Czytam Ewangelię i pozostawia ona w naszych uszach pewien niesmak - widzę Jezusa, który jest rozczarowany swoim ludem. Zawsze można znaleźć wymówkę, by nie wierzyć, zawsze znajdzie pretekst dla tych, którzy do słów i działania Jezusa podchodzą z podejrzliwością, lub tych, którzy nic nie chcą zmienić w swoim życiu.
Wiara w Jezusa, wczoraj, dzisiaj i zawsze, wymaga pierwszego ruchu w ludzkim sercu: szczerego otwarcia się na Jego słowo, chęci słuchania. Bóg nam się nie narzuca, objawia się i jednocześnie ukrywa, jest światłem i cieniem.
Dlatego wiara w Jezusa wymaga najpierw aktu zaufania, chęci ujrzenia światła. Wierzymy, ponieważ w głębi serca zrobiliśmy ten pierwszy krok, wolny, zdecydowany i uczciwy, który otwiera nas na Ducha.
Problem jest w tych z nas, którzy robią ten krok, ale tylko połowicznie, zawsze grając między światłem, a cieniem, nowym a starym człowiekiem. Problem tkwi w tych z nas, którzy chcą jednocześnie pływać i zachować suche ubranie, chcą przepłynąć morze, ale nie chcą podjąć ryzyka.
Jezus przychodzi do nas i aby przyjąć Go szczerym sercem, musimy rozpoznać nasze ciemności, ponazywać nasze kajdany, przestać godzić się z przeciętnością. On jest wstanie rozświetlić wszystkie nasze ciemności, ale jeśli my tego nie będziemy chcieli, zawsze znajdziemy wymówkę, by usprawiedliwić naszą bylejakość...
Co wpływa na pogłębienie mojej wiary?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz