zachód słońca

zachód słońca

niedziela, 12 kwietnia 2015

Niedziela Miłosierdzia Bożego - 12.04.2015

   Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: "Pokój wam!" A powiedziawszy to, pokazał im ręce i bok. (...) Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: "Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J 20, 19-20.22).

     Drzwi zamknięte z obawy. W oparciu o ludzkie siły starali się zaplanować swoją przyszłość. Przyszłość bez Niego. A On przychodzi mimo zamkniętych drzwi. Nie tylko przekracza fizyczne bariery przestrzeni i czasu. To przyjście do zamkniętego Wieczernika pokazuje, że On ma moc przyjść do mnie, wejść w moje życie, nawet wtedy, kiedy się przed Nim zamykam. Potrafi poruszyć serce mimo mego lęku i obaw. Przychodzi do ludzi dobrej woli. Przychodzi, by pokazać inne możliwości, niż oni sami potrafią odkryć w oparciu o swoje ludzkie możliwości. Tak przyszedł do Apostołów, przyjdzie do wielu innych. Do Szawła z Tarsu, który tak skutecznie się przed Nim zamknął. Potrafi przyjść do zagubionych mimo drzwi zamkniętych. Przychodzisz Panie, mimo drzwi zamkniętych, Jezu Zmartwychwstały ze śladami męki...

   Pokazał im swoje rany. Mogli zobaczyć i przekonać się, ile warta jest Miłość. Mogli zrozumieć, że do Miłości należy ostatnie słowo, że Miłość daje Życie.

      I tchnął na nich. Na początku stworzenia Bóg tchnął na człowieka i obdarzył go życiem. Jezus tchnął, przekazując dar Ducha - dar życia na wieczność. Owego pierwszego dnia tygodnia, a bardziej ósmego, dokonuje się nowe stworzenie. Bóg stwarza człowieka na życie wieczne. 

O babie w niebie

   Przychodzi baba do nieba i idzie prosto do środka. Przy furcie zatrzymuje ją święty Piotr.
- Przepraszam, a pani dokąd?
- Do nieba - pada wyraźna odpowiedź.
- Zaraz, zaraz. To nie takie proste. Najpierw czeka mały sprawdzian kwalifikacyjny, na którym trzeba uzbierać 1000 punktów.
- No dobrze - zgodziła się baba już mniej pewnie.
- Proszę opowiedzieć coś o swoim życiu.
- Codziennie odmawiałam różaniec...
- No dobrze, pół punktu...
- Ile???!!!
- Pół punktu, dobrze pani słyszy!
- Czytałam prasę katolicką...
- Półtora punktu.
- Chodziłam w tygodniu na msze...
- Dwa punkty.
Po godzinie baba zgromadziła z trudem 25 punktów. 
- No cóż, przykro mi. Nie zmieściła się pani w limicie - oznajmia klucznik niebieski.
- Jezu, ratuj!!! - woła zdesperowana kobieta.
- Brawo! Tysiąc punktów!!! Proszę za mną...

1. Czy moje serce nie jest zamknięte jakimś lękiem, obawami?
2. Czy potrafię zobaczyć Miłość Boga do mnie?

1 komentarz:

  1. Tego Słowa mi dziś brakowało, Ojcze! Przeczytałam to rano i stwierdziłam, że właśnie takiego przyjścia Pana potrzebuję. Często boję się mu otworzyć, barykaduję się i zamykam na cztery spusty... Ale jeśli w głębi serca tego pragnę, to On poradzi sobie ze wszystkimi moimi "zabezpieczeniami". Muszę odważyć się pozwolić Mu działać. Ale to też nie jest proste...

    Przyznam szczerze, że zanim jeszcze przeczytałam końcówkę, to zdziwiła mnie anegdota/historia, którą przytacza Ojciec na końcu. Pomyślałam sobie, że z takich "poważnych" i trafiających w sedno (przynajmniej do mnie) treści przechodzi Ojciec do... dowcipu? O co chodzi? Ale wszystko poskładało mi się w spójną całość, gdy dobrnęłam do końca. Już wiem po co i dziękuję, że to znalazło się w tym poście!

    Słuchając dzisiejszego kazania wzrastał we mnie ogromny bunt... Może źle zrozumiałam treść, może sobie ją nadinterpretowałam... W każdym razie pozostała mi z niego myśl przewodnia: "Dopóki się nie zmienisz, nie naprawisz, nie nawrócisz 'do końca' Boże Miłosierdzie nie będzie mogło zacząć działać". Jasne, że musimy dać Bogu przyzwolenie - mamy wolną wolę i wcale nie musimy pozwolić Mu działać. Ale On chce nas ratować tym bardziej, im w gorszej sytuacji życiowej jesteśmy. Nie przestaje Mu na nas zależeć, niezależnie od tego jacy jesteśmy. To wcale nie znaczy, że mamy dążyć do tego, by żyć jak najlepiej. Ale... To właśnie Jego potrzebujemy, by móc wzrastać. Własnymi siłami nie damy rady się zbawić... To dzięki Nemu i z Nim możemy się "naprawiać". I On znajdzie sposób, niezależnie jak awykonalne po ludzku by się to wydawało. Ale musimy Mu pozwolić. Musimy Go zapragnąć. I nawet, gdy jesteśmy zamknięci, boimy się, On da radę!

    Przepraszam za przydługi komentarz, taka refleksja mnie naszła... Dziękuję i pozdrawiam Ojcze!
    KD

    OdpowiedzUsuń