zachód słońca

zachód słońca

wtorek, 21 grudnia 2021

Wtorek 4. Tygodnia Adwentu

    W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy (Łk 1,39).


    Pośpiech przedświąteczny jest nam znany. Czas wydaje się kurczyć, coraz bliżej... Ale jednak czy ten pośpiech, który przeżywamy, którego doświadczamy, jest pośpiechem ku drugiemu człowiekowi, by mu usłużyć?

    Dopiero co przeżyła wyjątkowe doświadczenie, przyjęła Słowo, które w Niej nabierze ludzkich kształtów i wybiera się z pośpiechem w góry. Nawet dzisiaj piesza wędrówka z Nazaretu do Judei wydaje się znaczącym wyzwaniem, a wówczas - bez telefonów, bez wyraźnych drogowskazów i wygodnych dróg... A Ona z pośpiechem ruszyła... Zamiast zajmować się sobą. 

    Trudno nam czasem zainteresować się tym, co dzieje się z sąsiadem mieszkającym obok czy z krewnym, którego dawno nie widzieliśmy. Często jesteśmy zbyt leniwi, by odpowiedzieć na czyjeś wołanie o pomoc na terenie parafii... Nie chcemy się mieszać w cudze sprawy, nawet kiedy to obok naszego domu... A Ona wyruszyła z pośpiechem, aby pomóc Elżbiecie. Wystarczyło jedno zdanie - krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości...

    Jest pełna łaski, a ci, których łaska przepełnia, nie mogą zatrzymać jej dla siebie. To jakiś wewnętrzny przymus serca, by się dzielić, przekazać dalej. 

    Elżbieta jest zadziwiona: a skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Czy jest w nas to zadziwienie, że sam Bóg przychodzi do nas? Nie tylko w Święta Bożego Narodzenia. Przychodzi w swoim Słowie, przychodzi w sakramencie pokuty w znaku przebaczenia, przychodzi jako Chleb Eucharystii. Przychodzi. Gdybyśmy częściej chcieli się zapytać: a skądże mi to? Może łatwiej byłoby nam zanieść Boga innym.


1. Czy towarzyszy mi zadziwienie Bożą obecnością w moim życiu?

1 komentarz:

  1. Tak pięknie piszesz ojcze o pośpiechu Maryi by służyć.
    Ja zatrzymałam się na POZDROWIENIU -
    "głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach"
    W tym okresie świątecznym słyszę i sama wypowiadam lub piszę wiele pozdrowień.
    Przepraszam, za te owiane obojętnością, za te, które nie wnoszą do serca choćby promienia radości, pociechy, wsparcia; za te na odczepnego; przepraszam za te niewypowiedziane, na które ktoś czeka a ja mam alibi: nie mam czasu.
    Maryjo, która wnosisz radość swoim głosem, POZDROWIENIEM, który porusza Elżbietę, może tak jak dzisiejszego autora pierwszego czyt. z PnP:
    "Głos mojego ukochanego! Oto On!....Bo słodki jest głos twój" -
    - módl się za mną.
    Mam doświadczenie takich pozdrowień, które poruszyły moje serce do głębi; większość z nich dotyczy sytuacji, kiedy byłam w tzw. dole. Pozdrowienie pełne szczerości, życzliwości, zatroskania - wnosiło w moje życie iskrę, która pozwalała dalej żyć.

    OdpowiedzUsuń