Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne (J12, 24-25).
W każdym z nas jest pokusa znaczenia. Chęć bycia „kimś” grozi każdemu z nas. Chęć bycia uznanym za kogoś ważnego. Lubimy mieć znaczenie, czymś się wykazać. Każdy człowiek pragnie być gwiazdą, świecić jaśniej niż inni i być w centrum zainteresowania. Niektórzy próbują za wszelką cenę utrwalić własny sposób myślenia i działania. Trudno im pogodzić się z przemijaniem, utratą pozycji, znaczenia... Trudno wówczas przeżywać chorobę, starość, bierność.
Stanąć w jednym szeregu, bez szukania własnej chwały. Zrezygnować z profitów własnej pracy. To nie przekreśla starania o własny rozwój, zaangażowanie, osiągnięcia. Ważne jest to, by zachować wewnętrzną wolność. Robię coś dlatego, że to jest dobre, że trzeba to zrobić, a nie po to, by mieć powód do chwały, by czerpać profity, nie po to, by mnie podziwiano.
Memento Mori
– pamiętać o swoim kresie, o swojej śmierci. Kiedy
Noe budował arkę z pewnością wywoływał duże zdziwienie. My też musimy budować
swoje życie, chociaż może być przez wielu niezrozumiałe to, co robimy. Musimy budować życie, aby
ocalić je podczas potopu. Potop, woda w Biblii jest symbolem śmierci. Tak
budujcie, aby coś zostało na życie wieczne.
W tradycji mniszej poza ""memento Mori" jest jeszcze inne powiedzenie: wszystko jest ważne i nic nie jest ważne. Warto się angażować, poważnie traktować to, co się robi. To wszystko w odniesieniu do budowania relacji z Bogiem, w odniesieniu do wieczności, nie ma jednak wielkiego znaczenia. Przyjdzie potop i nic z tego nie zostanie. Nie można się skupić tylko na doczesności. Nie można jednak również skupiać się tylko na wieczności, bez angażowania się w teraźniejszość. Patrząc na ostateczny cel życia, najlepiej się do niego przygotujemy, kiedy będziemy dobrze przeżywali naszą teraźniejszość. Nie należy żyć wspomnieniami przeszłości czy marzeniami o przyszłości. Trzeba żyć tu i teraz mając perspektywę nieba. W ludzkie życie wpisane jest przemijanie. Im więcej w nas wolności i im łatwiej akceptujemy rozstania, rezygnację, utratę, odejście na drugi plan albo w cień, tym spokojniej zaakceptujemy brak sił, nasze zmarszczki, siwe włosy lub ich brak, nasze powolne obumieranie na wzór ziarna pszenicy.
1. Czy akceptuję swoje życiowe miejsce?
2. Czy angażuję się w pełni w moje tu i teraz?
3. Z czego najtrudniej mi w życiu zrezygnować?
O grze w szachy
Dietrich Bonhoeffer porównał życie człowieka do gry w szachy z bezkonkurencyjnym partnerem.
Oto siedzimy razem z tym mistrzem po przeciwnych stronach stołu i wpatrujemy się z uwagą w czarno-białe pola. Każdy z nas gra według swojego konceptu, każdy chce wygrać. Z początku nie zauważamy wcale przewagi partnera. Ba, czasami udaje się nam nawet zdobyć tę czy inną figurę. Ale w pewnym momencie musimy sobie uświadomić, że nie mamy szans, że jeszcze parę ruchów i czeka nas nieunikniony szach-mat.
1. Czy akceptuję swoje życiowe miejsce?
2. Czy angażuję się w pełni w moje tu i teraz?
3. Z czego najtrudniej mi w życiu zrezygnować?
Dzisiejsze słowa są trudne i napawają mnie trochę smutkiem; Jezus mówi uczniom o Swojej śmierci. Kto z nas o niej myśli?, szczególnie będąc młodym i mając wiele planów i zamierzeń do zrealizowania. Temat ten zostawia się na potem, na starość. Zastanawiam się, czym jest to obumieranie w moim życiu, jak może ono wylądać?
OdpowiedzUsuń- czy jest nim moja rezygnacja z zaangażowania zawodowego i realizacji planów w życiu społecznym na rzecz czasu dla chorego dziecka?
- czy może jest nim rezygnacja z miłego spotkania z przyjaciółmi na rzecz opieki nad chorą matką?
- czy wyczekiwany niedzielny odpoczynek, po ciężkim tygodniu w pracy, który przechodzi koło nosa bo odwiedza mnie osoba, z którą się dawno nie widziałam i chce pogadać?
itp.
Trudne do zrozumienia dla mnie jest (5-ty akapit) jak poznać, czy to co robimy jest nafaszerowane miłością. Jak ją zmierzyć, jak ocenić (centymetrem, wagą)? Jak Marta się nieraz krzątam po domu: zakupy, pranie, gotowanie....ale czy z miłością?; i do tego zrezygnować z profitów, z chwały (o czym jest mowa w 3-gim akapicie), kiedy ja lubię przy niedzielnym stole usłyszeć: świetny obiad ugotowałaś
Może miłość ocenić po zaangażowaniu? Ale co to zanczy; czy jak jesteś budowniczym domów, to gdy wybudujesz ich 10 czy 100 zamiast jednego to jesteś bardziej zaangażowany? A może można je wybudować rzetelnie lub połebkach?
I przyjdzie szach-mat, wtedy to wszystko na nic?, nie ważne ile figur zdobyliśmy?, liczy się tylko miło,ść?
MIŁOŚCI, daj mi się poznać, zakosztować, pokaż jak wyglądasz, przeciez jesteś najważniejsza, proszę.[E.N]