
Człowiek sparaliżowany... Nie może o własnych silach się poruszać. Ale miał wielkie szczęście, bo miał przyjaciół, ludzi, którzy wiele dla niego robili. Przede wszystkim wiedzieli, że potrzebuje pomocy. Potrafili również rozpoznać tego, który może zaradzić na paraliż.
Niosą go do Jezusa. To nie było takie proste - wyjść na dach z noszami, rozebrać kawałek dachu cudzego domu, aby przez powałę opuścić nosze przed Jezusa. Mogli się nieźle narazić właścicielowi. A jednak dla dobra chorego człowieka podejmują ryzyko.

Człowiek na noszach - bez imienia. Mogę być nim Ja, może nim być każdy. Sparaliżowani grzechem. Właściwie w matni, bez możliwości wyrwania się z grzechu. A On może uwolnić.
Ludzie, którym zależało na sparaliżowanym. Oni także nie noszą imienia. Każda wspólnota, grupka wierzących, że Jezus może dokonać uzdrowienia. Umieć zobaczyć, że ktoś potrzebuje pomocy. Umieć przynieść, zdobyć się na wysiłek, by dokonało się uzdrowienie. Przywrócić godność człowiekowi, który został sparaliżowany przez grzech...
1. Czy wierzę, że Jezus może uwolnić mnie z paraliżu, grzechu, przywrócić mi godność?
2. Czy mam odwagę, by innym wskazywać na Jezusa, który może uzdrowić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz