zachód słońca

zachód słońca

poniedziałek, 28 marca 2022

Poniedziałek 4. Tygodnia Wielkiego Postu

    Rozweselę się z Jerozolimy i rozraduję się z jej ludu. Już się nie usłyszy w niej odgłosów płaczu ni krzyku narzekania (Iz 65,19).

    Powiedział do Niego urzędnik królewski: «Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko». Rzekł do niego Jezus: «Idź, syn twój żyje». Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem (J 4,49-50).


    Izajasz daje nam podgląd tego, co będzie naszą rzeczywistością. Słowa, które podnoszą na duchu. Ten fragment słyszeli Izraelici, kiedy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji, na wygnaniu w Babilonie. Nie mieli świątyni, nie mogli składać ofiar ani obchodzić wielkich świąt. Byli poza swoją ojczyzną, poza Jerozolimą. Wielu było niewolnikami w domach Babilończyków. Upokorzenie było chlebem powszednim, 

    Ale w szabat, w synagodze, słuchali słów pełnych nadziei, które otwierały ich serca: oto ja sprawię, że Jerozolima się rozraduje... 

    To samo Słowo, zdolne osuszyć łzy Izraelitów i napełnić ich serca nadzieją, w Ewangelii nabiera szczególnej barwy. Jezus, przez swoje słowo, uzdrawia syna urzędnika królewskiego, syna poganina.

    Jezus przekracza granice przymierza. Jezus - Słowo nie jest już tylko dla Żydów. Każdy, bez wyjątku, kto słucha Słowa Bożego, kto jest posłuszny Słowu, jak królewski urzędnik i wierzy w to, co Słowo mówi, zyskuje uzdrowienie i radość.

    Piękne jest podkreślenie, że cierpienie ojca wypływa z tego, że cierpi jego syn. Ojciec cierpi z tym, który cierpi. Szczęście syna jest szczęściem ojca. Jezus przyjmuje cierpienie ojca i przemienia je w Życie. 

    Urzędnik królewski, ale jednak bezradny, słaby, cierpiący i po ludzku ubogi człowiek. Nie ma nic i dlatego może otworzyć się na Słowo. 


1. Czy moje słowa do innych są słowami nadziei, pokrzepienia?

1 komentarz:

  1. Ja do wczorajszych okruchów: Postawa starszego brata poruszyła i mnie. Komentarz cudownie ujmuje to co i ja czuję. Zastanawiałam się czemu on nie stara się aby brat nie opuszczał domu, czemu nie stara się aby go szukać, aby powrócił itd. Zaskoczyła mnie myśl wyrażona przez ojca, że może jego postawa „braterska” była przyczyną odejścia młodszego. Ale tak się często dzieje, gdzie nawzajem nie wykazujemy zainteresowania tymi co są blisko nas, mogą odejść, nie zawsze zabierając walizkę, mogą odejść sercem. Zwyczajne pytanie: jak ci minął dzień, w naszym pędzie zabiegania, może wiele. Myślę też , że tymczasowe opuszczenia są wpisane w Bożą pedagogię. Ostatnio po tygodniowym „urlopie od rodziny, domu i pracy” doświadczyłam cudownej tęsknoty ze strony najbliższych, radość i rozmowy ze wspólnego spotkania prawie nie miały końca.
    Trwając myślą przy starszym bracie, myślę że brakuje w sercu wdzięczności, że wszystko ma co mu potrzeba, że ma do syta. I tak myślę, że kiedy mnie dopada zniechęcenie, znużenie w codzienności, trzeba udać się do Ojca, aby na nowo doświadczyć Jego miłości, pozwolić się objąć; doświadczyć w chwilach trudnych, że On jest i niczego nie zabraknie, a może wyśle „sługi” aby pomogły. Może starszy brat przyzwyczajony do obecności Ojca, zapomniał o „spotkaniu z Nim”, o dialogu.
    Podejrzewam, że gdyby w tej przypowieści umieścić osobę Matki, ona by poczyniła starania o starszego, starała się o wzajemną relację między synami; przekonała o miłości Ojca, i pewnie wylała morze łez za młodszym.
    Myślę, że nie niejedna matka, woła do Pana: przyjdź za nim moje dziecko umrze. Jak wiele słyszę , widzę i doświadczam odejść młodych od "przykazań", jak łatwo one poddawane są wybiórczości, modernizacji. Wczoraj doświadczyłam w rozmowie,że dla niektórych Eucharystia nie jest już centrum świętowania Dnia Pańskiego.

    OdpowiedzUsuń