Czasem można usłyszeć stwierdzenie: koledzy pojawiają się w życiu z przypadku, ale przyjaciół wybieram sam. Jezus, który nazywa nas przyjaciółmi, mówi dziś do nas: Ja was wybrałem... To On wybrał Macieja, posługując się losem i to On wybrał swoich uczniów, naśladowców, wybrał nas. I nie z powodu naszych zasług. Ten wybór jest darem, a jego otrzymanie, tak jak w przypadku Macieja, jest prawdziwym szczęściem. Jest to także wyraźny znak zaufania i zaproszenie do odpowiedzialności.
Wy jesteście przyjaciółmi moimi... przyjaźń oznacza bliskość, osobistą relację, spotkanie. To, czego doświadczał i odczuwał Jezus w domu Marii, Marty i Łazarza, czy też w relacji z Janem.
Jezus oferuje nam swoją przyjaźń. Nie mógł i nie może zrobić nic więcej. Reszta jest naszą odpowiedzią.
Ta przyjaźń opiera się na szacunku dla siebie i innych, opiera się na osobistej wolności.
Patron dzisiejszego dnia - św. Maciej - jest pierwszym apostołem powołanym do tej posługi przez wspólnotę. Po nim było i nadal jest wielu powoływanych w ten sposób, zawsze pod natchnieniem Ducha Świętego, przez nałożenie rąk i posłanie z misją. Kończymy dzisiejszym świętem tydzień modlitwy o powołania kapłańskie, zakonne i misyjne. Zapraszam do modlitwy w intencji tych, którzy podejmują drogę powołania, by z radością przyjmowali ofiarowany dar przyjaźni i pogłębiali tę przyjaźń poprzez ofiarowanie swojej posługi dla Boga i innych ludzi.
1. Jak często obejmuję modlitwą tych, którzy podjęli drogę życia zakonnego, kapłańskiego czy misyjnego?
Zaproszenie do modlitwy za powołanych, przyjęłam wiele lat temu, czy to przez oddanie do końca życia przez ręce Maryi czwartków o świętość kapłana, czy modlitwa w magaretce za pewnego zakonnika.
OdpowiedzUsuńOddać życie za przyjaciół. Co to znaczy dla mnie. Jak się tego uczyć? Życie to jest mój czas, moje zdolności, to co mam i posiadam i to czego mi brakuje. Łatwo jest powiedzieć oddaję moje życie, kiedy każdego ranka powierzam się cała Panu Bogu, oddaję w Jego ręce, proszę by się mną posługiwał według Swojej woli, ale w ciągu dnia z przełożeniem na czyny bywa różnie. Niektóre prace, uczynki wynikają z obowiązków zawodowych, małżeńskich czy rodzicielskich. Niektóre przychodzą ochoczo, inne wymagają przymuszenia się, i są takie co się odkłada na później. Wczoraj byłam świadkiem dwóch sytuacji. 1-sza, kiedy wieczorem, po pracy jedna osoba leżąc zmęczona na tapczanie prosi drugą, aby coś mu podała, i słyszy odpowiedź, jak też jestem zmęczony sam sobie poszukaj, wstań i weź. 2-ga sytuacja, poprosiłam sąsiada o pomoc, i on wieczorem po pracy (zapewne również zmęczony) przyszedł i do późnego wieczora mi pomagał. To jest dla mnie przykład oddania swojego życia. Oddanie życia kosztuje. Mija tydzień modlitw za kapłanów, o powołania. Czemu jest ich coraz mniej? Przyczyn składowych zapewne wiele. Dzisiaj w kulturze gdzie ważne jest dobre samopoczucie, samozadowolenie, zaistnienie itd., trudno jest przyjąć drogę, wymagającą rezygnacji z tego co oferuje świat. Trudno jest oddać swoje życie i poddać je decyzjom innych: papieża, biskupów, proboszcza, przełożonego, co daje wolność, ale jakże inaczej rozumianą niż obecnie lansuje świat. Każdy dzisiaj jest mądry i wie najlepiej. To samo dotyczy małżeństwa; oddać na całe życie się „w służbie” jednemu człowiekowi, który dzisiaj ujmuje, za 10 lat może jeszcze nas zaskoczy, po kolejnych 10-ciu denerwuje, po następnych się przyzwyczajamy i może w końcu uda się prawdziwe kochać. Wczoraj wspomniałeś ojcze o zaimpregnowaniu na Słowo. Trudnością dla mnie jest czas, który by pozwolił, aby Słowo mnie przesiąkało. Krótki deszcz sprawia, że szybko kurtka wysycha, dobra kurtka w ogóle nie pozwoli do przemoczenia do szpiku kości. Modlitwa , medytacja wymaga u mnie czasu, dużo czasu potrzebuję, aby najpierw zdjąć kurtkę, kurtkę codziennych spraw, myśli, planów i pozwolić by był tylko deszcz Słowa, by był tylko obecny Pan Jezus. Zachwycona praktykowaniem medytacji na rekolekcjach ignacjańskich, tak modliłam się też w domu. Z perspektywy kilku miesięcy, które minęło od tamtego czasu, widzę, jak umniejszam czas, jak ograniczam go, że starcza zaledwie na poznanie intelektualne, a nie starcza czasu na "odżywienie" duszy. Jak wiele by było wiernych powołań dożycia kapłańskiego czy małżeńskiego, gdyby każdy uwierzył, że Jezus go tak miłuje, iż cierpiał i oddał za niego życie – i nie tylko przyjął to jako wiedzę rozumem, ale dał się przeniknąć tej prawdzie do szpiku kości. A codziennie podlewając tą PRWADĘ w swoim sercu (jak borówki w moim ogrodzie, aby przyniosły owoc) dało łaskę w codziennym trwaniu w pierwotnym wyborze DROGI, by mieć Życie.