Ubi societas, ibi ius - mawiali starożytni. Tam, gdzie jest jakaś społeczność, jakaś grupa ludzi, pojawiają się zasady. A zasady w czasach Jezusa były liczne, często dość wymagające. Nie zawsze łatwo było się odnaleźć w plątaninie przepisów i praw. Wiele z nich utraciło swój pierwotny sens.
Wiele razy pojawia się w Ewangeliach problem przestrzegania szabatu, który został ustanowiony jako odpoczynek i dziękczynienie za wyzwolenie z niewoli, a stawał się w czasach Jezusa narzędziem zniewalania.
Jezus przyszedł, aby przywrócić sens, ukazać pełnie prawom. Nie przyszedł ich znosić, ale odkrywać ich istotę - miały służyć dobru człowieka. Dzisiaj słyszymy w Ewangelii, że niektóre zwyczaje i tradycje stały się wymówką do uniknięcia powinności wypływających ze zdrowego rozsądku i zwykłych ludzkich relacji.
Oczywiście, trzeba myć ręce przed jedzeniem. Myć naczynia i sztućce. Ale nie można tego stawiać ponad zobowiązaniami dzieci wobec rodziców. Jeśli tracimy z oczu istotę praw i norm lub wypełniamy ją w fałszywym celu, to łamiemy samą zasadę. Z ludźmi nie można pogrywać. Inaczej niszczy się społeczeństwo, wszelkie relacje, zaufanie.
Czy religijność nie powoduje we mnie usprawiedliwiania ludzkiej niesprawiedliwości?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz