zachód słońca

zachód słońca

niedziela, 22 marca 2015

V Niedziela Wielkiego Postu

     Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne (J12, 24-25).

      W każdym z nas jest pokusa znaczenia. Chęć bycia „kimś” grozi każdemu z nas. Chęć bycia uznanym za kogoś ważnego. Lubimy mieć znaczenie, czymś się wykazać. Każdy człowiek pragnie być gwiazdą, świecić jaśniej niż inni i być w centrum zainteresowania. Niektórzy próbują za wszelką cenę utrwalić własny sposób myślenia i działania. Trudno im pogodzić się z przemijaniem, utratą pozycji, znaczenia... Trudno wówczas przeżywać chorobę, starość, bierność. 


     Stanąć w jednym szeregu, bez szukania własnej chwały. Zrezygnować z profitów własnej pracy. To nie przekreśla starania o własny rozwój, zaangażowanie, osiągnięcia. Ważne jest to, by zachować wewnętrzną wolność. Robię coś dlatego, że to jest dobre, że trzeba to zrobić, a nie po to, by mieć powód do chwały, by czerpać profity, nie po to, by mnie podziwiano.


Memento Mori – pamiętać o swoim kresie, o swojej śmierci. Kiedy Noe budował arkę z pewnością wywoływał duże zdziwienie. My też musimy budować swoje życie, chociaż może być przez wielu niezrozumiałe to, co robimy. Musimy budować życie, aby ocalić je podczas potopu. Potop, woda w Biblii jest symbolem śmierci. Tak budujcie, aby coś zostało na życie wieczne.

    Wykonywanie pewnych rzeczy nie gwarantuje jeszcze nieba. Ta sama czynność może nas otwierać lub zamykać dla nieba. Zależy, czy się angażujemy, czy wypełniamy ją z miłością. Trzeba szukać takich chwil, które mają w sobie zasiew wieczności.


        W tradycji mniszej poza ""memento Mori" jest jeszcze inne powiedzenie: wszystko jest ważne i nic nie jest ważne. Warto się angażować, poważnie traktować to, co się robi. To wszystko w odniesieniu do budowania relacji z Bogiem, w odniesieniu do wieczności, nie ma jednak wielkiego znaczenia. Przyjdzie potop i nic z tego nie zostanie. Nie można się skupić tylko na doczesności. Nie można jednak również skupiać się tylko na wieczności, bez angażowania się w teraźniejszość. Patrząc na ostateczny cel życia, najlepiej się do niego przygotujemy, kiedy będziemy dobrze przeżywali naszą teraźniejszość. Nie należy żyć wspomnieniami przeszłości czy marzeniami o przyszłości. Trzeba żyć tu i teraz mając perspektywę nieba. W ludzkie życie wpisane jest przemijanie. Im więcej w nas wolności i im łatwiej akceptujemy rozstania, rezygnację, utratę, odejście na drugi plan albo w cień, tym spokojniej zaakceptujemy brak sił, nasze zmarszczki, siwe włosy lub ich brak, nasze powolne obumieranie na wzór ziarna pszenicy. 


O grze w szachy

    Dietrich Bonhoeffer porównał życie człowieka do gry w szachy z bezkonkurencyjnym partnerem.
     Oto siedzimy razem z tym mistrzem po przeciwnych stronach stołu i wpatrujemy się z uwagą w czarno-białe pola. Każdy z nas gra według swojego konceptu, każdy chce wygrać. Z początku nie zauważamy wcale przewagi partnera. Ba, czasami udaje się nam nawet zdobyć tę czy inną figurę. Ale w pewnym momencie musimy sobie uświadomić, że nie mamy szans, że jeszcze parę ruchów i czeka nas nieunikniony szach-mat. 

1. Czy akceptuję swoje życiowe miejsce?
2. Czy angażuję się w pełni w moje tu i teraz?
3. Z czego najtrudniej mi w życiu zrezygnować?




1 komentarz:

  1. Dzisiejsze słowa są trudne i napawają mnie trochę smutkiem; Jezus mówi uczniom o Swojej śmierci. Kto z nas o niej myśli?, szczególnie będąc młodym i mając wiele planów i zamierzeń do zrealizowania. Temat ten zostawia się na potem, na starość. Zastanawiam się, czym jest to obumieranie w moim życiu, jak może ono wylądać?
    - czy jest nim moja rezygnacja z zaangażowania zawodowego i realizacji planów w życiu społecznym na rzecz czasu dla chorego dziecka?
    - czy może jest nim rezygnacja z miłego spotkania z przyjaciółmi na rzecz opieki nad chorą matką?
    - czy wyczekiwany niedzielny odpoczynek, po ciężkim tygodniu w pracy, który przechodzi koło nosa bo odwiedza mnie osoba, z którą się dawno nie widziałam i chce pogadać?
    itp.
    Trudne do zrozumienia dla mnie jest (5-ty akapit) jak poznać, czy to co robimy jest nafaszerowane miłością. Jak ją zmierzyć, jak ocenić (centymetrem, wagą)? Jak Marta się nieraz krzątam po domu: zakupy, pranie, gotowanie....ale czy z miłością?; i do tego zrezygnować z profitów, z chwały (o czym jest mowa w 3-gim akapicie), kiedy ja lubię przy niedzielnym stole usłyszeć: świetny obiad ugotowałaś
    Może miłość ocenić po zaangażowaniu? Ale co to zanczy; czy jak jesteś budowniczym domów, to gdy wybudujesz ich 10 czy 100 zamiast jednego to jesteś bardziej zaangażowany? A może można je wybudować rzetelnie lub połebkach?
    I przyjdzie szach-mat, wtedy to wszystko na nic?, nie ważne ile figur zdobyliśmy?, liczy się tylko miło,ść?
    MIŁOŚCI, daj mi się poznać, zakosztować, pokaż jak wyglądasz, przeciez jesteś najważniejsza, proszę.[E.N]

    OdpowiedzUsuń