Pan Bóg rzekł: "Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc" (Rdz 2,18).
Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem (Mk 10,5-8).
Dzisiejszy świat próbuje postrzegać jako cnotę całkowitą niezależność i zdolność do życia samotnego, robienia wszystkiego bez niczyjej pomocy. Biblia samotność człowieka postrzega jednak jako przekleństwo, bo nie jest dobrze, by mężczyzna był sam.
Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, dwie równe, ale różne istoty, uzupełniające się i potrzebujące siebie nawzajem do szczęścia. Tylko człowiek może pomóc drugiemu człowiekowi i uleczyć jego samotność.
Małżeństwo jest świętą przestrzenią, wymaga od małżonków opuszczenia rodzicielskiego domu i opuszczenia samego siebie.
Jezus mówił już wcześniej o opuszczeniu ojca, matki, braci, sióstr, by pójść za nim. Pójście oznacza opuszczenie dobrze znanych rzeczywistości dla większego dobra. Małżeństwo wymagające opuszczenia domu rodziców jest nie tylko stanem życia, ale podróżą, w której Jezus, dzięki łasce sakramentu, staje się obecny.
Na złośliwość faryzeuszy, którzy dobrze znali prawo o małżeństwie, Jezus odpowiada ich własną bronią - Słowem Bożym. Odsyła ich do pierwotnego zamiaru Boga, który później został wypaczony przez ludzkie słabości.
Konieczne jest, abyśmy wiele razy zadawali sobie pytanie, jaki jest ten pierwotny plan Boga w naszym życiu, w naszym świecie, w naszej relacji z Nim i z innymi ludźmi. Powrót do pierwotnego Bożego zamysłu to powrót do Bożego pragnienia pełni człowieka, do tego wszystkiego, co tworzy osobę.
Jezus potwierdza, że Mojżesz zezwolił na list rozwodowy ze względu na to, co nazywa zatwardziałością serca. Owa twardość serca była i jest nadal przyczyną krzywd, które prowadzą do rozpadu związku małżeńskiego. Paradoksalnie, wbrew woli Mojżesza, którego celem było zaradzenie pewnym kryzysom w małżeństwie.
Rozwód był przede wszystkim przeznaczony dla rozwiązywania sytuacji nie do rozwiązania w relacji mężczyzny i kobiety. Ale zawsze staje się źródłem nowego cierpienia u wielu małżonków i dzieci, niezależnie od tego, jak bardzo można chcieć ukryć lub bagatelizować tę rzeczywistość.
Wraz z legitymizacją społeczną rozwodu pojawiły się nadużycia i rozwód stał się rozwiązaniem, do którego człowiek ucieka się szybko i często lekkomyślnie, gdy tylko pojawiają się najmniejsze trudności, zmęczenie, bez podejmowania jakichkolwiek wysiłków, bez wysiłku przebaczenia i pojednania, by odbudować harmonię i jedność.
Nawet ci, którzy nie podzielają ewangelicznego poglądu na małżeństwo, przyznają, że w każdej prawdziwej miłości jest tęsknota za trwałością i potrzeba wierności. Dlatego rozwód zawsze będzie raną zadaną miłości.
Problem zaczyna się, gdy egoizm zwycięża miłość, a druga osoba zaczyna być postrzegana jedynie w kategoriach przedmiotu do zaspokojenia własnych potrzeb i ambicji. Stopniowo zanika wówczas komunikacja, a decyzje nie są podejmowane wspólnie. I chociaż małżonkowie są blisko, stają się samotni, czyniąc siebie nawzajem nieszczęśliwymi.
Dziękuję Bogu za możliwość towarzyszenia wielu małżeństwom, które poznałem w szkole i we Wspólnocie Domowego Kościoła. Stają się umocnieniem i znakiem nadziei dla świata poprzez świadectwo miłości, codziennego wysiłku, by wzrastać, mimo ludzkich ograniczeń i słabości.
Czy nie usprawiedliwiam zbyt łatwo instytucji rozwodu?