Niemile widziany gość w tym momencie. Wyprosili Go, poprosili, żeby sobie odpłynął...
W starożytnych Atenach państwo wybierało kilku mężczyzn ze społecznego marginesu i przetrzymywało w pewnej izolacji. Kiedy w danej społeczności pojawiał się jakiś kryzys, jakieś napięcie, jakaś choroba czy zła siła, które mogły doprowadzić do niepokojów, władze polis losowały jednego z nich, rozbierano go do naga i paradowano z nim ulicami miasta, gdzie gromadzili się mieszkańcy, znęcali się nad nim, by w końcu złożyć go w ofierze poza miastem. Takich ludzi widziano jako swoistą truciznę dla polis w dobrym czasie, stąd ich izolowanie, ale w momentach trudnych i niespokojnych stawali się swoistym lekarstwem na niepokoje. Przez swoją śmierć stawali się lekarstwem polis.
Opętany człowiek, który stale mieszkał pośród grobów, odizolowany od społeczeństwa i pętany łańcuchami, który wchłonął w siebie cały legion zła, mógł być tak traktowany - kiedy społeczeństwo żyło normalnym życiem, można zawsze było wskazać na niego i powiedzieć sobie, że w gruncie rzeczy jest się w porządku, bo zło jest tam. To on uosabiał zło.
Jezus zakłócił tę społeczną równowagę. Uzdrawiając opętanego, uwalniając go z niewoli zła sprawiał, że społeczność straciła punkt odniesienia, nie mogła już usprawiedliwiać swoich mniejszych i większych grzechów. Każdy musiał sam zmierzyć się ze swoimi demonami. Będzie to wymagało czasu, by zrozumieli, może za sprawą uzdrowionego, a kiedy Jezus przybędzie ponownie, wyniosą swoich chorych, prosząc o uzdrowienie...
Czy nie szukam usprawiedliwienia dla siebie, porównując się z innymi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz