem ślepo zapatrzeni w nawigację potrafimy wyłączyć myślenie i wyjechać na manowce. Dlatego bądźcie uważni!

         Rutyna, przyzwyczajenie, utarte schematy działania i życia ułatwiają codzienne funkcjonowanie. Wiele rzeczy potrafimy wykonywać odruchowo, nawet się nad nimi nie zastanawiając. To właśnie działanie tego wewnętrznego "automatycznego pilota". Taki sposób życia, działania, bezmyślne powielanie codziennych schematów może jednak doprowadzić do znudzenia i poczucia pustki. Nic dziwnego - zamiast życia jest jedynie wegetacja, jakieś przemykanie po powierzchni życia, bez smakowania i cieszenia się jego kolorami. Człowiek może utracić to co najcenniejsze - świeżość i nowość, jaką przynosi każdy dzień. 

      Bądź uważny - bądź włączony w życie, tu i teraz. Zrezygnuj ze schematów, a zobacz świeżość i nowość każdego dnia. Teraźniejszość jest jedynym miejscem i czasem Twojego życia. Potrafimy żyć przeszłością - wspominamy, rozdrapujemy nasze rany, pielęgnujemy żale. Potrafimy żyć przyszłością - snuć często nierealne marzenia i plany, czynić wielkie postanowienia na jutro. Ale czy przyjmujemy nasze TU i TERAZ? Czy jesteśmy TU i TERAZ?

1. Czym jest dla mnie teraźniejszość?
2. Czy nie zwalniam się z myślenia?