Zacheusz, ten Zacheusz, był niezły we wspinaczce i pokonywaniu trudności. Dzięki swoim umiejętnościom znalazł się na szczycie poborców podatków w Jerychu, należał do elity ekonomicznej ze względu na zgromadzony majątek i zajmowane stanowisko. Można było nim gardzić, bo był kolaborantem, ale nie można było odmówić mu sukcesu i przynajmniej pozornie dbać o zachowanie poprawnych relacji. Za plecami pewnie go obmawiano i zazdroszczono mu, ale w bezpośrednim spotkaniu okazywano szacunek i się kłaniano. Miał przecież wpływy, a wokół niego zawsze było trochę tych, którzy wykorzystywali jego pozycję dla własnych korzyści, a czasem liczyli na przymknięcie oka i naliczenie mniejszych podatków…
Zacheusz potrafi wyznaczać sobie cele, a kiedy coś postanowi, potrafi nawet podbiec i wspiąć się na drzewo, potrafi zaryzykować i narazić się na kpiny z powodu zachowania, które nie przystoi zajmowanemu stanowisku.
Możemy dostrzec pewne podobieństwa pomiędzy Zacheuszem a całkiem liczną gromadą karierowiczów dzisiejszego świata polityki i biznesu, którzy posiedli umiejętność wspinania się na szczyt. Uwierzyli, że szczęście w życiu polega na zrobieniu kariery, zdobyciu dobrego stanowiska, posiadaniu wspaniałego ciała i zasobnego portfela, który pozwala bawić się, korzystać z wpływów i cieszyć się podziwem. I temu poświęcają swój czas, swoją energię i swoje marzenia. Często depcząc po drodze innych, bez żadnych skrupułów i zahamowań.
Ale ci Zacheusze wszystkich czasów, także naszych, są często głęboko samotni. Może podziwiani, może otoczeni zazdrością i błyskiem fleszy, a najczęściej samotni i puści. Im bardziej zajęci tym, co zewnętrzne, tym mniejsze i skarłowaciałe mają wnętrze.
Zacheusz poczuł się kochany, doceniony i przyjęty jako osoba, zaakceptowany jako człowiek i to sprawia, że nie potrzebuje już tak wielu rzeczy, które go izolowały od innych i zapewniały mu znaczenie i wątpliwy szacunek. To nie my zmieniamy siebie, to miłość nas zmienia.
Zacheusz jest szczęśliwy! Chciał poznać Jezusa, a poznał siebie i poznał Boga! I nie trzeba było nic więcej. Otworzył przed Jezusem drzwi domu, nie wiedząc nawet, że Jezus otwiera przed nim drzwi życia.
Oby i wobec nas, każdego z nas, mógł Jezus wypowiadać słowa, które usłyszał Zacheusz: dzisiaj zbawienie stało się udziałem tego domu. Dzisiaj zbawienie przyszło do tego serca, do tego domu.
1. Czy niedzielna Eucharystia jest dla mnie spotkaniem Jezusa przy stole i doświadczeniem zbawienia, które jest moim udziałem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz