Kiedy rodzi się dziecko, pierwszą rzeczą, którą słyszymy, jest jego płacz. Przejście od bezpiecznego łona matki do nowego etapu życia jest bolesne, niepewne. Instynkt każe wybuchnąć płaczem.
A ostatnią rzeczą, jaką zazwyczaj widzimy, gdy odchodzi od nas ukochana osoba, jest łza zastygła w oku.
Pomiędzy tym płaczem noworodka a łzą zastygłą w oku zmarłego rozciąga się to, co nazywamy życiem - nasza osobista wędrówka do celu, który Bóg obiecał. Na początku droga wydaje się lekka i przyjemna, ale stopniowo zaczynamy się na niej potykać - pojawiają się kamienie niepowodzeń, trudności, które trzeba pokonać, a to zawsze wiąże się z bólem i cierpieniem.
Święty Paweł zapewnia nas, że te wszystkie utrapienia, które spotykamy na drodze, są niczym wobec obiecanej nam chwały, w Chrystusie.
Każdemu z nas towarzyszy tęsknota podróżnika, by przekroczyć samego siebie i dotrzeć do celu. Tym, co sprawia, że potrafimy wytrwać i pokonywać trudności, jest nasza nadzieja. W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni. Ufamy Temu, który dał nam obietnicę, ufamy Słowu - Jezusowi. I dlatego możemy wołać z psalmistą: Gdy Pan odmienił los Syjonu, wydawało się nam, że śnimy. Usta nasze były pełne śmiechu, a język śpiewał z radości. Psalm, który pozwala wyrazić te uczucia, które rodzą się w sercu, w którym mieszka nadzieja.
1. Gdzie swoje źródło ma moja nadzieja?
W każde życie ludzkie wpisane są trudnosci, ból, cierpienie. Usłyszałam kiedyś od bliskiej osoby, że mi zazdrości wiary, ponieważ wierzącym jest łatwiej. Nie jestem wstanie pojąć jak smutne i ciężkie musi być znoszenie trudu codziennosci bez nadziei, bez celu, bez sensu. Można się załamać, lub szukać ratunku w pocieszaczach-uzależniaczach.
OdpowiedzUsuń