W starożytnym Rzymie, kiedy zwycięski wódz wracał do stolicy imperium, odbywał triumf. Ludzie wiwatowali na ulicach, rozbrzmiewały bębny i trąby na jego cześć, witali go patrycjusze, senatorowie i lud.
Czasami mamy właśnie takie wyobrażenie o Królestwie Bożym i przyjściu Jezusa. Koniec świata, triumfalnie przychodzący Chrystus Król, a my wszyscy na ulicy, wiwatujący z radości. Święci i męczennicy zajmują pierwsze miejsca pośród tłumów śpiewających Jego chwałę i głoszących Jego zwycięstwo.
Ale czy ten obraz ma coś wspólnego z Ewangelią? Kiedy Bóg chciał stać się obecnym pośród nas, nie wybrał drogi mocy, widowiska, cudów. Wybrał prostotę, ukrycie, uniżenie. Stał się jednym z nas. Nie domagał się przywilejów i ich nie miał. Nie szukał pierwszych miejsc, ale ostatnich. Nie narodził się w stolicy ówczesnego świata, w Rzymie, lecz w małej wiosce, gdzieś na obrzeżach imperium; narodził się w stajni, pośród zwierząt - w miejscu niegodnym, śmierdzącym i brudnym!
Jezus daje nam klucz. Aby odnaleźć Królestwo Boże, odnaleźć samego Boga, nie trzeba czekać na wielkie i spektakularne wydarzenia. Królestwo Boże pośród was jest! Bóg jest obecny w naszej codzienności, kiedy łamiemy się chlebem i dobrem z naszymi braćmi. Bez fanfar, bez trąb i bębnów, bez wielkich ceremonii, Bóg przychodzi w prostocie dobroci dawanej i przyjmowanej każdego dnia...
1. Jak odbieram słowa Ewangelii związane z końcem świata - z lękiem, czy z nadzieją?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz