Odpowiedział Mu jeden z tłumu: «Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go chwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli» (Mk 9,17-18).
W środowisku, w którym żyjemy, niejeden rodzic zmaga się z bólem, cierpieniem własnego dziecka. Dziecka złamanego chorobą, może uzależnieniem, czasem dziecka, które porzuciło szkołę, które doświadcza cierpienia z powodu niepowodzenia rodzinnego, emocjonalnego. Rodzic przeżywający dramat dziecka i własną bezsilność.
Każdy poranek to niepokój serca, każdy zachód słońca to obawa o spokój nocy...
Skarga, wołanie skierowane ku Bogu wydają się bardziej niż uzasadnione. Wołanie o ojcowskie i matczyne spojrzenie Boga. Kiedy zwątpienie zmaga się z wewnętrznym bólem sięgającym rozpaczy, czasem nawet na krzyk do Boga brakuje już siły...
Jedyne, co mogę zrobić, to złączyć się z nimi w wołaniu o pomoc do Tego, który może, który ma moc uzdrowić...
1. Czy nie próbuję zbyt łatwo tłumaczyć cudzego cierpienia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz