Trudno nam o bezinteresowność. Niemal zawsze dokonujemy kalkulacji: jestem mu winien zaproszenie, powinienem go zaprosić, w moim interesie jest, by go zaprosić...
Oczekujemy także niemal zawsze rewanżu, czegoś w zamian... A czasem uważamy, że mamy prawo prosić o coś, bo przecież...
Zbyt często szukamy własnej korzyści.
Jesteśmy nawet bardzo zaprawieni w subtelnych oszustwach, polegających na tym, że potrafimy wykonywać pewne dobre rzeczy, aby czuć się dumnym, poczuć się dobrze, poczuć się docenionym i przydatnym... to często motywacja stojąca za wieloma akcjami wolontariatu... Ostatecznie to i tak ukryta forma egoizmu, chociaż w tym przypadku inni, którzy są w potrzebie, mogą z tego skorzystać...
Jezus proponuje zupełnie inną perspektywę, porzucenie kalkulacji. Proponuje porzucenie tego świata interesów, w którym coś jest robione, by dostać coś w zamian. Czynimy wiele dobra, ale to wskazanie Jezusa wciąż jeszcze wydaje się nam zbyt trudne... Czy kiedyś jakiś obcy, nieznany nam człowiek, zasiadł z nami przy stole w wieczór wigilijny do wieczerzy? Nie dlatego, że zapukał do naszych drzwi, ale dlatego, że został zaproszony? A przecież zastawiamy wolne miejsce... Dać kanapkę, nawet bogato wypełnioną, to jednak nie to samo, co zaprosić do stołu...
1. Jak często pytam się o motywacje swoich działań i dobrych czynów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz