Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół (Mt 5,43-44a).
Znamy dialog Jezusa z pewnym uczonym w Piśmie, który słysząc o najważniejszym przykazaniu, szukając jakby usprawiedliwienia dla siebie, zadał Mistrzowi z Nazaretu pytanie: A kto jest moim bliźnim… Dzisiejsza Ewangelia, a właściwie cała liturgia słowa, mówi nam o miłości nieprzyjaciół. Czy ów uczony w Piśmie mógłby zapytać Jezusa: A kto jest moim nieprzyjacielem?
Skoro mam miłować nieprzyjaciół, to znaczy, że oni są. Jezus temu nie zaprzecza. I moja postawa wobec nich, wobec nieprzyjaciół, jest tak naprawdę sprawdzianem mojego chrześcijaństwa. A my czasem udajemy przed sobą doskonałość – kochamy wszystkich bez wyjątku.
Uświadamiam sobie, że wciąż nie dorastam do Ewangelii, że oczekiwanie Jezusa wobec mnie jest dla mnie zbyt wielkie – składam się w końcu tylko z ciała (słabego) i kości (wystarczająco kruchych). Chyba się Jezus pomylił, stawiając tak wysoko poprzeczkę – nie przeskoczę. Noszę w sobie cały katalog nieprzyjaciół.
Ktoś inny – całkowicie różni się ode mnie. Ma inny gust, inne poglądy. Trudno dość do porozumienia z nim w ocenie meczu, filmu, powieści, inaczej patrzy na wydarzenia polityczne.
Wróg – nieżyczliwych wokół nie brakuje. Zawsze potrafi wbić swoją szpilę złośliwości. Z jego strony zawsze mogę liczyć na krytykę, bez względu na to jak bardzo się staram i cokolwiek bym zrobił.
Natręt – potrafi doprowadzić do rozpaczy. Zabiera mi mój cenny czas. Kiedy się pojawia, to zawsze w najmniej odpowiedniej chwili. Tylko na 5 minut przychodzi, ale zawsze z pełną świadomością, że jestem zajęty.
Człowiek o podwójnym obliczu. Udaje życzliwego, ale jest nielojalny. Potrafi zadać cios w plecy, udając przy tym przyjaźń. Co innego mówi, co innego robi, a jeszcze co innego potrafi myśleć.
Prześladowca – świadomie szkodzi – oszczerstwem, obmową. Snuje różne insynuacje, potrafi upokorzyć. Nie zostawi w spokoju. Radość czerpie z cudzego bólu.
Poprzez poznanie nieprzyjaciół mogę rozpoznawać zasięg miłości, do jakiej dziś jestem wezwany przez Jezusa. Ale na koniec postawię i sobie, i tobie jeszcze inne pytania: dla kogo ja jestem nieprzyjacielem? Kimś innym po prostu, wrogiem, natrętem, człowiekiem dwulicowym, prześladowcą? Czy coś z tym robię, żeby pod krzyżem zobaczył on we mnie, a ja w nim, brata?
Skoro mam miłować nieprzyjaciół, to znaczy, że oni są. Jezus temu nie zaprzecza. I moja postawa wobec nich, wobec nieprzyjaciół, jest tak naprawdę sprawdzianem mojego chrześcijaństwa. A my czasem udajemy przed sobą doskonałość – kochamy wszystkich bez wyjątku.
Uświadamiam sobie, że wciąż nie dorastam do Ewangelii, że oczekiwanie Jezusa wobec mnie jest dla mnie zbyt wielkie – składam się w końcu tylko z ciała (słabego) i kości (wystarczająco kruchych). Chyba się Jezus pomylił, stawiając tak wysoko poprzeczkę – nie przeskoczę. Noszę w sobie cały katalog nieprzyjaciół.
Ktoś inny – całkowicie różni się ode mnie. Ma inny gust, inne poglądy. Trudno dość do porozumienia z nim w ocenie meczu, filmu, powieści, inaczej patrzy na wydarzenia polityczne.
Wróg – nieżyczliwych wokół nie brakuje. Zawsze potrafi wbić swoją szpilę złośliwości. Z jego strony zawsze mogę liczyć na krytykę, bez względu na to jak bardzo się staram i cokolwiek bym zrobił.
Natręt – potrafi doprowadzić do rozpaczy. Zabiera mi mój cenny czas. Kiedy się pojawia, to zawsze w najmniej odpowiedniej chwili. Tylko na 5 minut przychodzi, ale zawsze z pełną świadomością, że jestem zajęty.
Człowiek o podwójnym obliczu. Udaje życzliwego, ale jest nielojalny. Potrafi zadać cios w plecy, udając przy tym przyjaźń. Co innego mówi, co innego robi, a jeszcze co innego potrafi myśleć.
Prześladowca – świadomie szkodzi – oszczerstwem, obmową. Snuje różne insynuacje, potrafi upokorzyć. Nie zostawi w spokoju. Radość czerpie z cudzego bólu.
Poprzez poznanie nieprzyjaciół mogę rozpoznawać zasięg miłości, do jakiej dziś jestem wezwany przez Jezusa. Ale na koniec postawię i sobie, i tobie jeszcze inne pytania: dla kogo ja jestem nieprzyjacielem? Kimś innym po prostu, wrogiem, natrętem, człowiekiem dwulicowym, prześladowcą? Czy coś z tym robię, żeby pod krzyżem zobaczył on we mnie, a ja w nim, brata?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz