To mówię i zaklinam się na Pana, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie z ich próżnym myśleniem (Ef 4,17).
W odpowiedzi rzekł im Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta" (J 6,26).
Hebrajczycy z pewnością wiele wycierpieli w Egipcie, ale nawet trudne sytuacje stają się znośnymi warunkami w obliczu codziennej nieoczekiwanej wędrówki po pustyni bez codziennego prostego pożywienia i krążenia w kierunku punktu oddalonego o czterdzieści lat drogi od Egiptu. W miarę upływu czasu coraz trudniej było nie protestować.
Co to jest? - powiedzieli widząc mannę. Ten chleb, nawet jeśli został uzyskany cudem, nie zaspokoił ich oczekiwań.
Paweł odpowiada nam w drugim czytaniu. Nie jest możliwe życie według religijnego credo połączonego z praktycznym pogaństwem.
Słowo Boże głoszone podczas sprawowania Eucharystii czy czytane w zaciszu domowym nie ma na celu przypominania nam o tym, co wydarzyło się w przeszłości. Ma być dla nas promieniem światła, który oświetla naszą teraźniejszość.
Jesteśmy zaproszeni do wyzbycia się starego człowieka i jego dawnego sposobu życia (...) i przyobleczenia się w nowego, stworzonego na obraz Boży człowieka. W tym celu otrzymujemy Chrystusa jako Chleb, w który wierzymy, a następnie otrzymujemy Ciało i Krew Chrystusa, Chleb Eucharystyczny, którym jesteśmy karmieni. Chleb Słowa i Eucharystia dają nam życie wieczne.
Po raz kolejny chleb znajduje się w centrum naszej medytacji. Nasz chleb powszedni, "manna", którą Pan zesłał swojemu ludowi na pustyni.
Ten Boży dar pojawia się po tym, jak ludzie zaczynają protestować. Często tak się dzieje. Po radości wyzwolenia, porzucenia niewoli, przychodzi czas codzienności. Niedawno przeżywałem rekolekcje wraz z małżeństwami Domowego Kościoła. Piękny czas, w którym było widać działanie Pana i przemianę ludzkich serc. Nawróceni przeżywają pierwsze chwile wiary z radością i pokojem. Jest to czas pogody ducha, nowości. Wady zostają porzucone, niewola grzechu zostaje porzucona i wszystko wygląda różowo.
Ale... przychodzi rutyna i zaczynamy myśleć o tym, jak dobrze nam się kiedyś żyło, bez konieczności chodzenia na Mszę Świętą, bez modlitwy, bez starania się, by być dobrym... Nie było to może życie, z którego można być dumnym, ale dawało satysfakcję.
Oczywiste jest, że bycie nowym człowiekiem było trudne także w czasach Apostoła pogan i jest trudne dzisiaj. Aby umrzeć staremu człowiekowi, trzeba było znaleźć perłę i zakopany skarb. Ci, którzy znaleźli Chrystusa, nasz skarb, muszą często przypominać sobie i pamiętać, dlaczego zdecydowali się żyć inaczej, z Chrystusem, jako naśladowcy Chrystusa. On jest Chlebem Życia, Tym, który nas napełnia i zaspokaja nasz głód. On jest wart wysiłku.
Współcześni Jezusa wciąż go szukają. Poszukują interesownie, bo wciąż czegoś potrzebują. Szukacie mnie, bo najedliście się do syta. Chrystus wie, że nie zawsze przyciąga nas aromat Boga, ale jesteśmy podekscytowani aromatem świeżo upieczonego chleba.
Być może jest tak, że dzisiaj, w naszych sercach jest zbyt wiele hałasu, zbyt wiele światowości i nie potrzebujemy nawet szukać Boga. A powinniśmy szukać Go nieustannie, tak jak Maryja i Józef szukali Go w Jerozolimie, jak kobieta z przypowieści szukała zagubionej drachmy, pasterz szukał zagubionej owcy lub jak Magdalena szukała Pana w grobie.
Pytanie więc brzmi: jeśli szukam Boga, to jak Go szukam, z ciekawością Heroda, z interesownością, bo coś potrzebuję, a może nie szukam Go wcale, ponieważ nie odpowiada moim potrzebom i oczekiwaniom? Teresa od Jezusa daje nam cenną wskazówkę: musimy szukać nie darów Pana, ale Pana darów. Z determinacją.
Czy szukam Jezusa i jak Go szukam? Dlaczego szukam? A może już nie szukam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz