Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w tym mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa (Jr 38,4a).
Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonalił. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy na tronie Boga (Hbr 12,2).
Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam (Łk 12,49.51).
Przyjęcie Ewangelii wymaga wysiłku, zmagania, jakie toczy się w każdym z nas. Oddanie się Jezusowi, prawdzie, którą oferuje, Jego sposobowi życia, nie jest zgodne z naszymi ludzkimi ścieżkami i pragnieniami. Lubimy się cieszyć tym, co łatwe i wygodne, nie lubimy komplikować sobie życia. Nawet kiedy oznacza to lekceważenie wymagań naszej wiary, którą jak uważamy, wyznajemy, często wybieramy to, co jest z wiarą sprzeczne, bo wygodniej i łatwiej.
Wewnętrzna walka, której wymaga wiara, przenosi się na relacje z ludźmi. Opowiadanie się za Jezusem w konsekwentny sposób często rodzi zapowiadane przez Jezusa podziały i konfrontację, nawet pośród najbliższych.
Świadomi własnych słabości i ograniczeń, naszych niekonsekwencji i upadków, naszych moralnych ograniczeń, jesteśmy zaproszeni, by nie tracić ducha. Patrzeć na Jezusa. Życie Ewangelią, czy po prostu życie z godnością właściwą człowiekowi, którą objawia Ewangelia, wymaga napięcia w nas samych i w naszych relacjach z ludźmi.
1. Czy za cenę spokoju z ludźmi nie rezygnuję z Ewangelii?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz