zachód słońca

zachód słońca

wtorek, 11 października 2022

Wtorek 28. Tygodnia Zwykłego

    Gdy jeszcze mówił, zaprosił Go pewien faryzeusz do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął miejsce za stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk przed posiłkiem (Łk 11,37-38).


    Zaproszenie Jezusa do swojego domu wiąże się z dużym ryzykiem, bo Jezus zawsze potrafi dotknąć czułego miejsca, które najchętniej chcielibyśmy ukryć, zasłonić, a dotknięcie zawsze wywołuje ból. 

    Najczęściej patrzymy na faryzeuszy jako tych, którzy się z Jezusem spierali, podważali Jego autorytet, traktowali jako kogoś spoza swojego kręgu czystych i sprawiedliwych.

    Święty Łukasz w swojej Ewangelii pokazuje jednak, że Jezus był dla faryzeuszy kimś, z kim się liczyli, w kogo towarzystwie było może dobrze się pokazać, bo cieszył się uznaniem pośród ludzi. 

    Ten stosunek do Jezusa wyrażał się w kierowanych do Niego zaproszeniach na posiłek, najczęściej na obiad. Łukasz wspomina o trzech takich wydarzeniach. I za każdym razem Jezus dotyka i wywołuje ból, odsłania to, co chore i domaga się uleczenia. 

    W dzisiejszym spotkaniu wskazuje na zewnętrzną religijność, która nie ma pokrycia w wewnętrznej relacji człowieka z Bogiem. Wskazuje, że taka religijność, zewnętrzna i fasadowa, niczemu nie służy, kiedy serce nie jest zaangażowane. 

    Wcześniej, w domu faryzeusza Szymona, mówił o przebaczeniu, które rodzi miłość, kiedy człowiek otwiera się na Boży dar. Przy kolejnym spotkaniu będzie uczył, by unikać pychy, wywyższania się i prawdziwej gościnności. 

    Zaprosić Jezusa do swojego życia, to zgodzić się na to, że zaboli. Jezus nie pozostawi ukrytym naszego grzechu, bo Mu na nas zależy i pragnie, byśmy zostali uzdrowieni. 


1. Czy zastanawiam się, co Jezus chce we mnie uzdrowić, kiedy Jego słowo boli?

1 komentarz:

  1. Tak sobie wyobrażam co czuł gospodarz domu, faryzeusz. Goście, a przy stole średnia atmosfera. Jak zapraszam gości na obiad, to zawsze chce się dobrze wypaść, nie tylko przygotowuję smaczny posiłek na stół, ale staram się o miłą atmosferę, np. mężowi zakazuję tykania „drażliwych tematów”, czyli tak żeby było milusio. Pamiętam sytuacje przy stole, gdzie tak nie było i wówczas czułam się zażenowana, zawstydzona itd. Widać zależało mi na zewnętrznej stronie. Takiego stresu nie ma, gdy przy stole zasiada przyjaciel. Cokolwiek się zadzieje, choćby bolesnego, trudnego, krępującego, to w dalszej perspektywie działa oczyszczająco i wzmacnia wzajemne relacje. Jezus pokazuje jak być Gościem przy stole. Na pierwszy rzut oka pomyślałam, że nie dba On o dobre samopoczucie gospodarza. Później zobaczyłam, że tak ie jest. Mówi, mu co może uczynić, aby wszytko było dla niego czyste i by jego życie było szczęśliwsze, aby mógł doświadczyć najważniejszego.
    Obiad, goście, taka nostalgia mnie ogarnia. Szkoda, że jest coraz mniej rodzinnych spotkań, kawek imieninowych, czy obiadków niedzielnych. Kiedyś nawet tematy polityczne nie sprawiały problemów przy stole, tak jak obecnie. Spotkania pozamykały się w wąskich gronach, bardzo wąskich. Pamiętam z młodości, nie było warunków lokalowych, jak i zaopatrzenia spożywczego, a potrafiło się zmieścić kilkanaście a nawet i prawie 30 osób w małym pokoju przy placku i było pełno radości. Pandemia zredukowała grono do minimum nawet w Święta. Zastanawiam się czy do tej nowej rzeczywistości nie zaczynamy się przyzwyczajać.
    Piszesz ojcze, że zaproszenie Jezusa wiąże się z ryzykiem dotknięcia czułego miejsca, że zaproszenie może zaboleć. I oto właśnie chodzi, trwanie w błędzie nie ma sensu. Jezu zapraszam Cię na obiad, dlatego że możesz uzdrowić i umocnić moją relację do Ciebie, uczynić ją pełniejszą, prawdziwszą. Tylko Ty możesz pokazać co jest we mnie obłudne i faryzejskie, co skrzętnie zakrywam.

    OdpowiedzUsuń