![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYvzqXyf5hiJcdBQib1VzN3MdIpL6avl8R7WaoSh0aNw9daGY_S2iMSHw2iUMz8KRcpgDKw-veiSFtcTFVDcSx-WywJY6mjNsaEO6L-pEvVzopvwss9ZSmxL4SQ8w9Z7-Pu0vQjrUFBMtd/s320/1102014664_univ_lsr_xl.jpg)
W środowisku, w którym żyjemy, niejeden rodzic zmaga się z bólem, cierpieniem własnego dziecka. Dziecka złamanego chorobą, może uzależnieniem, czasem dziecka, które porzuciło szkołę, które doświadcza cierpienia z powodu niepowodzenia rodzinnego, emocjonalnego. Rodzic przeżywający dramat dziecka i własną bezsilność.
Każdy poranek to niepokój serca, każdy zachód słońca to obawa o spokój nocy...
Skarga, wołanie skierowane ku Bogu wydają się bardziej niż uzasadnione. Wołanie o ojcowskie i matczyne spojrzenie Boga. Kiedy zwątpienie zmaga się z wewnętrznym bólem sięgającym rozpaczy, czasem nawet na krzyk do Boga brakuje już siły...
Jedyne, co mogę zrobić, to złączyć się z nimi w wołaniu o pomoc do Tego, który może, który ma moc uzdrowić...
1. Czy nie próbuję zbyt łatwo tłumaczyć cudzego cierpienia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz