Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Nieszczęsny ja człowiek! (Rz 7,18-19.24).
Umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne? (Łk 12,56-57).
Odwieczna walka duchowa dobra ze złem w sercu człowieka. Mamy wewnętrzny kompas nastawiony na dobro, ale w starciu ze złem doświadczamy własnej kruchości - schodzimy z drogi i upadamy. Czasem z rezygnacją, bo nie potrafiliśmy znaleźć lepszego rozwiązania, czasem ze smutkiem i żalem wobec siebie, bo można było inaczej, a jednak, a czasem z rozdrażnieniem, bo mimo wysiłku się nie udało. Często jednak nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, że w tej walce chcemy opierać się tylko na swoich umiejętnościach i sile, zapominając o Bogu, w którego, jak mówimy, wierzymy.
Bóg daje nam swojego Ducha w Chrystusie i On może odnieść w nas zwycięstwo. Dlatego Bogu niech będą dzięki przez Jezusa Chrystusa..., który pozwala nam zwyciężać, choć słabi jesteśmy. On może przemienić naszą kruchość.
Chrystus zaprasza nas w Ewangelii do spojrzenia na rzeczywistość, która nas otacza i właściwego jej odczytania. Rozpoznawania tego, co słuszne.
Bóg wkroczył w historię w osobie Jezusa, a człowiek nie jest w stanie odczytać tego znaku, jakim On jest. Widzą Jezusa, a nie potrafią odkryć prawdziwego znaczenia Jego obecności: zbawienia.
Królestwo już się zaczęło, a wraz z nim nasza wieczność z Bogiem. Trzeba prosić Boga, by pomógł nam "widzieć" naszą rzeczywistość Jego oczami, dostrzegać w zwykłych rzeczach znaki zbawienia.
1. Czy proszę Boga o pomoc w duchowej walce mojego serca?
Nie czynię dobra którego chcę - takie doświadczenia sa moją codziennością. Chcę być cierpliwa, miła, uprzejma, porządna i sumienna w obowiązkach zawodowych itd. - a wychodzi gniew, coś co miało być miłe tak naprawdę rani drugiego, w pracy można by lepiej, i tak na wielu polach widzę swoje słabości. Dziękuję za "niepowodzenia" choć bolą, bo uczą mnie pokory, uczą, że moje starania, najzacniejsze intencje nie są gwarancją uczynienia dobra. Czasami to co jawi mi sie jako dobro, poczasie okazuje się , że wcale nim nie jest, że tak jak ojcze piszesz, doświadczam wówczas żalu wobec siebie, bo może można było inaczej. Mimo bólu, żalu, powierzam te niepowodzenia Jezusowi, i proszę by Swoją Miłością dotykał i ze zła wyprowadzał dobro, czyli po mnie ponaprawiał i pomógł mi posprzątać to co nabałaganiłam.
OdpowiedzUsuń