Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić (Mt 5,17).
Temat ufności pokładanej w Bogu jest jednym z najważniejszych w nauczaniu św. Pawła. Chrześcijanin nie jest kimś nieśmiałym, zalęknionym. Jest człowiekiem pełnym przekonania i odważnym.
Dzisiaj doświadczamy pewnej nieśmiałości, a nawet wstydu bycia chrześcijaninem, pewnego lęku przed świadczeniem o wierze, którym brzydziłby się św. Paweł, gdyby żył pośród nas.
Paweł nie opuszczał wzroku. Wobec swoich przeciwników prezentował się jako człowiek pewny siebie, swoich przekonań i wiary. Ale ta jego pewność nie pochodziła od niego samego. Paweł znał siebie, wiedział, że jest słaby. Jego pewność rodziła się z ufności Bogu. Panie, daj mi tę ufność, która swoje źródło ma w Tobie, a nie we mnie!
Nauczanie Pawła spotyka się z oporem tych, którzy próbują go zdyskredytować i zarzucają mu, że odchodzi od Prawa Mojżeszowego, ulegając jakimś niepewnym nowościom. Paweł broni się, dokonując porównania Starego i Nowego Przymierza:
* Stare Przymierze - zbyt materialne, utrwalone w kamieniu... chwała odbita w obliczu Mojżesza... potępienie grzechu...
* Nowe Przymierze - duchowe i wewnętrzne... jawna i wspaniała chwała... usprawiedliwienie z grzechu...
Historia zbawienia się rozwija. To, co Bóg objawił Mojżeszowi w jego czasach, było dobre. Ale to, co objawia nam w swoim Synu, Jezusie Chrystusie, jest lepsze. To nie oznacza, że można odrzucić przeszłość, trzeba wypełnić ją Duchem.
Litera zabija, a Duch ożywia. To nieustanne niebezpieczeństwo, jakie zagraża każdemu z nas. Zatrzymać się na formalnych gestach, zadowolić się zewnętrzną prawością, zgodną z literą. W ten sposób najpiękniejsze rzeczy ulegają degradacji: tak dzieje się z powołaniem życiowym, zawodowym, z modlitwą, z miłością, z tak wieloma pięknymi uczuciami...
Pomóż mi, Panie, abym nie przestał ożywiać wszystkiego nowym życiem. Abym nie uczynił mojego powołania, moich codziennych obowiązków formalną praktyką, bo tak trzeba coś wykonać, ale napełniaj mnie Duchem, bym w moją codzienność angażował całą moją istotę.
Duchu Święty, przyjdź i obdarzaj nowym życiem każdy mój dzień..., aby nie tylko zachowywać, ale wypełniać...
1. Czy nie przywiązuję się zbyt mocno do zewnętrznej formy religijności, zapominając o potrzebie ciągłego poszukiwania Boga?
"..., aby nie tylko zachowywać, ale wypełniać...". Amen
OdpowiedzUsuń„Litera zabija, a Duch ożywia” Myślę, że to właśnie brak tego Ducha, osobistego spotkania z Bożą Miłością sprawia, że słyszę o nudnej Mszy św., po co chodzić do Kościoła, tam w kółko to samo. I choć nie wyobrażam sobie dnia bez Eucharystii, to sama mam okresy w których bardzo muszę dbać „o świeżość” spotkania, modlitwy.
OdpowiedzUsuńWczoraj w najbardziej znanym fragmencie Ewangelii o soli i świetle, w okruchach czytam, że jedynym sposobem, aby ci , którzy nie słyszeli o Jezusie lub odeszli - mogli poznać Jego „ przez nas, przez nasze słowa i nasze życie”. I tutaj się zastanawiam, czemu moje dzieci nie poznały Jezusa przez moje życie? (nie dosoliłam, czy przesoliłam)
Od poniedziałku, zastanawiam się nad błogosławieństwem, które chciałabym praktykować. Ze względu na mój wybuchowy charakter, myślałam, że łagodność (cisi) nie dla mnie. Ale właśnie na tym błogosławieństwie się zatrzymałam. Pragnę, aby zagościła u mnie łagodność, cichość. Nie rozumiem tylko po co posiąść ziemię na własność. ???
posiąść ziemię - czyli to, co jest własnością samego Boga. Posiąść dziedzictwo, które jest darem Ojca, nad którym dziecko samo się nie trudzi, o co nie musi się starać, bo trudzi się nad tym Ojciec. Bóg w osobie Jezusa się natrudził, nacierpiał, napracował. Łagodni, czyli podobni Jezusowi, umiłowanemu Synowi, są dziedzicami ziemi, dziedzicami Królestwa, dziedzicami zbawienia, dlatego, że są dziećmi Boga, a nie dlatego, że na to zasłużyli.
Usuń