zachód słońca

zachód słońca

czwartek, 4 czerwca 2015

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa

 A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: Bierzcie, to jest Ciało moje. Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Bożym (Mk 14, 22-25).

      Czasem na grobach znaleźć można różne słowa pożegnań, słowa świadczące o miłości i pamięci, o stracie i nadziei. Kiedyś spotkałem na jednym z grobów słowa: nie wszystek umrę. 

     Odejście kogoś bliskiego sprawia, że próbujemy zatrzymać jakąś jego rzecz, coś, co będzie nam o nim mówiło, coś, co będzie przypominało. Często są to fotografie, a także jakieś drobne rzeczy, którymi on się posługiwał. Bo człowiekowi potrzebna jest bliskość i gdyby mógł, nigdy nie pozwoliłby odejść komuś, kogo kocha...

     Również ten, który odchodzi, chce zostawić jakąś pamiątkę po sobie. Jakiś drobiazg. Obok wielkich spraw w testamentach można znaleźć informacje o drobnostkach, które dla obcych nie mają żadnego znaczenia, ale dla rodziny stają się cząstką tego, który odszedł. 

    Jezus rozstaje się z uczniami. Nie dziwi
zatem, że chce im zostawić coś po sobie. I miłość Boża jest na tyle twórcza, że Jezus odchodząc, zostawia siebie. Zostaje w znaku chleba. Bo ten znak wyraża bliskość - potrzebujemy chleba na co dzień, by nakarmić nasz głód. 

O księdzu i kromce chleba

Zdarzenie to miało miejsce w górach. Żył tam pewien staruszek proboszcz. Kiedy poczuł, że zbliża się śmierć, spisał testament. Cały majątek zapisał Kościołowi, biednym i tym, którzy u niego pracowali. Ale po wiosce rozeszło się, że ksiądz ma jeszcze jakiś kuferek. Wszyscy byli ciekawi, co on kryje. Kiedy do staruszka doszło, że ludzie ciągle dyskutują na ten temat, powiedział: 
- Ja zostawię ten skarb, do grobu go ze sobą nie wezmę, ale dopiero gdy przyjmę namaszczenie olejem świętym, wtedy go otworzę.

I przyszła w końcu ta chwila, kiedy poprosił kapłana o spowiedź i przyjął wiatyk. Przyszło wtedy bardzo wielu ludzi. Jedni aby się modlić, inni by zobaczyć w końcu, jaki to skarb proboszcz ukrywa. Staruszek powiedział spokojnie:
- Podajcie mi ten kuferek.
Otworzył go drżącą ręką. Wyciągnął zawiniątko, odwinął białe płótno i wszyscy zobaczyli skarb. W ręku staruszek trzymał... kromkę czarnego, razowego chleba. Patrząc na ten kawałek chleba rozpłakał się jak dziecko i zaczął opowiadać:

- kiedy byłem małym chłopcem, chciałem zostać księdzem. Matka miała nas sześcioro, została wdową. Nie było żadnych warunków, żebym się kształcił. Ale ja ciągle chodziłem za mamą i mówiłem: "Mamo, ja chcę być księdzem". Matka płakała, rozkładała ręce i mówiła: "Dziecko, co ja ci poradzę?" Pewnego razu poszedłem do mamy i mówię jej: "Mamusiu, pozwól, ja pójdę do miasta, będę służył, znajdę dobrych ludzi i będę się uczył". Zgodziła się. Znalazła najlepsze ubranie, pożegnała mnie, błogosławiąc krzyżem świętym. Odszedłem, ale jeszcze patrzę, a matka za chwilę biegnie za mną. Przyniosła mi tę kromkę czarnego chleba, mówiąc: "Dziecko, weź. Weź tę kromkę chleba, abyś nie ustał w drodze. Jak będziesz głodny, to zjedz". Kiedy podawała mi tę kromkę, jej łzy spadły na ten chleb. 

Nie raz było mi trudno. Wtedy wyjmowałem tę kromkę chleba. Nie zjadłem jej nigdy w swoim życiu. Schowałem na zawsze na pamiątkę od swojej mamy. Płacząc wołałem: "Ja muszę być księdzem!" Maturę zdałem i dostałem się do seminarium. Były to dla mnie ciężkie chwile. Do kolegów przyjeżdżali rodzice, krewni, a do mnie nikt nigdy nie przyjechał, bo matki nie było stać. Musiała się poświęcić rodzeństwu. Kiedy oni szli do rozmównicy, ja wyjmowałem tę kromkę chleba i płakałem przy niej, szepcząc: "Ja muszę wytrwać! Ja muszę być księdzem!" I zostałem księdzem. 

Przyszedłem tu do was ponad pięćdziesiąt lat temu i tutaj też nieraz ciężko mi było. Chciałem jak tą kromką podzielić się z każdym moim kapłańskim sercem, ale nieraz mnie ludzie nie rozumieli. Szedłem wtedy przed tabernakulum, wyjmowałem tę kromkę chleba i wołałem: "Ja muszę wytrwać! Ja muszę być dobry!". A teraz odchodzę już od was i zostawiam tutaj mój skarb - ten, który miałem od swojej mamy - tę kromkę czarnego razowego chleba.

1. Czy widzę w Eucharystii dar miłości Boga do człowieka?
2. Czy szanuję zwykły, codzienny chleb?

1 komentarz: