Przyszedł prosić o cud, otrzymał słowo i wezwanie do wiary... Tym razem Jezus nie ruszył do jego domu, a jedynie odesłał. Na drodze wiary nie chodzi o to, by wierzyć w cuda, lecz aby uwierzyć Jezusowi. Zaufać Jego słowu.
Wobec wołania pełnego rozpaczy: ratuj, zanim umrze padają słowa: idź, syn twój żyje. Ufał, że Jezus może uchronić przed tragedią śmierci. Dlatego przyszedł. Został wezwany do jeszcze większego zaufania: idź!
W drodze umacnia się wiara. Na tej drodze można przejść przez ciemność i mrok, chwile zwątpień. A mimo to trzeba iść w mrok wiary. Bo coś w głębi serca mówi, że w tej drodze jest sens. Musi wystarczyć słowo.
Urzędnik uwierzył słowu, nie mogąc go zweryfikować. Tego wciąż musimy się uczyć. Ta droga urzędnika do domu kończy się radością z uzdrowienia dziecka. A radość zostaje pomnożona. Uwierzył on sam i cała jego rodzina. I to jest największy cud - serce otwarte na łaskę wiary.
Jakie sytuacje w moim życiu wymagały zaufania słowu Jezusa, bo wokół był mrok?
🙏🏻
OdpowiedzUsuń