zachód słońca

zachód słońca

niedziela, 23 października 2022

XXX Niedziela Zwykła

Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik (Łk 18,10).


Gdybyś otrzymał pytanie, z którym z tych dwóch bohaterów się identyfikujesz, który ci jest bliższy, to pewnie miałbyś problem z odpowiedzią, ja również. Bo tak do końca nikt z nas nie czuje się pewnie sprawiedliwy we wszystkim, ale też nie czujemy, żebyśmy byli takimi najgorszymi grzesznikami, których trzeba wytykać palcami. W każdym z nas znalazłoby się trochę z faryzeusza i celnika. 

     Pierwszą rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę, to fakt obaj idą do Świątyni, aby się modlić. Spotkanie z Bogiem jest dla nich koniecznością.

     Wiemy już, że modlić można się wszędzie, o każdej porze: w samochodzie, na spacerze, w pociągu i w domu… Ale doświadczenie mówi także, że potrzebne są środki, symbole, cisza, odpowiednio długi czas bez rozproszeń, miejsce, które sprzyja spotkaniu z Bogiem. A z tym nie wszędzie jest już tak samo. Nie możemy uzależniać naszej modlitwy od tego, czy pójdziemy do kościoła. Faryzeusz i celnik z pewnością modlili się także poza świątynią. Ale przychodzą też do świątyni. 

     Każdy z bohaterów tej przypowieści ma inne wyobrażenie o Bogu. Faryzeusz pozornie zwraca się do Boga, ale tak naprawdę mówi do siebie w modlitwie. To on jest centrum modlitwy, on przejmuje całą inicjatywę. Bóg musi milczeć i słuchać. 

    Faryzeusz patrzy na Boga jako kogoś, kogo można zadowolić obrzędami i religijnymi praktykami, zapominając, że Bóg mówi: miłosierdzia pragnę, nie ofiary. 

Papież Franciszek w adhortacji Christus vivit podkreślił: Twój rozwój duchowy wyraża się przede wszystkim przez wzrastanie w miłości braterskiej, wielkodusznej, miłosiernej. Święty Paweł wyraził to następującymi słowami: „Pan niech […] spotęguje miłość waszą nawzajem do siebie i do wszystkich” (1 Tes 3, 12). Obyś mógł żyć coraz bardziej w tej „ekstazie”, która polega na wyjściu z własnych ograniczeń, aby szukać dobra innych, aż po oddanie swego życia (163).

     Prawdopodobnie najczęstszym naszym grzechem jest grzech faryzeusza: wydaje się nam, że jesteśmy w porządku wobec Boga i właściwie nie musimy nic zmieniać… spełniamy przecież to religijne minimum, a może nawet wykraczamy poza nie. Jest to grzech przeciętności, letniości, polegający na zadowoleniu, że ja już wystarczająco dużo robię… 


1. Jak moje spotkanie z Bogiem na modlitwie wpływa na moje spotkania z ludźmi?



1 komentarz:

  1. „Miłosierdzia pragnę bardziej niż ofiary” – słowa, które staram się zrozumieć w swoim życiu od wielu lat. O wiele łatwiej jest złożyć ofiarę: różaniec, post, jałmużna, dobry uczynek itd., ale trudniej jest mi spojrzeć z miłością na bliźniego, który w moim mniemaniu na takie spojrzenie nie zasługuje, wybaczyć. Często znajduję przy rachunku wieczornym myśli, gesty czy słowa, w których patrzę na innych z góry (jak on mógł, taki mądry a nie potrafi, jedno mówi a tu proszę co powiedział lub nie zrobił…)Dlatego proszę gorąco Pana o łaskę pokory, aby bronił mnie przed pychą. Doskonale wiem, przez tyle lat, że sama z siebie nic nie mogę, tylko mogę się zagubić w sidłach i zacząć „modlić się” do siebie. Bardzo dziękuję ojcu za słowa papieża Franciszka dosadnie mówiące co jest naszym wzrostem duchowym, oraz za ukazanie grzechu letniości, który potrafi dopaść niezauważenie, kiedy jestem w stanie zadowolenia.

    OdpowiedzUsuń