Był tam także pewien człowiek, chory od trzydziestu ośmiu lat. Gdy Jezus zobaczył go leżącego, wiedząc, że już od długiego czasu cierpi, odezwał się do niego: "Czy chcesz odzyskać zdrowie?" Jezus mu rzekł: "Wstań, weź swoje łoże i chodź" (J 5,5-6.8).
Tekst proroka Ezechiela rozpoczyna się od zaprowadzenia nas przed wejście do świątyni. Odczytując ten fragment z perspektywy Chrystusa, a tak należy czytać Stary Testament, uświadamiam sobie, że staję przed samym Chrystusem, który mówi o sobie: zburzcie tę świątynię, a Ja w trzy dni wzniosę ją na nowo. On jest świątynią i z Niego płyną te wody lecznicze, które rodzą zbawienie i życie. Święty Jan powie nam później: z Jego boku wypłynęła krew i woda.
Ezechiel mówi nam o obfitości tej wody, ukazuje, jak woda ta wszystko przemienia, obdarza życiem. To nowe życie, pełne owoców i zieleni, jest trwałe, wciąż się odradza. Owoce są jadalne, a liście drzew lecznicze. Bóg karmi i leczy.
Jezus - świątynia, obecność i dar miłości Ojca, karmi człowieka, który Go przyjmuje, a jednocześnie definitywnie uzdrawia. Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości.
Jezus w Ewangelii dokonuje uzdrowienia paralityka przy sadzawce Betesda. Pytaniu Jezusa towarzyszy użalanie się nad sobą i pretensja wobec innych. Paralityk robi wszystko, co jest w jego mocy, ale nie jest w stanie dotrzeć na czas do źródła życia. Wydaje się, że łaska jest zarezerwowana dla uprzywilejowanych i dla egoistycznego, indywidualnego starania.
Jezus jest przeciwieństwem takiego myślenia. Jak woda, która wypłynęła spod progu świątyni, przychodzi do człowieka leżącego na noszach, wysłuchuje go, rozmawia, a na ból bezsilności i skargi, na cierpienie związane z brakiem solidarności i wspólnoty z innymi ludźmi, odpowiada uzdrowieniem.
Ten, który był noszony, teraz sam niesie swoje nosze. Jezus go uwalnia od jego niemocy. Weź swoje nosze i chodź! Wyzwolony z niemocy człowiek zderza się z tymi, którzy są zniewoleni legalizmem. Dotąd, przez trzydzieści osiem lat nikt go nie zauważał, nie przyszedł z pomocą. Został zauważony, kiedy zaczął chodzić.
Uwierzył Jezusowi, Jego słowu, ale Jezusa nie znał jeszcze. Wobec tych, którzy kwestionują jego wolność nie potrafi dać przekonującej odpowiedzi. Konieczne było kolejne spotkanie Jezusa. I Jezus go odnalazł. Mógł poznać źródło uzdrowienia. Dopiero znaleziony przez Jezusa mógł zaświadczyć o Jezusie.
1. Czy jestem świadomy, że tylko Jezus może mnie wyrwać z niewoli grzechu? Czy nie próbuje radzić sobie sam?
Bardzo fajny jest opis wody, rzeki w ks Ezechiela, dającej życie roślinom, rybom...WODA - od razu przyszedł mi do głowy obraz Jezusa z Samarytanką; tam powiedział: kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu.
OdpowiedzUsuńJezus umarł na krzyżu za moje grzechy i tylko On może mnie od nich uwolnić. Co czyni w każdej mojej spowiedzi. Wychodząc z konfesjonału czuję się wolna i szczęśliwa.
OdpowiedzUsuń