Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie przed ludźmi królestwo niebieskie. Sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść wchodzącym (Mt 23,13).
Paweł, a wraz z nim Sylas i Tymoteusz w liście do Tesaloniczan wyrażają podziękowanie za dzieło wiary, trud miłości i trwanie w nadziei. Paweł przypomina im proces nawrócenia, uznaje działanie Ducha Świętego, który dokonał przemiany ich życia i napełnił odwagą, by świadczyć o wierze.
Zatrzymuję się przy tych słowach, bo ważne jest to, by zauważać dobro, zarówno to czynione przez siebie, jak i dobro czynione przez innych. Czasami trudno nam dostrzec, rozpoznać i docenić cały proces, który dokonuje się w nas na drodze wiary - uznajemy to za coś oczywistego, a czasem za wciąż jeszcze zbyt małe. A trzeba nauczyć się cieszyć, że Duch dokonuje w nas przemiany, pozwala z odwagą podejmować drogę wiary, pomnaża miłość i umacnia wytrwałość. Nauczyć się dostrzegać i cieszyć, aby się nie zniechęcać, że nie wszystko jeszcze wychodzi... Nauczyć się dostrzegać i cieszyć, aby dziękować.
Ostatnie publiczne przesłanie, które Jezus wygłasza w świątyni jerozolimskiej, to ostry wyrzut skierowany ku tym, którzy prowadzą i odpowiadają za lud - biada wam...! Jezus, który mówi o sobie, że przyszedł zbawić, a nie osądzać, nie waha się kierować surowych słów ostrzeżenia. Wskazuje na wielki rozdźwięk pomiędzy sprawiedliwością, prawdą, miłosierdziem i przebaczeniem, a doktryną głoszoną przez religijne autorytety Jego czasów - jałowym legalizmem.
Widzę w tym wołaniu Jezusa pełen niepokoju krzyk tego, który widząc, że wędrowiec znalazł się na złej drodze, chce go powstrzymać i zawrócić na właściwy kurs. Ten apel Jezusa nie jest nowy - wielokrotnie Jezus wyrażał swoją niezgodę na postawy i sposób pojmowania religii przez uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Dziś jednak nazywa pewne rzeczy po imieniu:
* zamykacie Królestwo niebieskie przed ludźmi - kiedy uzależniacie pewność zbawienia od skrupulatnego przestrzegania praw i nie pozwalacie działać samemu Bogu, odrzucając Jezusa, odrzucając Miłość;
* poszukujecie z gorliwością współwyznawców, aby wprowadzać ich na drogi, które nie prowadzą do Życia, ale tylko po to, by zwiększyć liczbę swoich zwolenników;
* głupi i ślepi, bo już zagubiliście się pośród własnych interpretacji i wywodów tak bardzo, że nie potraficie dostrzec prawdy.
Słuchając słów ostrzeżenia, trzeba nam z ufnością prosić Pana, aby uchronił nas przed popadaniem w faryzejskie postawy, które zawsze prowadzą do zubożenia naszej relacji z Bogiem i bliźnimi. Niech Duch Święty, o którego działaniu przypomina nam św. Paweł we fragmencie listu, pozwala nam dostrzegać te wszystkie momenty, w których bardziej jesteśmy obłudnikami zamiast uczniami Jezusa.
1. Czy potrafię zauważać własny rozwój na drodze wiary, czy raczej ciągle jestem niezadowolony? Czy dziękuję Bogu za Jego działanie w moim sercu?
Wczorajsze pytanie Jezusowe: czy i wy chcecie odejść, dopadło mnie. Pisałeś wczoraj ojcze, że Jezus stawia nam to pytanie każdego dnia, ja je pominęłam, myśląc, że ono mnie nie dotyczy, myśl odejścia nie przyszła mi na myśl nawet przez sekundę, Jezus zna moje serce, a decyzję podjęłam dawno temu: jednak nie dało mi to pytanie spokoju. Może słowa, które usłyszałam w homilii o Kościele, o tych, którzy odchodzą (choć ja ostatnio jestem świadkiem powrotu jednej osoby) wpłynęły na to, że dotarło do mnie, że Jezus je stawia tym, którzy z Nim chodzą, słuchają Go, są Niego blisko. Pochyliłam się nad pytaniem i na kolanach dałam odpowiedź.
OdpowiedzUsuńPiszesz ojcze, że decyzje utwierdzają, pewnie to jest tak jak w małżeństwie, coś jest oczywiste, a jednak dobrze jest sobie powiedzieć od czasu do czasu, że się chce być razem, zapewnić o swojej miłości.
W dzisiejszym komentarzu zwróciłeś ojcze uwagę na dostrzeganie dobra. Jest to bardzo trudne, szczególnie trudno mi dostrzec dobro czynione przeze mnie, dostrzeganie dobra u innych łatwiej przychodzi. Nawet łapię się na tym, że chciałabym być tak dobra jak ktoś inny. Często towarzyszą mi myśli o których piszesz, że nie wszystko wychodzi tak jak bym chciała, na drodze mojej wiary nie ma entuzjazmu, zadowolenia, ciągle za mało.
Słów w ewangelii o przysięgach to nie rozumiem (przysięgać na przybytek, przysięgać na ołtarz…). Czemu Jezus o nich mówi?
Dostrzegam własny rozwój na drodze wiary i cieszę się, że Duch Święty pokazuje mi moją obłudę i faryzejstwo, gdy zamiast miłości przykładam do bliźniego literę prawa. To dla mnie ratunek, kiedy się reflektuję i staję w Prawdzie o swojej niedoskonałości. Ale tez i trudne to dla mnie bardzo odstąpić od tej miary oceniania, pozwolić działać samemu Bogu i odstąpić od własnych interpretacji. I tu w tym miejscu zastanawiam się mocno, ojcze, nad tym, co napisałeś: "A trzeba nauczyć się cieszyć, że Duch dokonuje w nas przemiany, pozwala z odwagą podejmować drogę wiary, pomnaża miłość i umacnia wytrwałość." Zastanawiam się nad tym pomnażaniem miłości. Rozumiem to tak, jakby ono było częścią procesu, jaki dokonuje się na drodze wiary. Odwagi mi przybyło, wytrwalsza jestem. A czemu tak mi trudno pomnożyć miłość???
OdpowiedzUsuńDziękuję.